pewna ilosc czesci zamiennych.
Skinalem glowa. Solomon otworzyl oczy.
— Jak duza ilosc?
Wzial kolejny gleboki oddech, chcac wyrzuc z siebie wszystko za jednym zamachem.
— Znajomy znajomego znajomego, ktory to widzial, wspomnial o dwoch skrzynkach, kazda mniej wiecej szesc metrow na trzy na trzy, ktorym towarzyszylo szesnastu pasazerow plci meskiej, dziewieciu z nich w mundurach. Podobno natychmiast zajeli sie skrzyniami i przeniesli je przez ogrodzenie do hangaru, postawili z boku, zastrzegajac, ze nikomu nie wolno sie do nich zblizac.
— Barnes? — zapytalem.
Solomon zastanawial sie przez chwile.
— Trudno powiedziec, panie. Ale ow znajomy przypomnial sobie, ze rozpoznal chyba wsrod nich amerykanskiego dyplomate.
Dyplomate, gadaj zdrow. A raczej gada zdrow.
— Zgodnie z tym, co powiedzial — kontynuowal Solomon — wsrod nich znajdowal sie rowniez mezczyzna w wyrozniajacym sie cywilnym ubraniu.
Wyprostowalem sie, czujac, ze rece mi sie poca.
— Czym sie wyrozniajacym? — zapytalem.
Solomon przekrzywil glowe, probujac przypomniec sobie szczegolowy opis. Jakby musial to robic.
— Czarna marynarka, czarne spodnie w prazki. Znajomy ocenil, ze wygladal jak hotelowy kelner.
No i ten polysk na skorze. Polysk pieniedzy. Polysk Morderstone'a.
Auc, pomyslalem. Caly gang sie zjechal.
W drodze do centrum przedstawilem Solomonowi swoj plan i wyjasnilem mu, na czym polega jego rola.
Kiwal glowa od czasu do czasu, choc w ogole nie podobalo mu sie to, co mowie. Musial jednak zauwazyc, ze ja rowniez nie strzelalem korkami od szampana.
Kiedy dojechalismy do konsulatu, Solomon zwolnil i ostroznie przejechal wokol budynku, az zrownalismy sie z araukaria. Zadarlismy glowy do gory i przez chwile przeczesywalismy wzrokiem galezie, w koncu skinalem na Solomona, ktory wysiadl z samochodu i otworzyl bagaznik.
W srodku znajdowaly sie dwa pakunki. Jeden prostokatny mniej wiecej rozmiarow pudelka na buty, a drugi w ksztalcie tuby o dlugosci prawie poltora metra. Oba byly zawiniete w brazowy pergamin. Nie widnialy na nich zadne oznaczenia, zadne numery seryjne ani terminy przydatnosci do spozycia.
Widzialem, ze Solomon nie ma ochoty ich dotykac, wiec schylilem sie i sam je wyciagnalem.
Zatrzasnal drzwi do samochodu i uruchomil silnik, tymczasem ja ruszylem w strone sciany konsulatu.
Rozdzial 24
Amerykanski konsulat w Casablance znajduje sie w polowie obsadzonego drzewami bulwaru Moulay Youssef, tworzac malenka enklawe dziewietnastowieczne) francuskiej wspanialosci, zbudowana, aby pomoc zmeczonym kolonialistom odprezyc sie po ciezkim dniu projektowania miejscowej infrastruktury — Francuzi przybyli do Maroka, aby obdarzyc je drogami, kolejami, szpitalami, szkolami i wyczuciem stylu — wszystkim, co przecietny Francuz uwaza za niezbedne elementy nowoczesnej cywilizacji — a kiedy wybijala piata po poludniu, Francuzi spogladali na swoje dziela i widzieli, ze sa dobre, uznawali, ze zasluzyli sobie, cholera jasna, aby zyc jak maharadzowie. Co przez jakis czas czynili.
Jednak kiedy sasiadujaca z Marokiem Algieria zwalila sie na nich niczym nawalnica, Francuzi zdali sobie sprawe, ze czasami lepiej wyjechac z poczuciem niedosytu; otworzyli wiec swoje walizki Louisa Vuittona, spakowali do nich butelki z plynem po goleniu, inne butelki z plynem po goleniu i jeszcze te dodatkowa butelke, ktora spadla za rezerwuar w lazience, ktora po blizszym zbadaniu okazala sie zawierac plyn po goleniu, po czym wymkneli sie noca.
Spadkobiercy pozostalych po Francuzach ogromnych, otynkowanych domow nie byli ksiazetami, ani sultanami, ani przemyslowcami milionerami. Nie byli spiewakami wystepujacymi w klubach nocnych, ani pilkarzami, ani gangsterami, ani gwiazdami seriali telewizyjnych. Niezwyklym zbiegiem okolicznosci okazali sie dyplomatami.
Nazywam
Poprawilismy z Bernhardem krawaty, sprawdzilismy godzine i wbieglismy po schodach prowadzacych do glownego wejscia.
— A wiec, co moge dla panow zrobic?
Mowcie-mi-Roger Buchanan mial niewiele ponad piecdziesiat lat i osiagnal szczyt swojej kariery w amerykanskiej dyplomacji. Casablanca byla jego ostatnia placowka, przebywal w niej od trzech lat i bez watpienia w zupelnosci mu ona odpowiadala. Wspaniali ludzie, wspanialy kraj, jedzenie troche za tluste, ale poza tym jest po prostu swietnie.
Mowcie-mi-Roger najwyrazniej nie zwolnil tempa mimo diety bogatej w oliwe, poniewaz musial wyciskac co najmniej sto kilogramow, co przy wzroscie sto siedemdziesiat centymetrow stanowi spore osiagniecie.
Wymienilismy z Bernhardem spojrzenia, unoszac brwi, jakby nie mialo wiekszego znaczenia, ktory z nas przemowil pierwszy.
— Panie Buchanan — zaczalem powaznym tonem — jak wyjasnilismy z kolega w liscie, produkujemy najwyzszej — jakosci rekawice kuchenne, najlepsze, jakie powstaja w regionie Afryki Polnocnej.
Bernhard skinal powoli glowa, dajac do zrozumienia, ze on powiedzialby „na calym swiecie”, ale ze nie ma to wiekszego znaczenia.
— Posiadamy zaklady wytworcze w Fezie, Rabacie, a wkrotce planujemy otwarcie placowki tuz pod Marrakeszem. Oferujemy produkt naprawde wysokiej jakosci. Jestesmy co do tego przekonani. Mogl pan o nim slyszec, mogl go pan nawet uzywac, jezeli nalezy pan do tak zwanych Nowoczesnych Mezczyzn.
Zarechotalem jak kretyn, a Bernhard i Roger przylaczyli sie do mnie. Mezczyzni. Uzywajacy rekawic kuchennych. A to dobre. Bernhard podjal opowiesc, nachylajac sie do przodu i przemawiajac ze zlowieszczym, budzacym szacunek niemieckim akcentem.
— Skala naszej produkcji osiagnela poziom, przy ktorym zaczelo nas niezwykle interesowac uzyskanie licencji na eksport naszego produktu na rynek polnocnoamerykanski. A cos mi podpowiada, ze moglby nam pan udzielic skromnej pomocy w przebrnieciu przez odpowiednie procedury.
Mowcie-mi-Roger pokiwal glowa i zanotowal cos na kartce. Widzialem, ze mial przed soba na biurku nasz list i wygladalo na to, ze zakreslil kolkiem slowo „guma”, Mialem ochote zapytac, dlaczego, ale chwila nie byla ku temu odpowiednia.
— Roger — powiedzialem, wstajac z krzesla — zanim przejdziemy do powazniejszych spraw…