niewykonalne zadanie, ze lezaca przede mna droga byla dluga, wyboista i znajdowalo sie na niej niewiele stacji benzynowych oraz ze moje szanse na dozycie do siedemdziesiatki spadly ponizej zera.

A jednak z jakiegos powodu czulem sie dobrze.

Solomon czekal na mnie w umowionym miejscu z jednym z Okularow Przeciwslonecznych. To znaczy z jedna z par Okularow Przeciwslonecznych. Oczywiscie z powodu ciemnosci Okulary Przeciwsloneczne nie mial na nosie okularow przeciwslonecznych, wiec musialem szybko wymyslic dla niego nowe imie. Po krotkim zastanowieniu wpadlem na pomysl, aby nazwac go Bez Okularow Przeciwslonecznych. Podejrzewam, ze wsrod moich przodkow znalazlby sie Indianin Kri.

Przeprosilem za spoznienie, ale Solomon usmiechnal sie i powiedzial, ze przyszedlem punktualnie, co mnie zirytowalo. Wsiedlismy we trzech do brudnego, szarego mercedesa diesel. Bez Okularow Przeciwslonecznych usiadl za kierownica i wyjechal na glowna droge prowadzaca z miasta na wschod.

Po pol godzinie zostawilismy za soba przedmiescia Pragi, a droga zwezila sie do dwoch srednio szybkich pasow, ktorymi jechalismy w spokojnym tempie. Mandat za przekroczenie predkosci to jeden z najgorszych sposobow spieprzenia tajnej operacji na obcym terytorium, a Bez Okularow Przeciwslonecznych wydawal sie tego w pelni swiadom. Solomon i ja wymienialismy od czasu do czasu uwagi na temat krajobrazu: jaki byl zielony, jak niektore jego fragmenty przypominaly odrobine Walie — choc nie mam pewnosci, czy ktorykolwiek z nas ja kiedys odwiedzil — ale poza tym nie rozmawialismy za wiele. Europa przesuwala sie za oknami, a my rysowalismy po zaparowanych szybach: Solomon kwiatki, a ja usmiechniete (warze.

Po godzinie znaki zaczely wskazywac kierunek na Brno, ktorego nazwa nigdy nie wyglada dobrze jako napis, ani nie brzmi dobrze, kiedy sie ja wymowi, wiedzialem jednak, ze cel naszej podrozy znajduje sie gdzies blizej. Skrecilismy na polnoc w kierunku Kostleca i niemal natychmiast z powrotem na wschod w jeszcze wezsza, zupelnie nieoznakowana droge. Co w zasadzie dobrze oddawalo charakter naszej misji.

Przejechalismy kilka mil kreta droga prowadzaca przez las czarnych sosen. Bez Okularow Przeciwslonecznych przeszedl na swiatla pozycyjne, co ograniczylo nasza predkosc. Po kilku kolejnych milach zgasil swiatla zupelnie, kazal mi tez zgasic papierosa, poniewaz „chujowo mu sie przez niego widzialo w ciemnosciach”.

Po czym zupelnie niespodziewanie znalezlismy sie na miejscu.

Trzymali go w piwnicy wiejskiej chaty. Jak dlugo, tego nie potrafilem stwierdzic — wiedzialem jedynie, ze nie mialo to potrwac wiele dluzej. Mial mniej wiecej tyle lat, co ja, podobny wzrost i prawdopodobnie wazyl tyle, co ja, zanim przestali go karmic. Powiedzieli, ze ma na imie Ricky i ze pochodzi z Minnesoty. Nie musieli dodawac, ze byl smiertelnie przerazony i pragnal jak najszybciej wrocic do domu. Widzialem to w jego oczach na tyle wyraznie, na ile cokolwiek mozna zobaczyc w czyichs oczach.

W wieku siedemnastu lat Ricky porzucil szkole, porzucil rodzine, porzucil niemal wszystko, co moze porzucic mlody mezczyzna. Wkrotce jednak zaangazowal sie w inne sprawy, alternatywne sprawy, dzieki ktorym poczul sie lepiej. W kazdym razie przez chwile.

W tej chwili Ricky czul sie znacznie gorzej; najprawdopodobniej dlatego, ze wplatal sie w jedna z tych sytuacji, w ktorych lezy sie nago w piwnicy nieznanego budynku, w obcym panstwie, wobec gapiacych sie obcych ludzi, z ktorych czesc bez watpienia zdazyla juz zadac bol, a pozostali tylko czekali na swoja kolej. Wiedzialem, ze przez mysli Ricky’ego przemykaly obrazy z tysiecy filmow, w ktorych bohater znajduje sie w rownie trudnym polozeniu, a mimo to odrzuca do tylu glowe z bezczelnym usmieszkiem i kaze swoim przesladowcom isc do diabla. Przez lata Ricky siedzial na salach kinowych razem z milionami innych nastoletnich chlopcow i poslusznie pobieral nauke, ze tak wlasnie powinien sie zachowac mezczyzna w trudnej sytuacji. Przetrzymac wszystko, a pozniej sie zemscic.

Ale poniewaz Ricky'ego nie cechowala specjalna bystrosc — mial popierdolone pod sufitem, czy jak to sie mowi w Minnesocie — nie zauwazyl istotnych przewag, jakie posiadali nad nim owi celuloidowi bogowie. Tak naprawde chodzilo o jedna przewage, za to naprawde istotna. Sprowadzala sie ona do tego, ze filmy nie sa prawdziwe. Serio. Filmy to fikcja.

