tvr.

Ronnie spala za kierownica z kurtka podciagnieta na wysokosc nosa. Otworzylem drzwi i wslizgnalem sie do srodka. Podniosla glowe i spojrzala na mnie, mruzac oczy.

— Dobry wieczor — powiedzialem.

— Czesc.

Zamrugala kilka razy i wyjrzala na ulice.

— O Boze, ktora godzina? Zmarzlam na kosc.

— Za kwadrans pierwsza. Wejdziesz na gore?

Zamyslila sie.

— To wyjatkowo bezczelne z twojej strony, Thomas.

— Bezczelne? — zdziwilem sie. — No coz, to zalezy, prawda?

Otworzylem drzwi.

— Od czego?

— O tego, czy to ty tu przyjechalas, czy to ja przenioslem swoja ulice i odbudowalem ja wokol twojego auta.

Ponownie sie zamyslila.

— Moglabym zabic za filizanke herbaty.

Siedzielismy w kuchni, nie mowiac za wiele, popijajac herbate i palac papierosy. Ronnie miala umysl zaprzatniety innymi sprawami i, o ile moglem to po amatorsku stwierdzic, plakala. Albo przecierala oczy, aby fantazyjnie rozmazac tusz do rzes. Zaproponowalem szkocka, ale nie byla zainteresowana, wiec poczestowalem sie ostatnimi czterema kroplami z butelki, usilujac zatrzymac ich smak w ustach. Staralem sie skoncentrowac na niej, zapomniec o Lucasie, Barnesie i Morderstonie, poniewaz byla smutna i poniewaz byla ze mna w jednym pokoju. Tamci nie byli.

— Thomas, moge cie o cos zapytac?

— Jasne.

— Jestes homo?

No, naprawde… Tak od razu, z pierwszej pilki? Powinno sie zaczac od rozmowy o filmach, przedstawieniach teatralnych i ulubionych trasach narciarskich. Od tego typu spraw.

— Nie, Ronnie, nie jestem homo — powiedzialem. — A ty?

— Nie.

Gapila sie w dno kubka. Ale poniewaz zaparzylem herbate w torebkach, nie znalazla tam zadnych odpowiedzi.

— Co sie stalo z tym, jak mu tam bylo? — zapytalem, zapalajac papierosa.

— Philip. Spi. Albo gdzies wyszedl. Naprawde nie wiem. Szczerze mowiac, niewiele mnie to obchodzi.

— Ej, Ronnie. Chyba tylko tak mowisz.

— Nie, mowie serio. Chuj mnie obchodzi.

Zawsze jest cos osobliwie fascynujacego w tym, ze kobieta wyslawiajaca sie na co dzien bardzo poprawnie, przeklina.

— Posprzeczaliscie sie — stwierdzilem.

— Rozstalismy sie.

— Posprzeczaliscie sie, Ronnie.

— Moge spac dzis z toba? — zapytala.

Zamrugalem. Po czym, zeby upewnic sie, ze sobie — tego nie wyobrazilem, zamrugalem ponownie.

— Chcesz ze mna spac?

— Tak.

— Nie chodzi ci o to, zeby spac jednoczesnie ze mna, tylko mialas na mysli w jednym lozku?

— Prosze.

— Ronnie…

— Jezeli chcesz, bede spala w ubraniu. Thomas, nie kaz mi prosic jeszcze raz. To fatalnie wplywa na kobiece ego.

— Ale fantastycznie na meskie.

— Och, zamknij sie — ukryla twarz, pochylajac sie nad kubkiem. — Wlasnie przestalam cie lubic.

— Ha! — powiedzialem. — Podzialalo.

Ostatecznie wstalismy i udalismy sie do sypialni.

Tak sie zlozylo, ze nie zdjela ubrania. Tak sie zlozylo, ze ja tez nie. Lezelismy obok siebie na lozku i przez chwile wpatrywalismy sie w sufit, a kiedy uznalem, ze chwila jest wystarczajaco dluga, wzialem ja za reke. Jej dlon byla ciepla, sucha i bardzo przyjemna w dotyku.

— o czym myslisz?

Prawde mowiac, nie pamietam, kto pierwszy zadal to pytanie. Przed switem oboje zadalismy je okolo piecdziesieciu razy.

— O niczym.

Oboje rowniez wielokrotnie odpowiadalismy w ten sposob.

Ostatecznie rzecz sprowadzala sie do tego, ze Ronnie nie czula sie szczesliwa. Nie moge powiedziec, ze opowiedziala mi cala historie swojego zycia. Dozowala ja po — kawalku, z dlugimi odstepami miedzy kolejnymi porcjami, co przypominalo czlonkostwo w wysylkowym klubie ksiazki, ale kiedy pierwszy kur zastapil na stanowisku slowika, wiedzialem juz calkiem sporo.

Byla drugim dzieckiem, co prawdopodobnie skloniloby wiele osob do powiedzenia „ach, no wiesz, mowi sie trudno”, ale ja rowniez jestem drugim dzieckiem i nigdy mi to jakos specjalnie nie przeszkadzalo. Jej ojciec pracowal w City, dojac biedakow, a obaj bracia, starszy i mlodszy, najwyrazniej zmierzali w tym samym kierunku. Kiedy Ronnie byla nastolatka, jej matka rozwinela w sobie pasje do rybolowstwa dalekomorskiego i odtad kazdego roku spedzala szesc miesiecy, oddajac sie jej na dalekich oceanach, podczas gdy ojciec wzial kochanke. Ronnie nie wyjasnila, gdzie.

— O czym myslisz? — Tym razem ona.

— O niczym — To ja.

— Daj spokoj.

— Nie wiem. Tak sobie… mysle.

Poglaskalem jej dlon.

— O Sarze?

Przeczuwalem, ze zada to pytanie. Mimo to swiadomie — pilnowalem, aby moje drugie serwisy ladowaly gleboko, i nie wspominalem ponownie o Philipie, zeby nie mogla sie zblizyc do siatki.

— Miedzy innymi. Miedzy innymi ludzmi, chcialem powiedziec — lekko scisnalem jej dlon. — Spojrzmy prawdzie w oczy, ledwie znam te kobiete.

— Ona cie lubi.

Nie moglem sie powstrzymac od smiechu.

— Wydaje mi sie to absolutnie nieprawdopodobne. Kiedy sie poznalismy, sadzila, ze probuje zabic jej ojca, a kiedy widzielismy sie po raz ostatni, przez wieksza czesc wieczoru chciala mi przyznac biale piorko za tchorzostwo w obliczu wroga.

Uznalem, ze najlepiej bedzie w tej chwili nie wspominac o pocalunku.

— Jakiego wroga? — zapytala Ronnie.

— To dluga historia.

— Masz mily glos.

Obrocilem glowe na poduszce i spojrzalem na nia.

— Ronnie, jezeli ktos w naszym kraju mowi, ze to dluga historia, chce w ten sposob uprzejmie dac do zrozumienia, ze nie zamierza ci jej opowiedziec.

Obudzilem sie, co wskazywalo na mozliwosc, ze zasnalem, ale nie mam pojecia, kiedy to sie stalo. Nie potrafilem skupic mysli na niczym poza faktem, iz dom stoi w plomieniach.

Вы читаете Sprzedawca broni
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату