to jakies znaczenie. Umiescil ostroznie bron w rece Morderstone'a, po czym spojrzal na mnie oczami wybaluszonymi w usilnym pragnieniu przekazania mi jakiejs wiadomosci, ktorej nie potrafilem rozszyfrowac.

— Panie Lang — powiedzial Morderstone — powinien sie pan jednak zastanowic nad bezpieczenstwem dwoch osob. Swoim oczywiscie oraz panny Woolf. Nie mam pojecia, ile jest dla pana warte wlasne bezpieczenstwo, — ale sadze, ze byloby najnormalniej w swiecie chwalebne, gdyby wzial pan pod uwage bezpieczenstwo panny Woolf. A chcialbym, zeby wzial je pan sobie gleboko do serca. — Niespodziewanie rozpromienil sie, jakby najgorsze bylo juz za nami. — Ale oczywiscie nie oczekuje, ze zrobi pan to bez wyraznego powodu.

Mowiac te slowa, odbezpieczyl bron i uniosl podbrodek. Pistolet spoczywal luzno w jego rece. Pot tryskal z moich dloni, a gardlo odmawialo posluszenstwa. Czekalem, bo tylko to mi pozostalo.

Morderstone lustrowal mnie przez chwile wzrokiem. Po czym wyciagnal reke, przycisnal wylot lufy do szyi Lucasa i strzelil dwa razy.

Stalo sie to tak szybko, tak nieoczekiwanie, bylo tak absurdalne, ze przez ulamek sekundy mialem ochote sie rozesmiac. Stalo sobie trzech mezczyzn, bang bang, i zostalo tylko dwoch. To naprawde zabawne.

Zdalem sobie sprawe, ze sie zmoczylem. Troche. Ale wystarczajaco.

Zamrugalem, tymczasem Morderstone podal pistolet Barnesowi, ktory dawal sygnaly w kierunku znajdujacych sie za mna drzwi.

— Dlaczego to zrobil? Dlaczego ktokolwiek mialby uczynic cos tak strasznego?

To ja powinienem zadac to pytanie, ale tak sie nie stalo. Glos nalezal do Morderstone'a. Cichy i spokojny; pelna kontrola.

— To straszne, panie Lang — powiedzial. — Straszne. Straszne, poniewaz stalo sie bez powodu. A zawsze powinnismy starac sie znalezc powod, dla ktorego ktos umiera. Zgodzi sie pan ze mna?

Podnioslem wzrok, ale nie moglem sie skupic na twarzy Morderstone'a. Pojawiala sie i znikala, podobnie jak glos, ktory rozbrzmiewal w moich uszach i jednoczesnie dochodzil z odleglosci kilku mil.

— No coz, uznajmy, ze choc nie istnial powod, aby musial umrzec, ja mialem powod, aby zabic. To juz cos, jak sadze. Zabilem go, panie Lang, aby udowodnic jedna rzecz. I tylko te jedna — przerwal. — Aby udowodnic panu, ze jestem do tego zdolny.

Przeniosl wzrok na lezace na podlodze cialo Lucasa, a ja uczynilem to samo.

Paskudny widok. Wylot lufy znajdowal sie tak blisko ciala, ze rozszerzajace sie gwaltownie gazy, wlecialy w otwor po kuli, straszliwie wydymajac i osmalajac rane. Szybko odwrocilem wzrok.

— Czy rozumie pan, co powiedzialem? — Stal pochylony do przodu, przekrzywiajac glowe. — Ten czlowiek — powiedzial — byl akredytowanym amerykanskim dyplomata, pracownikiem Departamentu Stanu USA. Jestem pewien, ze mial wielu przyjaciol, zone, pewnie rowniez dzieci. Taki czlowiek z pewnoscia nie moze ot tak zniknac, prawda? Wyparowac?

Kilku mezczyzn pochylilo sie nad cialem Lucasa. Zaszelescily marynarki, kiedy je podnosili. Zmusilem sie, aby skupic uwage na slowach Morderstone'a.

— Chce, aby pan zrozumial, jak wyglada prawda, panie Lang. A prawda wyglada tak, ze jezeli zazycze sobie, aby zniknal, to tak sie stanie. Strzelam do czlowieka w moim wlasnym domu i pozwalam, aby sie wykrwawil na moim dywanie, poniewaz takie jest moje zyczenie. Nikt mnie nie powstrzyma. Ani policja, ani sluzby specjalne, ani przyjaciele pana Lucasa. Ani z pewnoscia pan. Slyszy mnie pan?

Ponownie podnioslem wzrok i tym razem zobaczylem jego twarz wyrazniej. Czarne oczy. Polysk. Poprawil krawat.

— Panie Lang — powiedzial — czy dostarczylem panu powodu, aby wzial pan pod uwage bezpieczenstwo panny Woolf?

Skinalem glowa.

Odwiezli mnie do Londynu, przycisnietego do dywanika w diplomacie, i wyrzucili z samochodu gdzies na poludniowym brzegu rzeki.

Przeszedlem przez Waterloo Bridge, przez Strand, zatrzymujac sie co chwile bez powodu, od czasu do czasu wciskajac monety do rak osiemnastoletnim zebrakom, pragnac, aby ten wycinek rzeczywistosci okazal sie snem bardziej, niz kiedykolwiek chcialem, aby jakikolwiek sen stal sie rzeczywistoscia.

Mike Lucas powiedzial, zebym na siebie uwazal. Podjal ryzyko, mowiac mi, zebym na siebie uwazal. Nie znalem czlowieka i nie prosilem go, by podjal dla mnie to ryzyko, ale i tak to uczynil, poniewaz byl przyzwoitym profesjonalista, ktoremu nie podobalo sie to, do czego zmusza go praca, i nie chcial, bym i ja zostal do tego zmuszony.

Bang bang.

Nie bylo odwrotu. Nie dalo sie zatrzymac swiata.

Wspolczulem sobie. Wspolczulem Mike'owi Lucasowi, wspolczulem rowniez zebrakom, ale przede wszystkim wspolczulem sobie i to sie musialo skonczyc. Ruszylem w strone domu.

Nie mialem juz powodu, by obawiac sie przebywania we wlasnym mieszkaniu, poniewaz ludzie, ktorych oddech przez ostatni tydzien czulem na plecach, oddychali mi teraz prosto w twarz. Szansa wyspania sie we wlasnym lozku byla wlasciwie jedynym pozytywnym skutkiem calej sytuacji. Ruszylem wiec szybkim krokiem w strone Bayswater. Idac, staralem sie dostrzec zabawna strone polozenia, w jakim sie znalazlem.

Nie bylo to latwe i wciaz nie mam pewnosci, czy doszedlem do zadowalajacych rezultatow, ale to wlasnie lubie robic, kiedy sprawy nie ukladaja sie najlepiej. Bo co to znaczy, jezeli mowimy, ze sprawy nie ukladaja sie — najlepiej? W porownaniu z czym? Mozna powiedziec: w porownaniu z tym, jak ukladaly sie kilka godzin wczesniej albo kilka lat wczesniej. Ale przeciez nie w tym rzecz. Jezeli dwa samochody z zepsutymi hamulcami mkna w kierunku sciany z cegiel i jeden z nich uderza w nia kilka sekund przed drugim, nie mozna spedzic tych kilku sekund na opowiadaniu, ze drugi samochod znalazl sie w znacznie lepszej sytuacji niz pierwszy.

Smierc i nieszczescie czaja sie za rogiem w kazdej sekundzie naszego zycia, starajac sie nas dopasc. Najczesciej nas omijaja. Przejezdzamy autostradami wiele mil, nie lapiac gumy. Wiele wirusow slizga sie po naszych cialach, ale nie dostaje sie do srodka. Wiele fortepianow uderza w chodnik minute po tym, jak tamtedy przeszlismy. Albo miesiac, to bez znaczenia.

A wiec o ile nie zamierzacie padac na kolana i dziekowac za kazdym razem, kiedy omija was nieszczescie, nie ma sensu biadolenie, kiedy was ono dopada. Was lub kogokolwiek innego. Poniewaz z niczym go nie porownujemy.

A moze w ogole wszyscy jestesmy martwi albo nigdy sie nie urodzilismy, a caly swiat tak naprawde jest snem.

Widzicie? To zabawna strona.

Rozdzial 14

Przeto wolnosc tak rzadko kolacze; Dzis jedynie wtedy bije, Gdy jakies serce ubogie zaplacze, By pokazac, ze jeszcze zyje, Thomas Moore

Kiedy dotarlem na moja ulice, staly na niej dwa pojazdy, ktorych nie spodziewalem sie tam zobaczyc. Pierwsza byl moj kawasaki, poobijany i zakrwawiony, ale poza tym w znosnym stanie. Druga jasnoczerwony

Вы читаете Sprzedawca broni
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату