— Thomas, chyba… co cie do diabla ugryzlo?

— Saro, prosze nie udawaj.

Zaczela sie naprawde bac, podjela jeszcze jedna probe wyswobodzenia sie, ale jej na to nie pozwolilem.

— Chryste… — zaczela, ale potrzasnalem glowa i umilkla.

Potrzasalem glowa, kiedy patrzyla na mnie z marsowa — mina, potrzasalem glowa, kiedy starala sie wygladac na przestraszona. Czekalem, az skonczy z tymi sztuczkami.

— Posluchaj, Saro — powiedzialem w koncu. — Wiesz kim jest Meg Ryan, prawda? — skinela glowa. — Meg Ryan dostaje miliony dolarow za to, co ty wlasnie probujesz robic. Dziesiatki milionow. A wiesz dlaczego? Poniewaz to niezwykle trudna sztuka i nie wiecej niz tuzin ludzi na ziemi potrafi jej dokonac, stojac tak blisko drugiej osoby. Wiec nie graj, nie udawaj, nie klam.

Zamknela usta. Wydawala sie spokojniejsza, dlatego rozluznilem uscisk na lokciu, a w koncu zupelnie ja puscilem. Stalismy naprzeciw siebie jak dwoje doroslych ludzi.

— To ty do nich zadzwonilas — powtorzylem. — Zadzwonilas do nich tej samej nocy, kiedy przyszedlem do twojego domu. Zadzwonilas do nich z restauracji tej nocy, kiedy mialem wypadek na motocyklu.

Nie mialem ochoty dokonczyc, ale ktos musial to powiedziec.

— Zadzwonilas do nich, zeby przyszli i zabili twojego ojca.

Przez godzine plakala na lawce w Hampstead Heath w swietle ksiezyca, w moich ramionach. Wszystkie lzy swiata splywaly po jej twarzy i wsiakaly w ziemie.

W pewnym momencie placz stal sie tak gwaltowny i tak glosny, ze dookola nas zaczela sie gromadzic widownia szepczaca miedzy soba o koniecznosci wezwania policji; po zastanowieniu odstapila od tego pomyslu. Dlaczego trzymalem ja w objeciach? Dlaczego obejmowalem kobiete, ktora zdradzila wlasnego ojca, a mnie wykorzystala jak kawalek papierowego recznika?

Zebym to wiedzial.

Kiedy placz w koncu zelzal, nadal trzymalem ja w objeciach, czujac, jak jej cialo wzdryga sie w napadach poplaczowej czkawki, jakiej zwykle dostaja dzieci.

— Nie mial zginac — powiedziala niespodziewanie glosem tak wyraznym i silnym, ze zaczalem sie zastanawiac, czy nie pochodzi od kogos innego. Moze tak faktycznie bylo. — To sie nie mialo wydarzyc. Obiecali mi — wytarla nos rekawem — ze nic mu sie nie stanie. Przynajmniej tak dlugo, jak dlugo uda sie go powstrzymac. Oboje mielismy byc bezpieczni, oboje mielismy byc…

Glos jej sie zalamal i chociaz wyczuwalem w nim, spokoj, widzialem, ze chcialaby sie zapasc pod ziemie z poczucia winy.

— Oboje mieliscie byc… ?

Odchylila glowe, wyciagajac swoja dluga szyje i nadstawiajac gardlo komus, kim nie bylem.

Rozesmiala sie.

— Bogaci — powiedziala.

Przez chwile mialem ochote rowniez sie rozesmiac. To slowo zabrzmialo tak absurdalnie. Bogaci. Jak imie, nazwa panstwa albo rodzaj salatki. Cokolwiek znaczylo, na pewno nie moglo odnosic sie do posiadania duzej ilosci pieniedzy Wydawalo mi sie to zwyczajnie zbyt absurdalne.

— Obiecali, ze staniecie sie bogaci?

Wziela gleboki oddech i westchnela, a usmiech tak szybko zniknal z jej twarzy, ze byc moze w ogole na niej nie zagoscil.

— No — powiedziala. — Bogaci. Pieniadze. Obiecali, ze dostaniemy pieniadze.

— Komu to obiecali? Wam obojgu?

— Na Boga, nie. Tata nigdy by… — przerwala na chwile I jej cialem wstrzasnal gwaltowny dreszcz. Uniosla podbrodek i zamknela oczy. — Tata nigdy, ale to nigdy nie posluchalby takiego argumentu.

Przypomnialem sobie jego twarz. Pelne zapalu, determinacji spojrzenie neofity. Spojrzenie czlowieka, ktory przez cale zycie zajmowal sie zarabianiem pieniedzy, radzeniem sobie z przeciwnosciami losu, placeniem rachunkow, az w sama pore odkryl, ze gra toczy sie o zupelnie inna stawke. Dostrzegl szanse, aby wszystko naprawic.

Jestes dobrym czlowiekiem, Thomas?

— A wiec zaproponowali ci pieniadze — powiedzialem.

Otworzyla oczy, na chwile rozjasnila twarz w usmiechu, po czym ponownie wytarla nos.

— Obiecali mi rozne rzeczy. Wszystko, czego moglaby zapragnac dziewczyna. Wszystko, co tak naprawde dziewczyna juz posiadala, dopoki ojciec nie postanowil jej tego odebrac.

Siedzielismy przez chwile, trzymajac sie za rece i rozmawiajac o tym, co zrobila. Ale nie posunelismy sie zbyt daleko.

Na poczatku kazde z nas mialo poczucie, ze bedzie to najwazniejsza, najglebsza, najdluzsza rozmowa, jaka ktorekolwiek z nas przeprowadzilo z innym czlowiekiem. Natychmiast zdalismy sobie jednak sprawe, ze sie pomylilismy. To po prostu nie mialo sensu. Trzeba by poruszyc tak wiele tematow, przebrnac przez tyle wyjasnien — a jednoczesnie slowa wydawaly sie zbedne.

Sam wam wszystko opowiem.

Przedsiebiorstwo Gaine Parker Inc kierowane przez Aleksandra Woolfa produkowalo sprezyny, lewary, zatrzaski do drzwi, podklady samoprzylepne do wykladzin, sprzaczki do paskow i tysiace innych skladnikow zachodniego stylu zycia. Wytwarzalo produkty plastikowie, metalowe, elektroniczne i mechaniczne; niektore dla odbiorcow detalicznych, pozostale dla innych producentow, a jeszcze inne dla rzadu Stanow Zjednoczonych.

Na poczatku ta koncepcja dobrze sprawdzala sie w przypadku Gaine Parker. Jezeli potrafisz wytwarzac sedesy, ktore zadowola klientow popularnej sieci Woolworths, splynie do ciebie strumien pieniedzy. Jezeli potrafisz wyprodukowac taki, ktory zadowoli rzad Stanow Zjednoczonych, spelniajac wymagania specyfikacji wojskowego sedesu — a zapewniam was, ze istnieje cos takiego, jak wojskowy sedes, ktory nalezy wykonac zgodnie ze specyfikacja o dlugosci na oko trzydziestu stron A4 — jezeli potrafisz to zrobic, to pieniadze splyna do ciebie strumieniami z przodu, z tylu, z boku, a nawet z gory; i tak milion razy.

Firma Gaine Parker akurat nie produkowala sedesow. Wytwarzala bardzo maly elektroniczny przelacznik, ktory pozwalal na zrobienie czegos sprytnego z polprzewodnikami. Poza tym, ze stanowil niezbedny element termostatow w urzadzeniach klimatyzacyjnych, znalazl rowniez zastosowanie w mechanizmie chlodzacym nowego typu agregatu diesla budowanego w oparciu o wojskowe specyfikacje. W ten sposob w lutym 1972 roku Gaine Parker i Aleksander Woolf zostali podwykonawcami Departamentu Obrony USA.

Kontrakt przyniosl firmie niezliczone korzysci. Pozwalal, a wrecz zachecal Gaine Parker do ustalenia ceny za sztuke na poziomie osiemdziesieciu dolarow, gdy normalnie mogliby sie cieszyc, gdyby dostali piec. Do tego kontrakt z armia stanowil dla innych gwarancje niezawodnosci i jakosci, dzieki czemu pod drzwi Woolfa zjechali z calego swiata nabywcy malych, sprytnych przelacznikow.

Od tej chwili wszystko szlo po mysli Woolfa. Jego pozycja wsrod producentow wyposazenia wojskowego stopniowo rosla, a wraz z nia rosly kontakty z bardzo waznymi osobami, ktore rzadzily tym swiatem, a ktore w zwiazku z tym mozna spokojnie okreslic jako panow calego swiata. Usmiechali sie do niego, dowcipkowali, przyznali mu czlonkowstwo w klubie golfowym St Regis na Long Island. Dzwonili do niego o polnocy i ucinali sobie dlugie pogawedki o tym i o owym. Zapraszali go na zaglowki w Hamptons i, co wazniejsze, przyjmowali rowniez jego zaproszenia. Wysylali jego rodzinie kartki na Boze Narodzenie, pozniej prezenty, a w koncu podejmowali go na uroczystych kolacjach na dwiescie osob organizowanych przez Partie Republikanska, gdzie wiekszosc rozmow dotyczyla deficytu budzetowego i gospodarczego odrodzenia Ameryki. Im wyzej sie pial, tym wiecej dostawal kontraktow i tym bardziej kameralne stawaly sie kolacje. Az wreszcie coraz mniej mialy one wspolnego z polityka partyjna, a coraz wiecej z realna polityka, jezeli wiecie, co mam na mysli.

Pod koniec jednej z takich kolacji znajomy admiral przemyslu, lekko zamroczony kilkoma kieliszkami claretu, opowiedzial Woolfowi zaslyszana plotke. Plotka byla z gatunku nieprawdopodobnych i Woolf oczywiscie w nia nie uwierzyl. Tak naprawde go rozbawila. Tak bardzo, ze postanowil powtorzyc ja pewnej bardzo waznej osobie podczas jednej z regularnych nocnych rozmow telefonicznych. Polaczenie zostalo przerwane, zanim zdazyl dojsc do puenty.

W dniu, w ktorym Aleksander Woolf postanowil stanac do walki z kompleksem wojskowo-przemyslowym, wszystko sie zmienilo. Dla niego, dla jego rodziny i dla jego firmy. Sprawy ulegaly zmianie szybko i definitywnie. Zbudzony ze snu kompleks wojskowo-przemyslowy podniosl wielka, leniwa lape i pacnal go, jakby byl jedynie

Вы читаете Sprzedawca broni
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату