— Czekam na ciebie.
To wlasnie chcialem uslyszec. Morderstone powiedzial cos, czego nie zrozumialem. Barnes siegnal reka przez okno i odebral Sarze sluchawke.
— Nie mamy czasu na zabawy, Tom. Mozecie sobie porozmawiac do woli, kiedy juz tu dotrzesz — usmiechnal sie. — Chcialbys sie ze mna podzielic jakimis przemysleniami, Thomas? Zamienic slowko? Jedno mi wystarczy: tak lub nie.
Stalem, przygladajac sie, jak Barnes mi sie przyglada, i zwlekalem z odpowiedzia, na ile tylko starczylo mi smialosci. Chcialem, zeby poczul wage mojej decyzji. Sara na mnie czekala.
Prosze, Boze, lepiej, zeby to sie udalo.
— Tak — powiedzialem.
Rozdzial 25
Przekonalem Francisca, aby wstrzymac sie jeszcze na jakis czas z wydaniem oswiadczenia.
On chcial je upublicznic natychmiast, ale zasugerowalem, ze kilka dodatkowych godzin niepewnosci nie moze nam zaszkodzic. Kiedy media dowiedza sie, kim jestesmy, i nadadza nam nazwe, historia straci na swiezosci. Nawet gdyby pozniej zdarzaly sie jakies fajerwerki, tajemnica sie ulotni.
Tylko na kilka godzin, powiedzialem.
Czekalismy przez cala noc, zmieniajac sie na pozycjach.
Dach cieszyl sie najmniejsza popularnoscia, poniewaz na dworze bylo zimno i siedzialo sie tam samotnie, dlatego nikt nie wytrzymywal na gorze dluzej niz godzine. Poza tym jedlismy, gawedzilismy albo nie gawedzilismy, zastanawialismy sie nad swoim zyciem i droga, ktora przywiodla nas w to miejsce. Niezaleznie od tego, czy bylismy porywaczami, czy porwanymi.
W nocy nie przyslali nam juz jedzenia, ale Hugo znalazl na stolowce zamrozone bulki do hamburgerow. Rozlozylismy je na biurku Beamona, aby sie rozmrozily, a kiedy — nie mielismy nic innego do roboty, dzgalismy je palcami, sprawdzajac, czy nadaja sie do jedzenia.
Zakladnicy przewaznie drzemali i trzymali sie za rece. Francisco zastanawia! sie, czy ich nie rozdzielic i nie porozmieszczac po calym budynku, ale ostatecznie uznal, ze bedziemy musieli poswiecac wiecej czasu na pilnowanie; zapewne mial racje. Francisco mial racje w wielu sprawach. Rowniez w tym, ze korzystal z rad innych, co stanowilo mila odmiane. Przypuszczam, ze nie ma na swiecie zbyt wielu terrorystow, ktorzy sa obznajomieni z sytuacja przetrzymywania zakladnikow i moga sobie pozwolic na dogmatyzm w rodzaju: nie, masz to zrobic w ten a ten sposob. Francisco, podobnie jak cala reszta, wyplynal na nieznane wody, co uczynilo go w pewnym stopniu milszym czlowiekiem.
Minela czwarta. Postaralem sie byc o tej godzinie w holu z Latifa. Francisco zszedl, kustykajac, ze schodow z oswiadczeniem dla prasy.
— Lat — powiedzial z czarujacym usmiechem — idz, przemow do swiata w naszym imieniu.
Latifa odwzajemnila usmiech, zachwycona, ze madry, starszy brat powierzyl jej ten honor, choc nie chciala tego za bardzo okazywac. Wziela koperte i przygladala sie z miloscia, jak kustyka z powrotem na gore.
— Czekaja na ciebie — dodal, nie odwracajac glowy. — Daj im koperte i powiedz, ze maja ja przekazac bezposrednio CNN, nikomu innemu, a jezeli nie przeczytaja oswiadczenia slowo w slowo, to beda tu mieli martwych Amerykanow — zatrzymal sie na polpietrze i odwrocil w nasza strone. — Oslaniaj ja, Ricky.
Skinalem glowa. Francisco zniknal, a Latifa westchnela. Co za gosc, myslala sobie. Moj bohater. Wybral mnie.
Francisco wybral Latife oczywiscie glownie dlatego, ze w jego ocenie istnialo mniejsze prawdopodobienstwo, iz pelni galanterii Marokanczycy przeprowadza atak, jezeli dowiedza sie, ze wsrod porywaczy znajduje sie kobieta. Nie podzielilem sie z nia ta refleksja, aby nie zepsuc chwili radosci.
Latifa odwrocila sie i wyjrzala przez glowne drzwi, sciskajac kurczowo koperte i spogladajac spod przymruzonych powiek na swiatla ekip telewizyjnych. Przyczesala sobie wlosy.
— Nareszcie zdobedziemy slawe — powiedzialem, a ona zrobila do mnie mine.
Podeszla do biurka w recepcji i zaczela poprawiac bluzke, przegladajac sie w szybie. Zblizylem sie do niej.
— Poczekaj — powiedzialem, wzialem od niej koperte i pomoglem ulozyc kolnierzyk bluzki w fantazyjny sposob. Nastroszylem jej wlosy, odgarniajac je zza uszu, i starlem plame z policzka. Poddala sie tym zabiegom. Nie bylo w tym nic intymnego, przypominalo to raczej przygotowywanie boksera do nastepnej rundy w narozniku, podczas gdy sekundy plynely strumieniami, ocieraly sie o siebie, obmywaly nas i sie stroily.
Siegnalem do kieszeni, wyjalem koperte i podalem ja Latifie, ktora wziela kilka glebokich oddechow.
Scisnalem jej ramie.
— Poradzisz sobie — powiedzialem.
— Nigdy wczesniej nie wystepowalam w telewizji — wyznala.
Brzask. Wschod slonca. Swit. Cokolwiek.
Nad horyzontem nadal wisi mrok, ale ma juz pomaranczowy odcien. Noc cofa sie ku ziemi, a slonce po omacku szuka oparcia na linii horyzontu.
Wiekszosc zakladnikow spi. W nocy skupili sie blizej siebie, poniewaz zrobilo sie zimniej, niz ktokolwiek mogl przypuszczac. Zaden z nich nie wystawia juz nog poza obreb kilimu.
Francisco wyglada na zmeczonego, kiedy podaje mi sluchawke telefonu. Siedzi z nogami opartymi o krawedz biurka i oglada CNN, wylaczywszy glos, okazujac tym zyczliwosc spiacemu Beamonowi.
Tez jestem oczywiscie zmeczony, ale byc moze mam w tej chwili we krwi troche wiecej adrenaliny. Biore sluchawke od Francisca.
— Tak.
Slychac jakies trzaski i dzwieki urzadzen elektronicznych. Odzywa sie Barnes.
— Piata trzydziesci. Pobudka — mowi radosnie.
— Czego chcesz? — natychmiast zdaje sobie sprawe, ze powiedzialem to z angielskim akcentem. Zerkam na Francisca, ale chyba nic nie zauwazyl. Odwracam sie zatem do okna i slucham przez chwile Barnesa. Konczy, a ja biore gleboki oddech wyrazajacy jednoczesnie desperacka nadzieje i kompletny brak zainteresowania. — Kiedy.
Barnes chichocze. Ja rowniez sie smieje bez zadnego szczegolnego akcentu.
— Piecdziesiat minut — mowi i sie rozlacza.
Kiedy odwracam sie od okna, Francisco przyglada mi sie uwaznie. Jego rzesy wydaja sie dluzsze niz kiedykolwiek.
Sara na mnie czeka.
— Przyniosa nam sniadanie — mowie, koncentrujac sie tym razem na minnesotanskich samogloskach.
Francisco kiwa glowa.
Slonce niedlugo rozpocznie wspinaczke po niebie, stopniowo przesuwajac sie po parapecie okna. Zostawiam zakladnikow, Beamona i Francisca drzemiacych przed telewizorem. Wychodze z pokoju i wjezdzam winda na dach.