— Gazu, Nichols — warknela major LeBlanc. Wysforowali sie przed reszte batalionu, ale miala to gdzies; jesli reszta oddzialu nie sciagnie na siebie ognia Posleenow, kompania Bravo bedzie musiala zginac.
Czolgi i bradleye okrazyly wzniesienia i wtedy ich oczom ukazala sie sciana ognia plazmowego i rakietowego. Wygladalo to tak, jakby plonelo powietrze laczace doline i szczyty gor.
— Jezu Chryste! — uslyszala major w radiu. — Co to za goscie?
— Cicho — powiedziala. — Eszelon w lewo, naprzod skokami, Charlie prowadzi.
— Charlie, ognia!
— Alpha, eszelon w lewo!
Glennis poczula nagle zimny ogien w zoladku; bylo to dziwne uczucie, ktorego nie umiala okreslic, ale zrozumiala je, kiedy batalion rozwinal szyk na plaskim terenie i abramsy oraz bradleye ruszyly z maksymalna predkoscia, tworzac niemal ciagla linie. Manewr byl po prostu piekny; ryczac ogniem, czolgi spadly na flanke Posleenow jak rozwscieczona stalowa bestia.
Ona to stworzyla, ona zaplanowala, jak wciagnac obcych w walke na dwa fronty. I to jej batalion mial zniszczyc Posleenow, mimo ich lepszego uzbrojenia i przewagi liczebnej.
LeBlanc usmiechnela sie jak celtycka bogini, kiedy pierwsze pociski zapalajace z batalionowego plutonu mozdzierzy spadly miedzy szeregi obcych. Bialy fosfor tworzyl zaslone dymna dla sil walczacych na wzgorzu, a plonace kawalki metalu kosily Posleenow.
To ona wprawila te machine w ruch.
To sie nazywa dowodzenie.
— Ognia!
— Ognia! — krzyknal Mitchell, kontrolujacy bezposrednio MetalStormy. — Ogien zaporowy przed kompania Bravo.
Spojrzal na Pruitta, ktory wlasnie wskakiwal w fotel dzialonowego.
— Jak major Chan?
— Powazne odwodnienie, tak samo pozostala dwojka. Glenn dostala drgawek, kiedy nieslismy ja do punktu medycznego. Cala trojke podlaczylismy do kroplowek, a Kilzer wlasnie pakuje Glenn do wody. Poza tym niewiele mozemy zrobic, dopoki nie odstawimy ich do porzadnego szpitala.
— Przy tego typu obrazeniach samo nawodnienie powinno pomoc — powiedzial Mitchell. — Wracamy na pozycje.
— Zauwazylem — odparl dzialonowy i wlaczyl ekran celowniczy.
— Kiedy oczyscimy wzgorze, masz strzelic ponad Posleenami. Najnizej jak sie da.
Pruitt wlaczyl mape i powiekszyl obraz. Potem pokrecil glowa.
— Ale nie ma zadnego celu, sir. Do czego mam strzelac?
— Do niczego — usmiechnal sie lekko dowodca. — Pamietaj tylko: najmniejszy kat, jaki ci sie uda ustawic.
Ostrzal byl coraz ciezszy, noc jasniala strugami plazmy i wybuchami rakiet. Wystawiajac glowe z wlazu, Glennis ostrzeliwala sie z gatlinga; prawda mowiac, swietnie sie bawila. Batalion cial stloczonych Posleenow jak kosa zboze, co bylo bardzo pozadana odmiana. Jesli ich sie odpowiednio zaskoczy, pomyslala, wcale nie reaguja lepiej niz ludzie.
Rozejrzala sie na boki i zmarszczyla brew. Aby utrzymac dominacje, trzeba miec wystarczajaca sile ognia, a tymczasem Posleeni zaczynali sie wymykac bokami, mimo ze rozsunela front natarcia najszerzej jak sie dalo. Do tego zaczynali odpowiadac ogniem; na jej oczach abrams na flance rozblysnal srebrnym ogniem i dymiac, stanal w miejscu. Musi szybko cos zrobic, w przeciwnym razie caly batalion zostanie okrazony.
— Charlie, wysun sie troche na lewo — rozkazala przez radio. — Alpha, szerszy eszelon. Batalion, przygotowac sie do obrotu w prawo.
W ten sposob odslonia sie na ogien maruderow ze wschodu, ale Bravo kladla tam solidna zapore ogniowa, a predzej czy pozniej SheVa…
Jej rozmyslania przerwal przelatujacy przed jej oczami stumetrowej dlugosci plomien.
— Cos pieknego! — krzyknal Pruitt, kiedy plomien wystrzalu pocisku burzacego rozrzucil front Posleenow; jesli nie ma mozliwosci wykorzystania samego pocisku, bronia sama w sobie jest plomien i podmuch wystrzalu z olbrzymiego dziala. Ich sila powalila srodek formacji Posleenow na kolana, a czesc z nich wyrzucila w powietrze; nawet ci stojacy dalej przez chwile byli zbyt wstrzasnieci, by cokolwiek zrobic.
— Panie Kilzer, przednie systemy przeciwpiechotne, jesli laska — powiedzial spokojnie pulkownik. — Pozegnajmy naszych gosci. MetalStormy, ogien wedlug uznania. Pamietajcie, ze na wschodzie sa nasi.
— Jak ja nienawidze ludzi — powiedzial Orostan, marszczac skore, co bylo posleenskim odpowiednikiem westchnienia.
— Tak, oolt’ondai.
Spojrzal na mlodszego kessentaia i zatrzepotal grzebieniem.
— Masz juz dosc wysluchiwania tego?
— Nie, ja tez mam dosc ludzi — zapewnil pospiesznie kessentai.
— Przygotowania trwaly cale godziny! Poswiecilem wszystko, oprocz moich osobistych lenn! Zlozylem obietnice, ktorych, jak Siec dobrze wie, nie moge dotrzymac. Te oolt’ondary czekaly, zeby zaatakowac ich z flanki! Mialy zaatakowac SheVe z zasadzki, a nie na odwrot!
— Tak, oolt’ondai.
— Mam ich juz smiertelnie dosc — warknal wodz, patrzac na bitwe pod Iotla. — Dlaczego, dlaczego ten nedzny, dwuplciowy, wlochaty, dwunogi, obsrany przez demony pomiot
— Nie wiem, oolt’ondai.
Wodz patrzyl, jak Posleeni zgromadzeni u podnoza przeleczy spogladaja w strone toczacej sie w oddali bitwy, a potem kieruja sie w trzy rozne strony; jedni ruszaja w strone Iotla, inni w strone zblizajacego sie przelecza przeciwnika, a jeszcze inni robia w tyl zwrot. Wszystko to odbywalo sie bez zadnego zgrania, jedynie mniej wiecej rownoczesnie.
Na miejscu pozostala zgraja wscieklych kessentaiow i zdezorientowanych oolt’os, ktorzy zgubili swoich Wszechwladcow i odreagowywali zlosc na innych oolt’os.
— To jest jak zaganianie stada kotow — warknal Orostan. — Tak to nazywaja ludzie. Zaganianie kotow! — krzyknal, kiedy pierwszy oolt’os, wbrew rozsadkowi i dyscyplinie, zaczal strzalami torowac sobie droge przez tlum dzielacy go od jego Wszechwladcy. Od tej pory moglo byc juz tylko gorzej, zwlaszcza ze znow zaczal sie ostrzal artylerii.
— Zaganianie kotow. Co to sa, u diabla, te koty?!
Bazzett podparl sie na lokciach, kiedy ogien zelzal, i wyjrzal z okopu. Cale zbocze wzgorza bylo zeszklone.
Na szczescie Posleeni nie probowali juz do niego strzelac. Czesc z nich skierowala swoj ogien na