ale zabrzmial niepewnie. — Przepraszam, pani major, wlasnie wylaczyl mi sie tryb awaryjny.

— Nic sie nie stalo — odparla zduszonym glosem. — Bardziej martwi mnie smierc z napromieniowania niz to, ze ktos sie na mnie gapi.

— Ma’am, a co z nami? — spytal dzialonowy i prychnal, kiedy troche pianki dostalo mu sie do ust.

— Wy dostaliscie mniejsza dawke — powiedziala Indy. — Moga wam wypasc wlosy, mozecie miec rozne inne objawy, ale raczej przezyjecie. Mimo to musimy was szybko ewakuowac, a wszystkie ambulanse sa na drugim brzegu rzeki.

— A co z pania major? — zapytal ladowniczy. — Daj juz sobie spokoj — powiedzial do kierowcy, odpychajac elektryczna maszynke.

— W dzisiejszych czasach sa sposoby, zeby sobie z czyms takim radzic — odparla Indy, ale w jej glosie wyraznie slychac bylo powatpiewanie.

Kilzer wzial przenosny licznik i machnal nim z dala od grupy, sprawdzajac promieniowanie tla. Z dala od skazonych przedmiotow ziemia byla czysta, ale kiedy pojawil sie z licznikiem z powrotem na polanie, wskazowka natychmiast ruszyla w gore.

Potem wylaczyl alarm dzwiekowy i przesunal urzadzeniem nad cialem major LeBlanc. Po chwili pokrecil glowa.

— Wciaz zle? — spytala Indy.

— Nie jest az tak zle — odparl cicho, patrzac LeBlanc w oczy. — Przepraszam, ze wtedy tak zamarlem, pani major, ale musze powiedziec, ze jest pani ladna kobieta, nie mowiac o tym, ze zdolna. To atrakcyjne polaczenie, zwlaszcza w powloce z miekkiej, sliskiej pianki.

— Bardzo dziekuje, panie Kilzer — odparla sucho oficer. — Jest bardzo zle, co?

— Tak, prosze pani — powiedzial cywil, wyciagajac w jej strone dwie zelowe kapsulki. — Rad-Off. Nie utrzymaja pani przy zyciu, ale troche wszystko przeciagna.

— A co utrzyma mnie przy zyciu? — spytala Glennis, usmiechajac sie ponuro.

— Ewakuacja powietrzem do galaksjanskiego zbiornika regeneracyjnego — odparl Kilzer. — Nie jestem ekspertem od tego typu spraw, ale przy takich odczytach za jakies dwie godziny uszkodzenia beda raczej nieodwracalne. A najblizszy zbiornik regeneracyjny, o ktorym wiem, jest w Asheville, w obecnych warunkach odleglym o jakies trzy godziny.

Glennis znow usmiechnela sie ponuro i pokrecila glowa. — To… do dupy.

— Wiem, pani major. — Kilzer spuscil wzrok i wzruszyl ramionami.

— Chryste, pani major — odezwal sie dzialonowy. — Nie mozemy nic zrobic?

— Bez galtechu niewiele mozna poradzic na wysokie napromieniowanie — westchnela Indy, opuszczajac szczotke. — Czasem pomaga szybkie odkazenie. Z wami wszystko jest w porzadku, ale…

— Cholera, co wy wszyscy jestescie tacy smutni? — powiedziala LeBlanc, probujac sie usmiechnac. — Skonczmy z tym i ruszajmy. Mamy Posleenow do zabicia!

— Powinna pani pojechac do szpitala dywizji, pani major — stwierdzila Indy roztrzesionym glosem.

— Po co, skoro i tak mam umrzec? — Glennis wzruszyla ramionami, strzepujac troche piany. — Rownie dobrze moge odejsc w blasku chwaly, prawda?

Indy pociagnela nosem i znow zaczela szorowac jej plecy.

* * *

Pruitt skonczyl szorowac dzialonowego abramsa, ktory, szczerze mowiac, bardzo tego potrzebowal, niezaleznie od promieniowania, i podszedl do nagiej i drzacej major. Polozyl jej delikatnie dlon na ramieniu i pokrecil glowa.

— Mnie tez jest bardzo przykro, ma’am — powiedzial, starajac sie patrzec tylko w jej oczy.

— Dzieki, ale moi ludzie nie sa przez to lepiej wyszorowani — odparla, wskazujac na czekajacych ladowniczego i kierowce.

Pruitt pokiwal glowa, podszedl do Kilzera i zabral mu licznik, a nastepnie przesunal nim wzdluz plecow major.

— Chcialbym zamienic z panem Kilzerem kilka slow — powiedzial. Objal cywila za ramiona i poprowadzil go w ciemnosc.

— Dobra, jak dlugo jeszcze bedzie pan to ciagnal? — spytal, starajac sie powstrzymac od smiechu.

— O co chodzi? — Kilzer zmarszczyl czolo.

— Nie widzi pan, ze licznik ma czulosc rozkrecona prawie na full? Myslalem, ze swietnie sie pan bawi! Czekalem, az rzuci pan jakis tekst w rodzaju „No, skoro zostala nam tylko godzina zycia…” albo „Chyba nie chcesz umrzec dziewica, prawda?”.

— O kurwa — zaklal Kilzer. Wyrwal mu urzadzenie z rak i wcisnal kilka przyciskow. Wskazowka napromieniowania natychmiast opadla o dwie trzecie. Major LeBlanc w zadnym wypadku nie przyjela smiertelnej dawki promieniowania. — Cholera!

— Alez ma pan przejebane, czlowieku. — Pruitt odwrocil sie plecami do pozostalych; mial cholerna nadzieje, ze drzenie jego ramion potraktuja jako szloch, a nie rechot, ktorego nie mogl opanowac. — Rzeka nie moze byc az tak goraca. Jasne, alarmy sie wlaczyly, bo to kurestwo jest tak czule, ze reaguje nawet na tarcze zegarka. Wybuch byl dopiero kilka godzin temu, wiec w rzece nie ma az tyle radioaktywnego smiecia, zeby licznik tak szalal. Poza tym miedzy nami a miejscem opadu jest tama.

— Dlaczego nic wczesniej nie powiedziales!? — syknal Kilzer, gapiac sie na licznik i marzac, zeby zniknal.

— Uznalem, ze to podstep, zeby rozebrac major LeBlanc, a takiego osiagniecia nie wolno lekcewazyc. Swoja droga, wyszlo idealnie. Pianka dekontaminacyjna tez niezle wyglada. To na prawde budujacy widok. Moje morale poszlo w gore ze hej.

— Mam przerabane! Nie musielismy ich nawet odkazac!

— Aha, ale za to zobaczylismy major LeBlanc pokryta lodowata pianka, z ciezkim przypadkiem sutkus erectus. I Indy, ktora ja myje. Dwie pieczenie naraz. Caly czas myslalem o tym, co zrobic, zeby chorazy przebrala sie w bialy t-shirt, ale nic mi nie przychodzilo do glowy. A teraz niech pan uwaza, bo ona pana zwiaze, rozbierze do naga, przemaluje na niebiesko i rozjedzie ktoryms ze swoich czolgow. Prawdopodobnie zaczynajac od krocza. Skoro o tym mowa, czy czolg faktycznie jest goracy?

— Nie wiem, sprawdzalem go, ale przy takim ustawieniu licznika… Ale mam przejebane!

— Lepiej od razu sie zastrzel, kolego — poradzil Pruitt, wybuchajac w koncu zduszonym smiechem. — Ja stad znikam. — Zaslonil dlonia usta i pobiegl w strone wlazu SheVy, liczac, ze moze tam bedzie bezpieczny.

* * *

Indy stala na chlodzie z uniesiona szczotka i patrzyla, jak Kilzer wraca na wzgorze. W jednej rece trzymal licznik Geigera, druga zaslanial obronnym gestem krocze.

— Gdzie poszedl Pruitt? — spytala.

— Musial… musial cos przyniesc z SheVy — powiedzial szybko Kilzer, a potem podal Indy licznik, wskazal pokretlo czulosci i odwrocil sie. — A ja musze mu pomoc! — I pogalopowal w dol zbocza. Indy przesunela licznikiem wzdluz plecow Glennis i spojrzala na urzadzenie.

Znieruchomiala na chwile, a potem popatrzyla w mrok za uciekajacym cywilem i wrzasnela:

— TCHORZE!

Glennis przechylila glowe i zadrzala.

— Zaczynam podejrzewac, ze moze jednak nie umre.

* * *

— Jak sie czuje major LeBlanc? — spytal Mitchell, kiedy Indy opadla na swoj fotel.

— Nic jej nie jest — odparla ze znuzeniem chorazy. Wygrzebala skads provigil i polknela go bez popicia. — Jest wsciekla, ale zdrowa. To niesamowite, jak szybko czlowiek moze sie rozgrzac w wydechu turbiny abramsa. — Mechanik spojrzala na Pruitta i pokrecila glowa. — Zdajesz sobie sprawe, ze ty tez jestes na jej liscie do

Вы читаете Doktryna piekiel
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату