powracajaca SheVe, ktora wlasnie z loskotem wylonila sie zza wzgorza i na oczach Bazzetta zabila kilka tysiecy Posleenow samym plomieniem i podmuchem wystrzalu.
Po strzale SheVy niektorzy Posleeni zaczeli nacierac na flanke czolgow, a spora liczba rzucila sie do ucieczki na poludnie. Czesc wciaz wdzierala sie na zbocze, ale kompania miala nad nimi przewage liczebna, a w walce jeden na jednego nie byli az tak niebezpieczni.
— Tchorze! — wrzasnal Bazzett, przyciskajac karabin do ramienia i wyszukujac kolejne cele. Wystrzelal caly magazynek pojedynczymi strzalami, w wiekszosci trafiajac, potem wsunal nastepny. Z obu stron slyszal szczekanie innych karabinow i stukot karabinu maszynowego. Co jakis czas dobiegal go grzmot karabinow snajperskich i widzial srebrno-purpurowe rozblyski, kiedy ktoremus z nich udalo sie wysadzic w powietrze spodek Wszechwladcy. Katem oka dostrzegal czerwone wachlarze ognia z SheVy, ktora wjechala w koryto rzeki i teraz gramolila sie na drugi brzeg. Nagle po obu stronach czolgu rozlegly sie eksplozje. Bazzett przestraszyl sie, ze pojazd wyleci w powietrze, ale SheVa parla dalej przed siebie, zostawiajac ziemie po obu stronach zaslana poszarpanymi trupami; to dranstwo mialo na burtach gigantyczne claymore’y!
W koncu — nie do wiary — juz nikt nie strzelal w ich strone. Bazzett wstal i popatrzyl na przypominajace zjawy postacie oraz fale zaru bijace ze zbocza, a potem z rykiem podniosl karabin nad glowe.
— Juz po was! — wrzasnal. — Juz po was, wy zolte skurwysyny!
— Sporo tych zoltych skurwysynow — stwierdzil Stewart.
— Tym razem chyba nie zartuja — odparl O’Neal.
W przeciwienstwie do poprzednich atakow, kiedy szturmowali falami, dajac obroncom chwile wytchnienia miedzy natarciami, tym razem szli jednym ciagiem. Kazda wyrwa w linii ognia — a bylo ich sporo, kiedy strzal jakiegos szczesciarza niszczyl bron albo ukryty w okopie pancerz — pozwalala masie zoltych cial przesunac sie odrobine do przodu.
Wszechwladcy znow uzywali swoich spodkow, co jakis czas wyskakujac ponad horde, by wypatrzyc i ostrzelac ludzkich obroncow. Chociaz byli wtedy latwym celem dla pancerzy, wyrzadzali ogromne szkody. To glownie Wszechwladcy niszczyli umocnienia i zabijali tuziny zolnierzy, i to glownie Wszechwladcy przesuwali do przodu linie szturmujacych, rzucajac sie w ogien w probie dosiegniecia znienawidzonych ludzi.
Obie strony rozdzielal szeroki wal trupow; obcy, ktorzy co chwila pojawiali sie na jego szczycie, slizgajac sie w plynach ustrojowych swoich pobratymcow, tworzyli kolejna warstwe cial. Wszystko to spowijal unoszacy sie w powietrzu gorzki opar smierci i mgielka lotnego uranu, tak gesta, ze zaczela osadzac sie na ziemi cienka warstwa srebra.
Natarcie mozna bylo nazwac powolnym przesuwaniem sie walu cial do przodu.
— To irytujace — rzekl Mike. — W koncu jestesmy, na Boga, formacja manewrowa. Siedzenie w miejscu i czekanie, az ktos nas zabije, to zadanie dla piechoty liniowej.
— Probowalismy juz manewrow — przypomnial mu Stewart. — W tych warunkach raczej nie daja szansy przezycia. Dobrze, ze nie musimy przejmowac sie za bardzo zuzyciem luf. Pamietam stary dowcip sprzed wojny o tym, ze „jesli zuzyles tylko wiadro amunicji, mozesz uznac, ze miales zly dzien i zasluzyles na przerwe”. Przez ostatni dzien kazdy zolnierz zuzyl srednio cztery miliony pociskow.
— Wiem — odparl dowodca — tylko ze to takie… beznadziejne. Zabilismy ich… Ilu? Sto tysiecy? Dwiescie? Milion? A oni ida dalej.
— Zawsze tak robia.
— Prawie zawsze. Tym razem jestem naprawde zaskoczony. Nawet Posleeni poddaja sie, gdy w jednym miejscu straca kilka milionow.
— No, nie przychodza mi do glowy zadne blyskotliwe podstepy — odparl Stewart. — A panu?
— Mnie tez nie — mruknal Mike. — Tylko siedziec tutaj i obrywac.
— Na szczescie Posleeni tez nie maja zadnych pomyslow.
— Ilu stracilismy tutaj i w dolinie? — prychnal Tulo’stenaloor.
— Wedlug ostatnich wyliczen cztery miliony koma trzy — odparl essthree.
— Cztery koma trzy — warknal wodz. — Dziekuje bardzo! — Znow spojrzal na ludzka mape i pokrecil glowa. — Droga przez gory nie istnieje, ale wyslij przynajmniej szesc oolt’ondarow na to wzgorze zwane Hogsback i kaz im sprobowac sie tam wspiac. Moze to odwroci uwage ludzi.
Popatrzyl na liste dostepnych sil i zachmurzyl sie.
— Wyslij tez wezwanie do kazdego, kto chcialby sprobowac swoich sil z oolt Po’osol. Normalnie ludzie juz powinni sie wycofac. W koncu znajdziemy jakis sposob, zeby ich zniszczyc!
— Albo sami zginiemy — mruknal essthree, ale tak cicho, zeby rozwscieczony wodz go nie uslyszal.
17
Indy wyciagnela reke z kombinezonu antyradiacyjnego i starla papierowym recznikiem pare z przezroczystej przylbicy. Nauczyla sie tego, kiedy bedac w liceum, dorabiala sobie w komorach azotowych.
— Chyba juz po nas — powiedziala do stojacego w dole oficera.
Pulkownik Garcia, przygladajacy sie pochlaniaczowi wstrzasow glownej armaty SheVy, przyznal w duchu, ze Indy moze miec racje. Armata zostala trafiona — przy takim stopniu zniszczen trudno bylo stwierdzic, czy przez pocisk, hiperszybka rakiete, czy przez ladunek plazmy — i przez polmetrowa dziure w boku poteznego pochlaniacza wstrzasow tryskal strumien plynu hydraulicznego.
— Mamy plyn na wymiane — powiedzial Garcia, majac na mysli czesci i zapasy, ktore miala ze soba brygada naprawcza. — Ale nie mamy zastepczego pochlaniacza i nie mozemy sprowadzic go sterowcem. Wkurza mnie to, jestesmy inzynierami i powinnismy radzic sobie z takimi problemami!
SheVa stala oslonieta za niskim pasmem wzgorz, niedaleko na poludnie od Rocky Knob. Sto czterdziesta siodma dywizja przebila sie przez doline, a teraz zajmowala pozycje wzdluz linii wyznaczonej przez rzeke Tennessee i Oak Ridge. Wiekszosc Posleenow na tym brzegu rzeki zostala wybita, ale druga strona wciaz pozostawala pod kontrola rozproszonych grup obcych, i kazdy sterowiec, ktory pojawilby sie nad gorami, zostalby celem numer jeden dla okolo dwustu tysiecy ocalalych Posleenow.
Pasmo wzgorz bylo jednym z punktow zakotwiczenia linii obrony, wiec SheVa wraz z tym, co ocalalo z jej wsparcia, przycupnela tam, kiedy tylko ominela Rocky Knob, o ile slowa „przycupnac” mozna uzyc w stosunku do studwudziestometrowej masy metalu.
— Przyspawana lata raczej nie wytrzyma — rzekl Garcia, kiedy Kilzer wyszedl spod armaty. — Cisnienie w czasie oddawania strzalu jest za duze, od razu by ja zerwalo.
— Sa spawy i spawy — powiedzial cywil, scierajac smuge czerwonego plynu hydraulicznego z kombinezonu. — Macie ze soba jakies laty?
Laty byly ciensze od standardowego pietnastocentymetrowego pancerza, ich grubosc wahala sie od dwoch i pol do osmiu centymetrow.
Garcia znow spojrzal na pochlaniacz i wzruszyl ramionami; mechanizm mial rozmiary miniaturowej lodzi podwodnej, a cisnienie w jego wnetrzu osiagalo taka wielkosc, ze zaden spaw nie mial prawa tego wytrzymac.
— Mamy — powiedzial z ociaganiem.
— Dobra, bedzie mi potrzebna lata o wymiarach: trzy metry na dziewiec metrow i czterysta dwadziescia trzy centymetry.
— Dokladnie? — spytal pulkownik, usmiechajac sie i unoszac brwi.