barierki wokol Izby Gmin.
Moj dentysta rozrzuca w poczekalni stare numery „Country Life”, tak wiec orientowalem sie z grubsza, ile musiala kosztowac ta posiadlosc. Czterdziesci sypialni godzine od Londynu. Kwota przekraczajaca wyobraznie. Tak naprawde przekraczajaca przekraczanie wyobrazni.
Zaczalem bezmyslnie liczyc ilosc zarowek, ktorych potrzeba do oswietlenia takiej budowli, kiedy ktorys z Carli chwycil mnie za kolnierz i wyciagnal z samochodu z rowna latwoscia, jakbym byl torba golfowa z niewielka iloscia kijow w srodku.
Rozdzial 13
Kazdy czlowiek po czterdziestce jest kanalia.
Zaprowadzono mnie do sali. Do czerwonej sali. Czerwone tapety, czerwone zaslony, czerwony dywan. Powiedziano mi, ze jest to sala jadalna. Nie mam pojecia, dlaczego postanowiono ograniczyc jej przeznaczenie tylko do jedzenia. Oczywiscie jedzenie to jedna z rzeczy, ktore mozna zorganizowac w sali tej wielkosci, ale mozna by tam rowniez wystawiac opery, urzadzac wyscigi kolarskie czy fantastyczne zwody w rzucaniu frisbee — wszystko to rownoczesnie, bez koniecznosci przesuwania chocby jednego mebla.
W tak duzej sali moglby padac deszcz.
Pokrecilem sie przez chwile w okolicach drzwi, ogladajac obrazy, spody popielniczek, takie tam rzeczy, a kiedy mi sie to znudzilo, wyruszylem w strone kominka znajdujacego sie na drugim koncu pomieszczenia. W polowie drogi musialem zatrzymac sie i usiasc (mam juz swoje lata), a kiedy to uczynilem, otworzyly sie dwuskrzydlowe drzwi i na moich oczach doszlo do szeptanej wymiany zdan miedzy Carlem a majordomusem w szarych prazkowanych spodniach i czarnej marynarce.
Obaj zerkali co chwile na mnie, a po jakims czasie Carl skinal glowa i wycofal sie z sali.
Majordomus ruszyl w moja strone dosc, jak mi sie wydawalo, leniwie i z odleglosci dwustu metrow zawolal:
— Napije sie pan czegos, panie Lang?
Nie musialem sie nad tym dlugo zastanawiac.
— Poprosze szkocka — zawolalem w odpowiedzi.
Bedzie mial nauczke.
Zatrzymal sie sto metrow dalej przy stoliku i otworzyl male srebrne pudelko, z ktorego wyjal papierosa, nie sprawdzajac nawet, czy jakis sie w srodku znajduje. Zapalil go i szedl dalej.
Kiedy sie zblizyl, dostrzeglem, ze ma ponad piecdziesiat lat i urode charakterystyczna dla osob spedzajacych duzo czasu w pomieszczeniach zamknietych, a jego twarz polyskuje w dziwny sposob. Odbicia z lamp i zyrandoli tanczyly mu po calym czole, przez co, kiedy szedl, wydawal sie niemal poblyskiwac. Mimo to podswiadomie wiedzialem, ze to nie byl pot ani olejek, tylko po prostu polysk.
Kiedy zostalo mu do przejscia okolo dziesieciu metrow, usmiechnal sie i wyciagnal przed siebie reke, i trzymal ja tak, idac. Zanim sie zorientowalem, juz stalem, gotow przywitac go niczym starego przyjaciela.
Uscisk mial cieply, ale suchy. Chwycil mnie mocno za lokiec i zaprowadzil z powrotem na sofe, opadl na nia obok mnie tak, ze nasze kolana niemal sie stykaly. Musze powiedziec, ze jezeli zawsze siadal tak blisko swoich gosci, po prostu wyrzucil pieniadze w bloto na ten pokoj.
— Morderstwo — powiedzial.
Zapadlo milczenie. Chyba nie musze wam tlumaczyc dlaczego.
— Slucham? — zapytalem.
— Naimh Morderstone — powiedzial, po czym obserwowal mnie cierpliwie, kiedy ukladalem sobie w glowie pisownie. — Bardzo mi milo. Bardzo mi milo.
Mowil cichym glosem z akcentem swiadczacym o wyzszym wyksztalceniu. Podejrzewalem, ze prawdopodobnie — potrafi rownie dobrze porozumiewac sie w tuzinie innych jezykow. Strzepnal popiol z papierosa mniej wiecej w kierunku popielniczki, po czym nachylil sie do mnie.
— Russell wiele mi o panu powiedzial. I musze przyznac, ze bardzo panu kibicowalem.
Z bliska moglem powiedziec o Morderstonie dwie rzeczy: nie byl majordomusem, a na jego twarzy polyskiwaly pieniadze.
Ow polysk nie byl wywolany przez pieniadze albo za nie kupiony. To po prostu byly pieniadze. Pieniadze, ktore zjadal, nosil, ktorymi jezdzil, oddychal — w takich ilosciach i przez tak dlugi czas, ze jego skora zaczela je wydzielac przez pory. Byc moze uznacie, ze to niemozliwe, ale pieniadze doslownie uczynily go pieknym.
Zasmial sie.
— Tak, naprawde panu kibicowalem. Wie pan, Russell to osoba o bardzo duzym znaczeniu. Naprawde bardzo duzym. Ale czasami mysle sobie, ze dobrze na niego wplywa, kiedy ktos go wpedzi we frustracje. Powiedzialbym, ze ma sklonnosc do popadania w arogancje. A cos mi mowi, ze pan wywiera dobry wplyw na takich ludzi.
Ciemne oczy. Niesamowicie ciemne oczy. Z ciemnymi brzegami powiek, ktore powinny byly byc makijazem, ale nie byly.
— Mysle — powiedzial Morderstone, wciaz usmiechajac sie promiennie — ze wpedza pan we frustracje wielu ludzi. Byc moze dlatego wlasnie Bog przyslal nam tu pana, panie Lang. Zgodzi sie pan ze mna?
Rozesmialem sie. Cholera wie dlaczego, poniewaz nie powiedzial niczego smiesznego. A mimo to siedzialem tam sobie, chichoczac jak pijany glupek.
Gdzies otworzyly sie drzwi i nagle miedzy nami pojawila sie taca z whisky przyniesiona przez ubrana na czarno pokojowke. Kazdy z nas wzial do reki szklanke, a pokojowka zaczekala, az Morderstone rozcienczy swoja whisky woda sodowa, a ja troche skropie swoja. Odeszla, nie usmiechajac sie ani sie nie klaniajac. Bezszelestnie.
Pociagnalem spory lyk szkockiej i poczulem sie pijany, niemal zanim ja przelknalem.
— Zajmuje sie pan handlem bronia — stwierdzilem.
Nie bardzo wiem, jakiej reakcji sie spodziewalem, ale — jakiejs sie spodziewalem. Sadzilem, ze moze sie wzdrygnie, zarumieni, zdenerwuje, kaze mnie zastrzelic — wybierzcie sobie dowolna rzecz z powyzszych — ale reakcji nie bylo zadnej. Nawet sie nie zajaknal. Odpowiedzial, jakby od lat wiedzial, co zamierzam powiedziec.
— W rzeczy samej, panie Lang. Na wlasne nieszczescie.
No, no, pomyslalem. Doprawdy urocze. Na wlasne — nieszczescie handluje bronia. Stwierdzenie rownie mocne, jak on bogaty.
Spuscil wzrok z udawana skromnoscia.
— Tak, kupuje i sprzedaje bron — wyznal. — Musze powiedziec, ze chyba z powodzeniem. Pan tego oczywiscie nie pochwala, jak wielu z panskich rodakow. To cena, jaka place za swoja profesje. Ciezar, ktory musze dzwigac.
Podejrzewam, ze nabijal sie ze mnie, ale nie brzmialo to w ten sposob. Naprawde sprawial wrazenie, jakby moja dezaprobata czynila go nieszczesliwym.
— Rozpatrywalem swoje zycie i zachowanie z pomoca wielu przyjaciol, ludzi religijnych. Jestem przekonany, ze moge odpowiadac przed Bogiem. W istocie pozwole sobie uprzedzic panskie pytanie, jestem przekonany, ze moge odpowiadac tylko przed Bogiem. A wiec, czy bedzie mial pan cos przeciwko temu, jezeli przejdziemy dalej?
Znow sie usmiechnal. Cieply, uroczo skruszony. Radzil sobie ze mna z wprawa czlowieka, ktorzy przywykl do radzenia sobie z ludzmi takimi jak ja — jakby byl uprzejma gwiazda filmowa, ktora poprosilem o autograf w niefortunnym momencie.
— Ladne meble — stwierdzilem.
Odbywalismy wycieczke po pokoju. Rozprostowujac nogi, wietrzac pluca, trawiac obfity posilek, ktorego nie