15

Green’s Gap, Polnocna Karolina, Stany Zjednoczone Ameryki, Sol III 00:37 czasu wschodnioamerykanskiego letniego, wtorek, 29 wrzesnia 2009

Pruitt spojrzal na porosniete drzewami gory, ktore wypelnialy caly glowny ekran, i zasmial sie glosno.

— Bun-Bun to krolik, a nie malpa!

Naprawianie SheVy przebiegalo z godna podziwu szybkoscia, poniewaz brygada naprawcza juz na nich czekala. Kiedy dzialo dojechalo na miejsce, Kilzer i Indy wspolnymi silami opracowali pelny przeglad zniszczen. Potem spawacze i elektrycy uporali sie ze swoimi zadaniami i zainstalowano nowe uzbrojenie przeciwpiechotne. Nadeszla pora, aby jechac dalej, tym razem w eskorcie abramsow i bradleyow, rozproszonych jak chihuahua strzegace slonia.

Ruszyli w gore strumienia Brushy Fork. Bradleye, abramsy i ciezarowki z napedem na szesc kol z trudem gramolily sie po koleinach zostawionych przez SheVe; gigant niwelowal nieprzejezdne wertepy, ale pod jego ciezarem granit zamienial sie w gruby na metr pyl. Nie bylo jednak innego wyjscia; waska gruntowa droga bylaby nieprzejezdna dla czolgow, nawet gdyby jej nie zniszczylo olbrzymie dzialo.

W koncu dotarli do wzgorza nad Brushy Fork, okolo trzech kilometrow od Green’s Gap. Mniejsze pojazdy ustawily sie na innych grzbietach, a kilka czolgow w korycie strumienia; na szczycie bylo miejsce tylko dla SheVy.

Zalogi wygladaly przez wlazy, ocenialy czekajaca ich trase i krecily glowami. Slonce dawno juz zaszlo, zabierajac ze soba cale cieplo. Prawie pionowe sciany skalne lsnily w swietle ksiezyca szronem.

— Ja jestem za tym, zebysmy zawrocili — zatrzeszczal w radiu glos LeBlanc.

— O, wy malej wiary — zadrwil Kilzer. Mial na swoim wyswietlaczu kolorowy trojwymiarowy obraz okolicy; teraz wcisnal pare przyciskow i przeslal jego fragmenty do systemow celowniczych Pruitta. — Dobra, Pruitt, laduj burzacy.

Pruitt spojrzal na ekran i zadrzal.

— Pan zartuje, prawda?

— Nie. — Kilzer znow postukal w klawisze i zaznaczyl na zboczu gory pietnascie celow. — To bedzie nas drogo kosztowalo, ale przynajmniej bedziemy mieli droge.

Pruitt spojrzal na zadumanego pulkownika.

— Panie pulkowniku, co pan na to?

— Czy to sie uda, Kilzer? — spytal oficer. — Pociski nie sa az tak duze…

— O Boze, to sie panu udalo, sir! — zasmial sie cywil. — Najwyrazniej za dlugo walczy pan w SheVach, sir. To pociski o mocy DZIESIECIU KILOTON! To odpowiednik dziesieciu tysiecy ton TNT. Dziesiec milionow kilogramow materialow wybuchowych!

— Hmmm… — Po chwili Mitchell usmiechnal sie. — Ma pan racje. Mam troche wypaczone pojecie o „malej” eksplozji. Niech pan mowi dalej.

— Kazdy pocisk zniesie spory kawal polnocnokarolinskiej skaly, sir. Pietnascie strzalow, wedlug moich wyliczen, obnizy szczyt tylko o jakies szescdziesiat metrow, ale te szescdziesiat metrow to najbardziej stromy odcinek podjazdu.

— Pruitt, co ty na to?

— Sam nie wiem, sir — przyznal dzialonowy. — Cos mi mowi: „hej, przeciez to Bun-Bun, no problemo”, a potem odzywa sie glos rozsadku i mowi „przeciez to zasrana gora!” — Przez chwile drapal sie pod helmem, a potem wyszczerzyl w usmiechu zeby. — Do cholery z tym, sir. Jesli pietnascie nie da rady… Ile mamy w rezerwie?

— Nastepne jada z rezerw Asheville — powiedzial Mitchell. — Jak wystrzelimy pietnascie, bedziemy mieli dwa komplety pociskow burzacych i szesc sztuk razenia powierzchniowego.

— Pulkowniku, jak tam wyglada sytuacja? — Major Chan nie slyszala rozmowy i dlatego zaczynala sie niecierpliwic.

— Omawiamy pewne szczegoly techniczne — odparl Mitchell na grupowej sieci. — Dobra, Pruitt, zrob to. — Znow wlaczyl mikrofon i westchnal. — Uwaga, wszyscy przygotowac sie na kupe huku.

* * *

Major LeBlanc nie widziala dotad strzelajacej SheVy i musiala przyznac, ze nawet dla kogos, kto jezdzil abramsem, ten widok byl imponujacy. Szesnastocalowa gladkolufowa armata rzygnela ogniem z hukiem przypominajacym ryk olbrzyma. Sam pocisk byl zasadniczo powiekszona wersja podstawowego pocisku przeciwpancernego abramsa, z rdzeniem ze zubozonego uranu. Glowna roznica polegala na tym, ze pociski SheVy mialy w rdzeniu czop antymaterii.

Tak samo jak „srebrne kule” abramsow i lezkowe pociski karabinow grawitacyjnych piechoty mobilnej, pocisk burzacy z rdzeniem ze zubozonego uranu i wolframowymi lotkami stabilizujacymi pozostawil za soba smuge srebra. Wszedl prosto w zbocze gory po prawej stronie i zniknal. Po chwili z dziury blysnelo swiatlo i ziemia zadrzala.

— Mam nadzieje, ze nastepny bedzie bardziej imponujacy — powiedzial jeden z czolgistow. Strzal sprawial bowiem wrazenie kropli wody wpadajacej do oceanu.

* * *

Pruitt wystrzelil wszystkie osiem pociskow, ktore czolg mial na pokladzie, ale kazdy z nich znikl bez sladu.

— Nie widze zadnych efektow, Kilzer — powiedzial Mitchell.

— Juz niedlugo, sir — odparl cywil. Ale wygladal na nieco zdenerwowanego.

Tymczasem Pruitt czekal, az zakonczy sie proces ladowania. Najpierw kazda z ciezarowek z amunicja — specjalnie przystosowany HMETT — podjezdzala pod tyl SheVy i ladowala pociski, a potem byly one transportowane do magazynu za wieza. Trwalo to dosc dlugo, wiec czolgisci powychodzili ze swoich pojazdow; lazili dookola, rozmawiali, zartowali i palili papierosy. Niektorzy rozpalili ogniska, zeby podgrzac sobie racje polowe.

— Panie pulkowniku, moze niech zalogi wroca do swoich pojazdow — zaproponowal Kilzer, kiedy Pruitt zaladowal nastepny pocisk.

Czujac sie troche jak sluzbista, Mitchell przekazal rozkaz LeBlanc, a ta powoli zebrala swoich ludzi. W koncu kiedy wszyscy siedzieli z powrotem w pojazdach, pulkownik dal Pruittowi pozwolenie na strzal.

Pierwsze osiem pociskow uderzylo wzdluz szczeliny biegnacej jakies szescdziesiat metrow pod kalenica, a dziewiaty i dziesiaty w sam srodek. Efekt znowu byl taki sam, czyli zaden.

— Czy zobaczymy w koncu jakies rezultaty, Kilzer? — spytal zniecierpliwiony Mitchell.

— Ten ostami powinien byl cos poruszyc. — Cywil zmarszczyl czolo. — Zajrze do notatek…

— Co tam. — Pruitt po raz kolejny wycelowal. — Mamy duzo pociskow.

Pocisk trafil jakies dwadziescia metrow nad miejscem, w ktore wbil sie pierwszy pocisk.

Okazalo sie, ze wszystkie poprzednie wystrzaly jednak odniosly pozadany skutek. Wybuchy antymaterii unicestwily wielkie kawaly skal, tworzac niezwykle gorace jaskinie o srednicy od piecdziesieciu do stu metrow, poprzedzielane skalnymi filarami.

Jedenasty pocisk juz bez trudu przebil naruszona przez poprzednie wybuchy skale; rezultat dziesieciokilotonowej eksplozji byl doslownie wstrzasajacy.

* * *

— Jasna cholera! — mruknela LeBlanc, kiedy cala przelecz zaczela sie poruszac. — Cofaj!

Patrzyla bezradnie, jak kawal skaly wiekszy niz SheVa zaczyna sie osuwac na jej czolgi. Zalogi schowaly sie we wnetrzu maszyn i wlasnie zaczely ruszac, kiedy jej wlasny czolg nagle ryknal i szarpnal w tyl, rzucajac ja na wypalona bryle zuzlu, ktora kiedys byla mocowaniem klapy wlazu. A potem zobaczyla, jak najpierw jeden, a

Вы читаете Doktryna piekiel
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату