— Zatrzymaj sie tutaj — powiedzial Kilzer przez radio. Mial na sobie kombinezon przeciwradiacyjny i kierowal pojazdy w strone malego zaglebienia u podnoza wzgorz. W tej chwili dekontaminacja byla wazniejsza niz atak.
LeBlanc patrzyla na swoje czolgi przytulone do burty SheVy i zastanawiala sie, czy juz jest chora, czy tylko jej sie wydaje; przekona sie o tym juz za kilka minut.
— Wszyscy jestesmy na miejscu, Kilzer — powiedziala przez radio i zasunela wlaz stalowa plyta, ktora dal im cywil. — Zaczynaj.
Na pojazdy runela sciana wody.
— Nawet nie bralem pod uwage takiej mozliwosci — powiedzial Kilzer, patrzac na wodospad — ale to swietny pomysl.
Kiedy ostatnie strumyczki wody wylecialy z dysz, wyszedl, aby zbadac czolgi i transportery przenosnym licznikiem.
— Jak jest? — spytala LeBlanc.
— Caly czas jestescie goracy — odparl — i chociaz nie ma bezposredniego zagrozenia zycia, musimy was przeniesc w ciagu kilku godzin do „zimnej” strefy. Promieniowanie spadlo po prysznicu co najmniej o polowe.
Nastepnie kazal jej wyjsc z czolgu.
Zsunela sie na ziemie, zastanawiajac sie, ile promieniowania zebrala w ten sposob na kombinezon. Zauwazyla, ze przynajmniej raz Kilzer nie patrzy na jej piersi; to dobrze, ze potrafi byc powazny w trudnej sytuacji. Z drugiej strony fakt, ze sytuacja jest az tak trudna, iz musi byc powazny, byl dosc przerazajacy.
Przesunal licznikiem wzdluz jej ciala, potem kazal jej sie odwrocic i sprawdzil plecy oraz boki.
— Problem w tym, ze ziemia, na ktorej stoimy, jest goraca od wody — powiedzial zamyslonym tonem.
— Jest bardzo zle? — spytala LeBlanc, ale on w dalszym ciagu machal dlugim, cienkim pretem i nic nie mowil. A wiec musi byc niedobrze.
— Ochlapalo pania?
— Tak. — Miala ochote zlapac go za ramiona i potrzasnac. — Jest bardzo zle?
— Tak — odparl krotko. — Zastanawiam sie, co robic. Musi pani przejsc pelna dekontaminacje, i to szybko.
Dopiero teraz uswiadomila sobie, co to znaczy.
— Cholera. Nawet nie moge oskarzyc pana o szukanie pretekstu, zeby pogapic sie na moje cycki, prawda?
— Prawda — odparl Kilzer, wlaczajac radio. — SheVa Dziewiec, bedzie mi tu potrzebna pomoc.
— Ruszaj sie — warknela Indy, zarzucajac na ramie zestaw dekontaminacyjny. Pruitt biegl za nia z pojemnikiem piany. — Musimy szybko wydostac sie z tego blota, wszystko tu jest gorace.
Oboje mieli na sobie kombinezony antyradiacyjne i mimo nocnego chlodu pocili sie jak w saunie.
— Daje wam pietnascie minut — powiedzial przez radio Mitchell. — Batalion jest rozstawiony na wzgorzach, i choc Posleeni do nich nie celuja, jednak ida w te strone. A wiec nie macie duzo czasu.
— Damy rade — powiedziala mechanik, zblizajac sie do dwoch postaci stojacych samotnie w swietle ksiezyca. Bez kurtki i bluzy LeBlanc dygotala z zimna, a jej oddech unosil sie para w nocnym powietrzu.
— Niech pan zawola tutaj reszte zalogi — powiedziala Indy do Kilzera. — Ten czolg jest skazony, nie ma sensu, zeby siedzieli w napromieniowanej puszce.
— Szkoda, ze mnie to nie bawi — powiedzial Pruitt, rzucajac na ziemie pojemnik z piana i wracajac biegiem po reszte sprzetu.
— Wyciagamy wszystkie pojazdy z blota, jest gorace jak cholera — powiedziala Indy, kiedy pozostale transportery przytulone do SheVy odjechaly.
— A Sh-SheVy nie? — spytala major, szczekajac zebami.
— Nie. — Indy zarzucila line na konar rosnacego w poblizu debu, ale lina spadla; za drugim razem juz sie udalo, — Jest skazona, ale mamy odpowiedni sprzet, zeby sobie z tym poradzic. A wy nie.
— To z mojej strony prze-przeoczenie.
— Zwazywszy na to, kiedy przejela pani batalion, nikt nie ma prawa miec pretensji — usmiechnela sie. Pojawil sie Kilzer z trojka czolgistow.
— Cala czworka, rozbierac sie — powiedziala chorazy, podciagajac na linie przenosny prysznic. — Kilzer, potrzebne mi jest swiatlo.
— Zobacze, co da sie zrobic — odparl cywil i pobiegl do SheVy, nawet nie ogladajac sie za siebie.
LeBlanc westchnela i zdjela koszule, a potem biustonosz.
— Drugi taki znajde dopiero w Asheville — mruknela, patrzac na te ostatnia sztuke odziezy.
— I tak nie bedzie pasowal — westchnela Indy, podnoszac szczotke.
— Mam nadzieje, ze nie mowi pani tego z zazdrosci.
— Nie, mam dosc swoich problemow z kregoslupem.
Kilzer przyciagnal na wzgorze przedluzacz, zaczepil na galezi latarnie i wlaczyl ja, a dopiero potem spojrzal na rozgrywajaca sie pod debem scene.
Kierowca abramsa, z glowa ogolona na zero i gdzieniegdzie pokaleczona, golil glowe ladowniczego, podczas gdy Pruitt zajety byl szorowaniem ostrzyzonego juz dzialonowego pianka dekontaminacyjna.
Indy robila to samo z major LeBlanc; zabrala sie za nia tak szybko, ze nawet jej nie ostrzygla. Kiedy zapalilo sie swiatlo, major odwrocila sie i parsknela ze zloscia; jej jasne oczy rozblysly jak u rozwscieczonej pantery zlapanej w snop reflektora. Byla zupelnie naga, nie liczac cieniutkiej warstwy zolto-bialej pianki.
— Prosze sie zamknac, pani major — powiedziala Indy, szorujac ja za uchem. — Musze cos widziec.
Kilzer stal przez chwile nieruchomo, szybko mrugajac; potem zamknal oczy i pokrecil glowa.
— Mam inne rzeczy, ktorymi powinienem sie zajac — powiedzial tonem, ktory mial brzmiec zdecydowanie,