W prawdziwym zyciu — przepraszam, jezeli rozwiewam jakies gleboko zakorzenione w was zludzenia — czlowiek znajdujacy sie na miejscu Ricky'ego nie mowi nikomu, by poszedl do diabla. Nie usmiecha sie bezczelnie, nie pluje nikomu w oko, a juz na pewno nie uwalnia sie w kilka sekund. W rzeczywistosci taki czlowiek lezy nieruchomo, trzesie sie ze strachu, placze, blaga, doslownie blaga, zeby pozwolono mu wrocic do mamy. Cieknie mu z nosa, nogi mu sie trzesa i skomle. Mezczyzni, wszyscy mezczyzni, zachowuja sie w ten sposob — tak wlasnie wyglada prawdziwe zycie.

Przykro mi, ale nie moze byc inaczej.

Moj ojciec hodowal kiedys truskawki pod siatka. Od czasu do czasu jakis ptak, widzac dorodne, czerwone, slodkie owoce, probowal dostac sie pod siatke, ukrasc spod niej truskawke i zwiac. Od czasu do czasu jakis ptak z powodzeniem zaliczal pierwsze dwa etapy — zaden problem, wszystko szlo jak po masle — po czym udawalo mu sie kompletnie spieprzyc trzeci. Zaplatywal sie w gesta siatke, skrzeczal i trzepotal skrzydlami, a wtedy ojciec podnosil glowe znad grzadki z ziemniakami, przywolywal mnie gwizdem i kazal pozbyc sie ptaka. Zlap go, wyplacz z siatki i uwolnij.

Nienawidzilem tego zajecia bardziej niz czegokolwiek w moim dzieciecym wszechswiecie.

Strach jest przerazajacy. Trudno o bardziej przerazajacy widok. Zwierze, ktore wpada w szal, to jedna sprawa, czesto dosc niepokojaca, ale zwierze ogarniete przerazeniem — kiedy wpatruje sie w ciebie szeroko otwartymi oczami, rzucajac sie i probujac uciec w skrzydlatej panice — to widok, jakiego nie chcialem nigdy wiecej ogladac.

A jednak mialem go wlasnie przed oczami.

— Kupa pieprzonego gowna — powiedzial jeden z Amerykanow, wchodzac do kuchni, i od razu wstawil wode.

Solomon i ja wymienilismy spojrzenia. Od dwudziestu minut siedzielismy w milczeniu przy stole po tym, jak wyprowadzili Ricky'ego. Wiedzialem, ze Solomon jest rownie wstrzasniety, jak ja, a on wiedzial, ze o tym wiem, wiec siedzielismy, nie odzywajac sie ani slowem. Ja wpatrywalem sie w sciane, a on zlobil paznokciem linie na bocznej sciance krzesla.

— Co z nim teraz zrobicie? — zapytalem, nadal wpatrujac sie w sciane.

— Nie twoj problem — odparl Amerykanin, nakladajac lyzeczka kawe do dzbanka. — Jutro to juz nie bedzie niczyj problem.

Wydawalo mi sie, ze mowiac te slowa, zasmial sie, ale nie mialem pewnosci.

Ricky byl terrorysta. Tak uwazali Amerykanie i dlatego go nienawidzili. Nienawidzili wszystkich terrorystow, ale jedno wyroznialo Ricky'ego w ich oczach i sprawialo, ze nienawidzili go bardziej niz wiekszosci terrorystow — Ricky byl amerykanskim terrorysta. A to wydawalo im sie po prostu niewlasciwe. Do zamachu bombowego w Oklahoma City przecietny Amerykanin traktowal detonowanie bomb w miejscach publicznych jako staroswiecka, europejska tradycje na wzor corridy czy angielskiej odmiany moreski. A jezeli ten zwyczaj mial sie kiedykolwiek rozprzestrzenic, to z pewnoscia na wschod, wsrod wielbladzich dzokejow, cholernych turbaniarzy, synow i cor islamu. Wysadzanie w powietrze centrow handlowych i ambasad, strzelanie z ukrycia do wybranych w wyborach wysokich urzednikow panstwowych, porywanie boeingow 747 w imie czegokolwiek innego niz pieniadze bylo absolutnie nieamerykanskie i nieminnesotanskie. Wydarzenia w Oklahoma City doprowadzily jednak do zmian na gorsze i w rezultacie Ricky musial zaplacic najwyzsza cene za swoja ideologie.

Ricky byl amerykanskim terrorysta i zawiodl swoich rodakow.

Przed switem wrocilem do Pragi, ale sie nie polozylem. To znaczy poszedlem do lozka, ale sie nie polozylem. Z popielniczka wypelniajaca sie niedopalkami oraz oprozniajaca sie paczka marlboro usiadlem na krawedzi i utkwilem wzrok w scianie. Gdyby w pokoju znajdowal sie telewizor, wlaczylbym go. Albo i nie. Odcinek Magnum sprzed dziesieciu lat z niemieckim dubbingiem nie wydawal mi sie o wiele bardziej interesujacy niz sciana.

Powiedziano mi, ze policja zjawi sie o osmej, ale kroki na schodach uslyszalem tuz po siodmej. Ten maly podstep mial przypuszczalnie zagwarantowac moje zaskoczenie objawiajace sie zaczerwienionymi oczami, w razie gdybym nie potrafil go przekonujaco odegrac. Ani troche mi nie ufali.

Вы читаете Sprzedawca broni
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату