* * *

— Mamy tez uszkodzona gasienice po lewej stronie — powiedzial Mitchell, kiedy SheVa w koncu wycofala sie za wzgorze, obrywajac jeszcze w maszynownie. Noc wciaz jasniala plazmowym ogniem, wskazujac, ze stojaca po drugiej stronie zbocza kompania piechoty ma pelne rece roboty. To zdumiewajace, ze w ogole jeszcze sie trzymali; powietrze nad ich pozycjami dochodzilo do setek stopni ciepla.

— Jestem z powrotem w komorze reaktorow — powiedziala Indy glosem stlumionym przez galtechowski kombinezon radiacyjny. — Dostalismy w dwa reaktory. Jeden jest tylko dziurawy, ale z drugiego granulki wysypaly sie na cala komore; wszystko jest gorace jak cholera.

— Tu Kilzer — powiedzial cywil na tym samym obwodzie. — To po lewej to nie jest gasienica, to silniki; jeden z silownikow kola jest usmazony. Odcialem go, ale bedziemy musieli wolno sie poruszac, dopoki tego nie naprawimy.

— Niedobrze — rzekl Mitchell. — Kilzer, wieza Chan zsunela sie z pierscienia albo pierscien zostal przestrzelony. Dostaje zupelnie sprzeczne meldunki, wiec idz tam i zobacz, co sie da zrobic. Pruitt, obroc wieza, zeby tylne Stormy mogly strzelac ponad wzgorzami. Reeves, zaparkuj za kompania Bravo. Mam nadzieje, ze wytrzymaja.

* * *

Bazzett kulil sie w pospiesznie wydrapanym okopie i strzelal ze zdalnie sterowanego AIW. Musial wystawic reke na ostrzal, ale za to mogl wykorzystac polaczenie ze swoim monokularem, zeby celowac w kierunku nacierajacej hordy. To szczescie w nieszczesciu, ze centaurow bylo tak duzo, iz trudno bylo ktoregos nie trafic. Bradleye strzelaly ze swoich dwudziesto-pieciomilimetrowek w trybie posrednim, zza szczytu wzgorza, i zaliczaly sporo trafien, a abramsy dzielnie stawialy czola huraganowi plazmy i jechaly do przodu, by bezposrednio zaatakowac wroga. SheVa rowniez kosila tlumy Posleenow ogniem swoich MetalStormow, ale to nie zatrzymywalo niemal ciaglego potoku plazmy, pociskow i rakiet.

W strona Bazzetta lecialo wiecej plazmy niz widzial przez cale swoje zycie. A zdazyl sie juz przekonac, ze o ile bliskie trafienie hiperszybkiej rakiety bywa nieprzyjemne, o tyle bliskie trafienie ladunku plazmy jest niemal tym samym, co bezposrednie trafienie: zar zabija w promieniu czterech metrow.

Bazzett byl pewien, ze w ciagu tej bitwy przynajmniej dwa razy znalazl sie w „smiertelnej” strefie. Na szczescie nowe ubiory na zime, w tym rekawice, mialy zewnetrzna powloke Nomexu, dzieki czemu nie zamienil sie jeszcze w skwarke.

Uslyszal strzal ze snajperskiego barretta kaliber .50 i pokrecil glowa; Caprano nigdy nie wie, kiedy sobie odpuscic.

— Cap, stary, rozwala cie! — wrzasnal. Aby strzelic z wielkiego karabinu, trzeba bylo przylozyc go do ramienia, a to znaczylo, ze snajper musi wychylic sie z dolka. Bazzett wyjrzal zza oslony i w swietle plomieni zobaczyl sylwetke kolegi.

— Gowno stad widze! — odkrzyknal snajper i jego karabin zagrzmial. Potem szybko schowal sie, kiedy ladunek plazmy uderzyl tuz przed nimi obsypal ich obu parujaca ziemia. — Ale i tak go dostalem!

— Daj sobie spokoj, stary! — krzyknal Bazzett i widzac jakis ruch u podstawy wzgorza, wystrzelil w tamta strone kilka pociskow. Przez monokular nie bylo mowy o porzadnym celowaniu; przypominalo to troche patrzenie przez slomke. — Chowaj dupe!

— Nie o dupe sie martwie! — odkrzyknal ze smiechem Caprano i podniosl sie, a zaraz potem wrzasnal i padl, obmyty przez fale plazmy.

Bazzett tez znalazl sie na skraju wybuchu; poczul, ze jego dlon zamienila sie w pieczen. Tymczasem snajper podniosl sie na kolana, wrzeszczac z bolu. Jego twarz wygladala jak czerwono-czarna plama z blyskajacymi posrodku zebami. I wtedy trafil go kolejny ladunek. Do jamy wpadly juz tylko dymiace nogi i biodra ze sterczacymi kawalkami kosci.

Bazzett wrzasnal z przerazenia i wscieklosci i oproznil caly magazynek w kierunku obcych.

Teraz nie bylo mu juz zimno.

W odpowiedzi Posleeni ruszyli przed siebie w typowej samobojczej szarzy; jesli ktos czegos szybko nie zrobi, za pare chwil zaczna sie wspinac na wzgorze.

* * *

Kilzer zalomotal we wlaz dowodcy, ale byl na stale zaspawany. To samo bylo z wlazem dzialonowego.

Wieza byla niebezpiecznie nachylona do przodu, a przednia krawedz jej pierscienia wystawala juz poza krawedz pokladu SheVy. Zar buchajacy niczym z pieca byl odczuwalny nawet przez kombinezon radiacyjny. Kilzer slyszal szum systemu podtrzymywania zycia, ktory probowal wydalic nadmiar ciepla, ale bylo to prawie niemozliwe.

Zalomotal jeszcze raz.

— Zyje tam ktos?

Odpowiedzial mu stukot, ktory uznal za potwierdzenie. Wiedzial, ze jesli nie wyciagnie ich stamtad, i to szybko, wszyscy sie upieka.

— Trzymajcie sie! — krzyknal i wlaczyl radio.

— Pulkowniku Mitchell, Chan jest uwieziona w swojej wiezy. Potrzebny mi jest tutaj Pruitt, i to juz. Niech przyniesie troche materialow wybuchowych, kilka pasow Nomexu, zaroodporny klej i detonatory.

Ciekawe, z jak mocnym spawem beda mieli do czynienia.

* * *

Pruitt patrzyl ze sterowni dzwigu, jak Kilzer rozklada ladunki wokol krawedzi wlazu. Nie byl pewien, po co to robi. Klocki C-4 nie mogly rozerwac pancerza wiezy, a gdyby nawet to zrobily, pozabijalyby zaloge.

Cywil pomachal do niego i wlaczyl radio.

— Ciagnij — powiedzial, kiedy zaczepil line o oslone wlazu.

Pruitt uruchomil wciagarke i ciagnal line tak dlugo, az poczul opor.

— Wiecej nie dam rady — powiedzial przez radio.

— Tak trzymaj. — Kilzer podszedl do podstawy dzwigu i wcisnal przycisk detonatora.

C-4 rozblyslo purpurowo-pomaranczowym ogniem i wlaz z glosnym szczekiem odskoczyl. Hak dzwigu polecial po paraboli w gore, a kiedy spadl w dol, silnik wciagarki zawyl i zaczal go wciagac.

Pruitt szybko wylaczyl mechanizm i wybiegl ze sterowni, a tymczasem cywil zaczal wyciagac z czolgu czlonkow zalogi i ukladac ich na pokladzie SheVy.

— Musimy ich zniesc na dol — powiedzial. Dzialonowy Glenn byla nieprzytomna, a skore miala wysuszona na grzanke.

— Przeciez pan wie, ze pod dzwigiem jest stacja medyczna — powiedzial Pruitt.

Kilzer wlokl teraz Chan po stalowym pokladzie.

— Jest poprzestrzelana na wylot. Musimy ich przeniesc do batalionowego punktu medycznego.

Zawrocil po ostatniego czlonka zalogi.

— Nie — szepnela Chan. — Dajcie mi tylko… kroplowke i przeniose sie do jakiejs innej wiezy.

— Pruitt! — rozlegl sie w radiu glos Mitchella. — Sciagaj dupe na dol, jedziemy stad!

— Sir, mamy tu na gorze rannych!

— No to szybko sie nimi zajmijcie.

SheVa miala winde, ale znajdowala sie dosc nisko na liscie priorytetow naprawczych, dlatego tylko jeden Bog wiedzial, jakich uszkodzen doznala podczas ostatniego starcia. Samo zniesienie rannych do punktu medycznego — nie oslonietego punktu medycznego — wymagalo zejscia dwa pietra po schodach.

— Cholera — mruknal dzialonowy, zarzucajac sobie Chan na ramie. — Teraz przydalaby sie nam odsiecz kawalerii, tylko ze to my jestesmy kawaleria.

Вы читаете Doktryna piekiel
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ОБРАНЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату