— Dokladnie. I pojazd do zmiany gasienic, przecinak, dwa plutony technikow w kombinezonach antyradiacyjnych, oficer inzynieryjny, szesnascie uprzezy do pracy na wysokosci, cztery zestawy spawalnicze, dwiescie kilo C-4 i kubek kawy Kona.
Garcia zastanawial sie przez chwile.
— Moge zalatwic wszystko oprocz kawy Kona.
— Niech szlag trafi tych Posleenow za to, ze przecieli nam linie zaopatrzenia!
Kilzer, wciaz ubrany w kombinezon antyradiacyjny, obszedl plyte dookola, zaznaczajac cos na jej powierzchni.
Plyta w ksztalcie prostokata — o dlugosci dokladnie dziewieciu metrow i czterystu dwudziestu trzech centymetrow — zostala wycieta przecinakiem. Maszyny te wykorzystywaly chemicznie napedzany laser, sluzacy do bardzo precyzyjnego ciecia na okreslona glebokosc i pod okreslonym katem. Przydawalo sie to na przyklad wtedy, kiedy trzeba bylo wyciac fragment kadluba oslaniajacy reaktor jadrowy.
Po wycieciu laty ten sam pojazd wykonal w burcie SheVy otwor o wymiarach szesc na szesc metrow, a potem odjechal, aby znalezc sobie jakies inne zajecie. Nikt tutaj nie narzekal na brak roboty.
Podczas gdy Kilzer i Indy zajeli sie naprawianiem uszkodzonej armaty, reszta brygady zaczela usuwac „drobniejsze” zniszczenia. Po tej stronie Knoxville nie bylo juz wiecej reaktorow, a nie mozna bylo przywiezc ich sterowcem, wiec czolg musial jechac dalej na polowie mocy. Zniszczen bylo tyle, ze brygada miala co robic; wymieniali uszkodzone wsporniki, latali dziury w poszyciu kadluba, zdejmowali zniszczona wieze MetalStormow i kladli na nowo setki poprzerywanych kabli.
— Trzy klamry tutaj — powiedzial Kilzer do spawacza, pokazujac odpowiednie miejsca, a potem przeszedl na drugi koniec plyty i pokazal drugiemu spawaczowi, gdzie umocowac drugi zestaw klamer. — Kiedy obaj skonczycie, dajcie jeszcze dwie klamry do lin asekurujacych.
Potem zaprowadzil dwoch innych spawaczy do srodka i pokazal im poszarpana dziure w pochlaniaczu wstrzasow.
— Wytnijcie uszkodzony metal i zrobcie ladny, gladki otwor.
Jeden ze spawaczy spojrzal na cienka warstwe plynu hydraulicznego pokrywajacego wszystkie powierzchnie i pomachal kumplowi, zeby odsunal sie od urzadzenia.
— Trzeba wezwac strazakow, sir — powiedzial.
— Aha. — Paul popatrzyl na rozchlapany plyn i pokrecil glowa we wnetrzu bulwiastego kombinezonu. — Wiedzialem, ze o czyms zapomnialem.
Ekipa specjalistow od gaszenia ognia skladala sie z dwoch zalog gaszacych i osoby odpowiedzialnej za bezpieczenstwo. Poniewaz brygada naprawcza SheVy czesto musiala dzialac w malo bezpiecznych warunkach, opracowala techniki radzenia sobie na przyklad ze spawaniem w poblizu materialow wybuchowych.
Kiedy laserowe spawarki wgryzly sie juz w metal, ekipa ogniowa zajela sie plynem hydraulicznym. W wysokiej temperaturze plyn najpierw parowal, a potem sie zapalal. Zazwyczaj byly to male ogniki, latwe do ugaszenia, zdarzaly sie jednak wieksze i bardziej zywiolowe, ale gasnice z dwutlenkiem wegla stosunkowo latwo sobie z nimi radzily.
Przygotowanie do ciecia trwalo dluzej niz samo ciecie. Dwaj technicy byli bardzo doswiadczeni; z gracja artystow usuneli poszarpane kawalki metalu, zostawiajac idealnie gladki otwor.
Kiedy skonczyli i poszli szukac innego zajecia. Paul najpierw oczyscil powierzchnie metalu sprayem do czyszczenia gaznikow, a potem nalozyl na wierzch pochlaniacza wstrzasow cienka warstwe czegos, co wygladalo jak dwustronna tasma.
— Jak rozumiem, chce pan przyslonic dziure plyta — powiedziala Indy, zagladajac mu przez ramie. — Jest wystarczajaco dluga, zeby ja owinac dookola. Nie rozumiem tylko, w jaki sposob ma sie trzymac; nie mozna jej przyspawac od spodu, a tasma nie da rady. I nie wiem, jak pan chce ja owinac, skoro nie mamy tak duzej prasy.
— Sa pewne sposoby — odparl tajemniczo cywil.
Plyta pancerna zaczela sie juz wsuwac do wnetrza czolgu. Technicy zamocowali liny dzwigu w odpowiednich miejscach, ale ich dlugosc — nie wspominajac juz o wadze olbrzymiej sztaby metalu — sprawiala, ze plyta posuwala sie. krotkimi szarpnieciami.
— Zaczepcie z bokow liny asekuracyjne — powiedzial Garcia, wychodzac z komory reaktorow. — A z tylu podczepcie spychacz, niech ja stabilizuje.
Troje inzynierow patrzylo, jak plyta unosi sie nad pochlaniaczem i zatrzymuje, lekko kolyszac.
— Nie ciagnac — powiedzial Kilzer. — Powoli opuscic na pochlaniacz.
Plyta zakolysala sie lekko, a potem przechylajac sie na bok, spoczela na wierzchu pochlaniacza.
— Swietnie — powiedzial Kilzer, wyjmujac z kieszeni pilota.
— Teraz ja przytrzymajcie.
— Paul, co pan… — zaczal Garcia, kiedy kciuk Paula opadl na czerwony przycisk. Rozlegl sie glosny szczek i spod plyty wystrzelily plomienie.
— Material spawajacy!
— Trzeba bylo chociaz krzyknac „Uwaga!” albo cos takiego! — wrzasnela Indy, potrzasajac glowa. — To bylo glosne jak cholera! Az mi dzwoni w uszach!
— Lezy na swoim miejscu. W czym problem?
— Paul, to nie byl najbezpieczniejszy sposob — rzekl ostroznie Garcia. — Komus mogla sie stac krzywda. Jestem pewien, ze wszyscy bedziemy mieli spory ubytek sluchu.
— Ja nie — oznajmil Kilzer, wyciagajac z uszu zatyczki.
— Mogles nam powiedziec! — krzyknela Indy.
— Bla, bla, bla. — Paul pomachal do technikow dyndajacych w gorze na uprzezach. — Zalozcie ladunki!
— Jeszcze wiecej materialow wybuchowych? — spytala Indy. — O nie.
— Paul, jest pan pewien? — spytal Garcia.
— Pytala pani o prase, chorazy Indy — odparl z usmiechem cywil. — Sto kilo C-4 bedzie doskonale.
— O cholera — warknal Stewart. — Szefie, mamy klopoty!
O’Neal zastanawial sie wlasnie, czy nie zaproponowac kapitan Slight, zeby poprawila troche ustawienie swojej linii. Jak dotad kompania Bravo miala prawie dwie trzecie strat; widac bylo wyrazna wyrwe w drugim plutonie. Ale na slowa Stewarta spojrzal na przeslane dane i westchnal.
— Duncan — powiedzial, przelaczajac sie na tryb prywatny. — Potrzeba mi… trzech twoich ludzi.
— Bedzie ciezko, szefie — odparl dowodca kompanii. — I tak coraz wiecej kucykow mi sie tutaj przeslizguje.
Potem Mike uslyszal, jak dawny S-3 przeklina, patrzac na ikony blisko czterech tysiecy Posleenow wspinajacych sie na zbocze Hogsback. — Szefie, nie wiem, czy dadza rade.
— Wiem, ze nie dadza rady w razie jakiegokolwiek oporu, ale Slight ma jeszcze wieksze straty niz ty.
— Wiem — odparl Duncan, a po chwili zastanowienia dodal: — Panie majorze, nic tutaj nie robie, tylko siedze w jamie. Wezme dwoch zolnierzy i sam pojde na gore.
Mike zmarszczyl czolo.
— Zadaniem dowodcy, kapitanie…
— Jest dowodzic, a to nie to samo co przewodzic. Znam to, ale mam tutaj dwoch sierzantow, ktorzy moga sie tym zajac rownie dobrze jak ja, a jesli juz mamy odciagac ludzi z okopow, wolalbym, zeby brac jak najmniej z pierwszej linii.
Mike znow zmarszczyl czolo, a potem westchnal.
— Zgoda, kapitanie, jak chcesz. Zabierajcie swoje dupska na gore.
— No, robi sie coraz weselej — powiedzial Stewart, kiedy Duncan sie rozlaczyl. — Teraz mamy jeszcze emanacje ladownika.