zwyklym czlowiekiem.
Anulowali istniejace kontrakty i wycofali sie z negocjacji dotyczacych przyszlych. Doprowadzili do bankructwa jego dostawcow, sklonili do odejscia jego pracownikow, oskarzyli go o uchylanie sie od placenia podatkow. W ciagu kilku miesiecy wykupili akcje jego firmy i sprzedali je w ciagu kilku godzin, a kiedy to nie zdalo egzaminu, oskarzyli go o handel narkotykami. Wyrzucili go nawet z St Regis za to, ze nie uzupelnil kawalka darni wyszarpnietego podczas uderzenia.
Aleksander Woolf nie przejmowal sie niczym, poniewaz wiedzial, ze doznal objawienia. Sytuacja martwila jednak jego corke, a bestia o tym wiedziala. Bestia wiedziala, ze jezykiem ojczystym Aleksandra Woolfa byl niemiecki i ze wychowano go w wierze w Ameryke; ze w wieku siedemnastu lat sprzedawal wieszaki z furgonetki, mieszkajac samotnie w suterenie w Lowes w stanie New Hampshirr Po smierci rodzicow nie dostal w spadku nawet dziesieciu dolarow. Tak zaczynal Aleksander Woolf i do takiego zycia byl gotow wrocic. Aleksander Woolf nie traktowal biedy jako czegos mrocznego i nieznanego, czego nalezaloby sie obawiac. Na zadnym etapie zycia.
W przeciwienstwie do Sary. Ona przez cale zycie mieszkala w duzych domach z duzymi basenami, jezdzila duzymi samochodami i korzystala z wysokiej jakosci uslug stomatologicznych, a widmo biedy budzilo jej smiertelne przerazenie. Strach przed nieznanym uczynil ja bezbronna, a bestia o tym wiedziala.
Pewien czlowiek zlozyl jej propozycje.
— Co teraz zrobimy? — zapytala.
— Na dzis juz wystarczy — odparlem.
Szczekala zebami, co uswiadomilo mi, jak dlugo tam siedzielismy. I jak wiele zostalo mi jeszcze do zrobienia.
— Lepiej zawioze cie do domu — powiedzialem, podnoszac sie z lawki.
Zamiast wstac razem ze mna, skulila sie jeszcze bardziej z rekami skrzyzowanymi na brzuchu. Wygladalo, jakby cierpiala. Bo cierpiala. Zaczela mowic nieslychanie cichym glosem i musialem przykucnac, aby ja uslyszec. Im nizej sie schylalem, tym bardziej opuszczala glowe, unikajac mojego spojrzenia.
— Nie karz mnie — powiedziala. — Nie karz mnie za smierc ojca, Thomas, poniewaz sama musze sobie z tym poradzic.
— Nie karze cie, Saro — odparlem. — Po prostu zawioze cie do domu, to wszystko.
Podniosla glowe i spojrzala na mnie, a ja zobaczylem w jej oczach nowy rodzaj strachu.
— Ale dlaczego? — zapytala. — Przeciez teraz… mozemy zrobic, co tylko zechcemy. Wyjechac, gdzie tylko zechcemy.
Spuscilem wzrok. Jeszcze tego nie rozumiala.
— A gdzie chcialabys wyjechac? — zapytalem.
— To przeciez nie ma znaczenia — powiedziala, jej glos stawal sie mocniejszy wraz z rosnaca desperacja. — Chodzi o to, ze mozemy. Moj Boze, Thomas, wiesz przeciez… mieli nad toba wladze, poniewaz zagrozili, ze cos mi zrobia, a jednoczesnie mieli wladze nade mna, poniewaz zagrozili, ze zrobia cos tobie. Tak to ustawili. Ale to juz przeszlosc. Mozemy odejsc. Zniknac.
Potrzasnalem glowa.
— Obawiam sie, ze sytuacja sie skomplikowala — powiedzialem. — Jezeli kiedykolwiek bylo inaczej.
Zamilklem i przez chwile zastanawialem sie, ile powinienem jej powiedziec. W sumie nie powinienem jej mowic nic. Ale pieprzyc to.
— Teraz juz nie chodzi tylko o nas. Jezeli odejdziemy zgina inni ludzie. Przez nas.
— Inni ludzie? — zdziwila sie Sara. — o czym ty mowisz? Jacy inni ludzie?
Usmiechnalem sie, aby poprawic jej humor, zeby sie tak nie bala, a takze dlatego, ze wszyscy oni staneli mi przed oczami.
— Saro — powiedzialem. — Ty i ja…
Glos mi sie zalamal.
— Tak? — zapytala.
Wzialem gleboki oddech. Nie dalo sie tego powiedziec — w inny sposob.
— Musimy zrobic to, co do nas nalezy — dokonczylem.
Rozdzial 23
Jezeli wybieracie sie do Casablanki, nie spodziewajcie sie, ze bedzie przypominala Casablanke, ktora znacie z filmu.
Jezeli macie troche czasu i pozwala wam na to plan podrozy, najlepiej w ogole nie jedzcie do Casablanki.
Ludzie czesto nazywaja Nigerie i sasiadujace z nia panstwa pacha Afryki, co wydaje mi sie niesprawiedliwe, poniewaz ludzie, kultura, krajobrazy i piwo sa w tamtej czesci swiata pierwszorzedne. Nie da sie jednak ukryc, ze jesli w ciemnym pokoju spojrzycie na mape przez przymruzone oczy, grajac w Co Ci Przypomina Ten Fragment Wybrzeza, moze sie zdarzyc, ze powiecie: tak, owszem, Nigeria przypomina nieco ksztaltem pache.
Masz pecha, Nigerio.
Jednak jezeli Nigeria jest pacha, to Maroko jest ramieniem. A jezeli Maroko jest ramieniem, Casablanca jest duza, czerwona, szpetna plama na ramieniu z rodzaju tych, ktore pojawiaja sie o poranku akurat w dniu, w ktorym postanowiliscie udac sie na plaze z ukochanym. To — ten rodzaj plamki, ktory bolesnie ociera sie o ramiaczko stanika albo o szelki, w zaleznosci od waszych preferencji plciowych; na jej widok obiecujecie sobie, ze od dzisiaj na pewno bedziecie jesc wiecej warzyw.
Casablanca to miasto okazale, rozlegle i przemyslowe, miasto betonowego pylu i wyziewow z diesla, gdzie w promieniach slonca rzeczy raczej plowieja, niz nasycaja sie kolorami. Nie ma tam zadnych wartych obejrzenia atrakcji turystycznych, chyba ze na mysl o pol milionie ludzi walczacych o przezycie w labiryncie tektury i blachy falistej z ochota pakujecie walizki i wsiadacie do samolotu. o ile mi wiadomo, nie ma tam nawet jednego muzeum.
Mogliscie sobie pomyslec, ze nie lubie Casablanki. Mogliscie odniesc wrazenie, ze staram sie wyperswadowac odwiedzenie tego miasta albo podjac za was decyzje; ale naprawde nie na tym polega moja rola. Jezeli jednak, podobnie jak ja, przez cale zycie obserwowaliscie drzwi barow, restauracji, pubow, hoteli, gabinetow dentystycznych, w ktorych akurat przyszlo wam siedziec, z nadzieja, ze Ingrid Bergman wejdzie do srodka w zwiewnej kremowej sukience, spojrzy prosto na was, zarumieni sie i zafaluje biustem w sposob, ktory kaze wam podziekowac Bogu, ze zycie ma jednak jakis sens — jezeli w jakikolwiek sposob ten obraz do was przemawia, to Casablanca cholernie was rozczaruje.
Podzielilismy sie na dwa zespoly. Jasna karnacja i oliwkowa karnacja.
Francisco, Latifa, Benjamin i Hugo zostali Oliwkami, a Bernhard, Cyrus i ja stworzylismy grupe Bladawcow.
Byc moze brzmi to troche staroswiecko. Wrecz szokujaco. Byc moze wyobrazaliscie sobie, ze organizacje