Wzruszylem ramionami.

- Jestem pragmatykiem - odparlem. - Wolalbym, zeby mial pan potrzebny mi produkt i prowadzil klasyczne badania, jednak to, co pan robi, takze jest ciekawe. Jesli te perfumy bylyby rownie dobre jak wodka, moglby pan naprawde na tym zarobic.

Machnal lekcewazaco reka.

- Nie zalezy mi specjalnie na pieniadzach. Bylebym mial za co prowadzic badania. Jednak te perfumy to nie jest zly pomysl. Gdy wiesci sie rozejda, byc moze nie bede musial tak pilnowac domu.

- Jesli chodzi o pilnowanie, to srodki ostroznosci, jakie pan podjal, faktycznie wydaja sie nieco… przesadne. - Odchrzaknalem dyplomatycznie.

- Widzial pan miejscowych?

- Ach… Teraz rozumiem - mruknalem.

- Oni jakos sie dowiedzieli o moich doswiadczeniach i sadza, ze pedze bimber.

- No tak…

Pol godziny pozniej odjezdzalem spod domu alchemika z wyladowanym butelkami bagaznikiem. Zaplacilem mu pieniedzmi i kserokopia rzadkiego wydania dziela Paracelsusa De occulta philosophia, ktora przezornie wzialem ze soba. Mimo ze nie zdobylem tego, czego chcialem, nie bylem niezadowolony. Czasem czlowiek znajduje cos, co przyda mu sie innym razem, a dla tej wodki moglem sobie wyobrazic wiele zastosowan, w tym - niezwiazanych z alchemia…

* * *

- Wezmiesz udzial w konferencji, potem bedziesz mial wolne - powiedzial Davidoff. - Ktos musi reprezentowac nasza katedre. Sam bym pojechal, ale nie moge z powodu… reorganizacji wydzialu.

Westchnalem ciezko, na uniwersytecie rozpoczynala sie kolejna runda walk frakcyjnych, szumnie nazywana „reorganizacja”. Poniewaz nie interesowalo mnie to kompletnie, a Davidoff nie potrzebowal mojego wsparcia, nie mialem nic przeciwko wyjazdowi. Niemniej jednak nie szkodzilo troche postekac. Jesli tego nie zrobie, nastepnym razem zostane wyslany do Mozambiku - moj szef mial szerokie kontakty zawodowe.

- I co tam bede robil? Po tej konferencji?

- Pozwiedzasz sobie Arbat, obejrzysz Kreml. - Rosjanin nie wygladal na specjalnie przejetego moimi uwagami. - Aha, pojedziesz samochodem z Antonem.

- Samochodem?! Przeciez to potrwa kilka dni dluzej!

- I tak nie masz tu nic do roboty. Wrocic mozesz zreszta samolotem. Anton musi cos przewiezc do Rosji, a samolotem byloby trudno. A i ty, skoro wezmiesz te alchemiczna wodke…

- Wodke do Rosji? To jak drzewo do lasu albo kokaine do Kolumbii.

- No, no… nie badz skapy - napomnial mnie Davidoff. - Sam wiesz, ze musisz nawiazac przyjacielskie kontakty z odpowiednimi ludzmi.

Odchrzaknalem niepewnie. Pare miesiecy temu zmienilo sie kierownictwo polskich resortow silowych. Decydenci poszli wreszcie po rozum do glowy i postanowili skorzystac z ogromnego doswiadczenia bojowego naszych wschodnich sasiadow w dziedzinie zwalczania terroryzmu. Struktury antyterrorystyczne na swiecie tworzyly cos w rodzaju miedzynarodowki i wspolpracowaly ze soba, nie zwracajac specjalnej uwagi na roznice polityczne. Z nieznanych mi przyczyn zostalem wyznaczony do nawiazania blizszych kontaktow ze Specnazem, choc moje zwiazki z polskimi silami specjalnymi byly dosc luzne. Oczywiscie nie bylem jedyna, czy nawet najwazniejsza osoba, ktora miala dzialac w tym kierunku, ale, tak czy owak, nalozono na mnie pewne zobowiazania. Niestety, sprawa nie byla latwa, po obu stronach istnialy pewne przeszkody i czysto biurokratyczna niechec do calego przedsiewziecia.

- Wiec mysli pan, ze jesli ich poczestuje ta wodka… - zawiesilem glos.

- Na pewno zwieksza sie szanse na to, ze cie wysluchaja - odparl Davidoff. - Nie chodzi o to, ze ich przekupisz, jednak przywozac prezent, okazesz szacunek, a to sie liczy.

- Jak ja to przewioze przez granice? Czterdziesci litrow wodki?!

- Kombinuj. - Rosjanin wzruszyl ramionami.

Od wiejskiego alchemika kupilem niemal piecdziesiat litrow, ale cztery flaszki zabral mi profesor po zapoznaniu sie z tym nietypowym w koncu produktem „krolewskiej sztuki”. Podejrzewalem, ze wodka bedzie niespodzianka na jakims przyjeciu dla profesury, Davidoff lubil sie popisywac. No coz, pozostawalo mi miec nadzieje, ze zasmakuje ona takze chlopcom ze Specnazu…

* * *

Polscy i bialoruscy celnicy przepuscili nas bez zadnych problemow - poprosilem jednego ze znajomych, zeby zadzwonil gdzie trzeba. Niestety, Rosjanie nie byli tak wyrozumiali. Skontrolowali dokladnie nasze dokumenty, obejrzeli tajemniczy pakunek Antona i jeden z nich, wysoki, szczuply mezczyzna, nakazal gestem otwarcie bagaznika. Poslusznie wykonalem polecenie. Wiekszosc miejsca zajmowalo ogromnych rozmiarow brezentowe torbiszcze, w srodku - nie da sie ukryc, brzeczalo szklo… Celnik stanowczym ruchem rozsunal zamek blyskawiczny i zapatrzyl sie oniemialy w czterdziesci litrowych butelek wodki. Wyciagnal jedna i juz odwracal sie, by wezwac kolegow, gdy jego wzrok zatrzymal sie na etykietce. Ta ostatnia, aczkolwiek niezle skomponowana, nie byla az takim dzielem sztuki, by przyprawic czlowieka o bezdech, zapewne chodzilo o odbity na ukos rosyjski napis: „Zarezerwowano dla Specnazu GRU”. Sam pomysl poddala mi Anna, zalatwila takze skads pieczatke. Celnik zbaranial, podobnie Anton. Nie zawracalem mu wczesniej glowy detalami dotyczacymi zawartosci mojej torby.

- Dobrze by bylo, gdyby ktos pokazal legitymacje albo cos w tym guscie - mruknalem w przestrzen.

Gdyby wzrok zabijal, bylbym juz martwy. GRU to rosyjski wywiad wojskowy i jego pracownicy raczej nie wymachuja dokumentami, aby zalatwic przewoz nadnormatywnego alkoholu. Anton nie nalezal do wyjatkow, lecz w tej sytuacji mogl wybierac jedynie miedzy malym problemem i duzo wiekszym problemem - gdyby celnik podniosl alarm. Zgrzytajac zebami, machnal przed oczyma urzednika jakims dokumentem i po chwili jechalismy dalej. Przez jakas godzine moj towarzysz wyrazal opinie na temat prowadzenia sie moich przodkow ze

Вы читаете Chorangiew Michala Archaniola
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату