potem drugi czolg znika pod lawina.
— No — powiedzial Kilzer. — Wreszcie cos sie ruszylo…
— Wszystko w porzadku, pani major — powiedzial pulkownik uspokajajacym tonem. Chwile trwalo, zanim caly batalion i jego dowodca opanowali sie na tyle, ze mozna bylo z nimi rozmawiac. — Wystaja im lufy, wiec mozemy ich wziac na hol i wyciagnac.
— Bedziecie jeszcze strzelac! — uciela LeBlanc. — Zasypie ich.
— Prawdopodobnie nie — powiedzial Kilzer. — Reszta gruzu powinna pojsc na druga strone. Ten strzal mial tylko usypac podjazd.
— Usypac podjazd!? — wrzasnela major. — Wlasnie zasypaliscie dwie moje zalogi!
— Przeciez oni zyja. Byli w srodku, w czolgach, kiedy spadla lawina, prawda?
— Pojade tam…
— Nie, nie pojedzie pani — powiedzial Mitchell. — Kilzer, zamknij sie i idz zajrzec do notatek. Prosze posluchac, pani major. Wydostaniemy ich, kiedy przestaniemy strzelac i otworzymy przelecz. Dopoki mozemy zaczepic o cos lancuchy, SheVa wyciagnie ich jak korek z butelki.
— Wiedzialam, ze to zly pomysl jechac z wami.
Pruitt podniosl spory kamien i zalomotal nim w jedyny odsloniety kawalek wiezyczki.
— Jest tam kto?! — zawolal.
Odpowiedzi nie bylo slychac, ale wscieklosc jakos sie przebila. Wlasciwie, sadzac po odglosach, to dziwne, ze nie przepalila pancerza.
— Dobra! — krzyknal Pruitt. — Za moment was wyciagamy!
Zaloga pierwszego wyciagnietego z rumowiska abramsa lezala rozciagnieta na porysowanej powierzchni czolgu, oddychajac prawdziwym powietrzem i klnac jak… no, jak zolnierze, ktorzy zostali zywcem pogrzebani, a potem bezceremonialnie wywleczeni spod ziemi. Sam pojazd byl w pelni sprawny — trzeba bylo czegos wiecej niz wielotonowej lawiny granitu, zeby zniszczyc abramsa — ale dowodca kompanii i major mieli cholerne problemy z przekonaniem zalogi, ze musza wejsc z powrotem do srodka i jechac dalej.
Pruitt sprawdzil zamocowanie grubego lancucha na oslonie dziala, a potem poszedl jakies sto metrow w gore zbocza. Zawsze istniala mozliwosc, ze lancuch sie zeslizgnie, a on wolal byc w takiej sytuacji daleko, zeby uniknac ewentualnej reakcji zalogi. Nie martwil sie, ze lancuch moze peknac; takie same lancuchy wykorzystywano do cumowania lotniskowcow, a ten konkretny zaadaptowano do holowania dzial SheVa.
— Dobra, Reeves, dawaj. — SheVa zaczela wolno piac sie w gore. Mimo ze kierowca dal niecale dziesiec procent mocy, a zbocze wznosilo sie pod katem trzydziestu stopni, lancuch napial sie i siedemdziesieciodwutonowy czolg wyskoczyl z rumowiska jak wyscigowy kon z boksu.
— Stoj, kolego! — zawolal Pruitt; czolg wlokl abramsa jeszcze kawalek w gore, zanim sie zatrzymal. — A nastepnym razem, kiedy bedziesz potrzebowal pomocy na drodze…
Mitchell stal z boku i patrzyl, jak dowodca batalionu sprawdza, co sie stalo z zaloga drugiego czolgu. Czolgisci nie odniesli w lawinie zadnych ran, jedyne dowodca zlamal nos, kiedy pojazd zostal wyrwany z ziemi jak chwast.
Kiedy LeBlanc skonczyla rozmawiac z zaloga, podeszla do niego. Ziemia byla zryta i zasypana glazami wielkosci malych samochodow, wiec musial uwazac. Ale nie tylko na to.
— No, mamy przejazd — powiedzial, wskazujac na przelecz. To, co kiedys bylo lekko wygietym siodlem z ostrymi urwiskami po obu stronach, teraz zamienilo sie w glebokie i niemal plaskie U. — A pani ma swoje czolgi i wszyscy sa zadowoleni.
— Oni mogli zginac — mruknela LeBlanc, ale slychac bylo, ze nie mowi tego z przekonaniem. Odwrocila sie, popatrzyla na SheVe i pokrecila glowa. — To jest po prostu…
— Niesamowite?
— Niebezpieczne — odparla, ale po chwili usmiechnela sie. — I niesamowite.
— Tak, to rzeczywiscie niesamowite. Ale kiedy ma pani z jednej strony pojazd wazacy siedem tysiecy ton, a z drugiej siedemdziesiat, to wiadomo, ze ten pierwszy moze tego drugiego bez trudu holowac czy nawet wyrwac z zaschnietego betonu. A jesli pani mysli, ze teraz bylo ciezko, niech pani zaczeka, az spotkamy pierwszy ladownik.
Przedostanie wsparcia przez przelecz okazalo sie o wiele trudniejsze niz przejazd czolgow przez wzgorze. Skonczylo sie na tym, ze abramsy i SheVa musialy przeciagnac ciezarowki przez gruzowisko.
W koncu zjechali w doline Cowee i zatrzymali sie w miejscu polaczenia strumieni Cowee i Caler, zeby opracowac dalszy plan.
— Musimy dojechac do Doliny Tennessee i polaczyc sie z dywizja, prawdopodobnie w poblizu Watuga Creek.
Pulkownik Mitchell poswiecil latarka na mapy, a potem rozejrzal sie po otaczajacych ich wzgorzach. Wieksza czesc jednostek pancernych stala na szczytach, wypatrujac Posleenow, a w tym czasie kilka pojazdow uzupelnialo paliwo. Zadnemu z czolgow nie brakowalo paliwa, ale to mogla byc ostatnia szansa na tankowanie, a czolgisci nienawidzili jezdzic czolgiem, ktory nie byl zatankowany na full.
Jak dotad wroga nie bylo widac, co pulkownika bardzo cieszylo.
— To nie jest daleka droga, ale dosc ciezka. Nielatwo bedzie przecisnac sie przez Iotla. Prawdopodobnie spotkamy tam Posleenow. Nie wiem, dlaczego nie ma ich w tej okolicy. Byli tu, kiedy przejezdzalismy tedy po raz pierwszy; szczerze mowiac, spodziewalem sie, ze bedzie tu pelno tych malych drani.
— Puszcze przodem dwie druzyny rozpoznania w bradleyach — powiedziala LeBlanc. — Pojada trzy, moze cztery kilometry. Jesli wpadna w klopoty, damy rade szybko je dogonic.
— Moze byc — powiedzial Mitchell. — Ale ciezarowki musza miec jakies wsparcie.
— Wysle kompanie Charlie. — Dowodca czolgow zdjela helmofon i podrapala sie w glowe. — Zrobimy tak: Bravo na szpicy, potem Alpha, potem wy, potem pojazdy wsparcia, a na koncu Charlie. Ja pojade z Alpha.
— Zgoda. — Pulkownik wylaczyl latarke. — Chyba nie musze pani przypominac, ze macie miec oczy dookola glowy?
— Nie — usmiechnela sie LeBlanc — ale moze pan byc pewien, ze przekaze to swoim ludziom.
LeBlanc rozejrzala sie dookola przez peryskop i pokrecila glowa. Zatrzymala kompanie na zboczu wzgorza na poludnie od Cowee Church, podczas gdy Bravo pojechala dalej. Jak dotad wrog jeszcze sie nie pojawil, co bylo mocno podejrzane.
Po obu stronach wznosily sie wysokie gory, a na zachodzie u podnoza gor widac bylo rzeke Tennessee. Wyplywala z szerokiej doliny niedaleko Franklin, potem mijala waska przelecz wychodzaca na doline, w ktorej wlasnie byli. Teren byl wyjatkowo dobry do obrony, ale problem polegal na tym, ze czolgi dazyly do kontaktu z wrogiem, i gdyby go nawiazaly, musialyby przypuscic szturm. A teren nie sprzyjal szturmom.
Major obrocila peryskop na poludniowy zachod, w kierunku niskich wzgorz za rzeka. Posleeni generalnie nie radzili sobie z czytaniem map, ale w ich dzialaniach byla pewna logika. Lubili duze cele — miasta i zaklady