Wymownym gestem nadstawilem Malgorzacie drugi policzek.
- Lajdak! - Pogrozila mi palcem Anita. - Wszystko powiem Annie.
Ku mojemu zdumieniu dostalem drugiego buziaka.
- Kim jest Anna?
- To dziewczyna Janusza, Rosjanka, pracuje w…
Powstrzymalem rozbawiona Anite jednym chlodnym spojrzeniem. Nie mam nic przeciwko zartom, o ile nie narazaja moich bliskich na niebezpieczenstwo.
- Przepraszam - powiedziala skruszona. - Czasem sie zapominam.
Dalsza rozmowe przerwala nam awantura przy stole rektora. Widzac wsrod gestykulujacych gwaltownie osob sylwetke Davidoffa, przeprosilem swoje towarzyszki i podszedlem blizej. Geladze strofowal ostrym tonem profesora, starajac sie go do czegos przekonac.
- Nie moge pic wodki - tlumaczyl Davidoff. - Lykam lekarstwa, wiec sam rozumiesz…
- Jakie lekarstwa? - warknal Geladze.
Rosjanin wyjal z kieszeni marynarki plastikowy pojemnik i bez slowa podal rozmowcy.
- Torazolidon… W polaczeniu z alkoholem… wymioty, nudnosci, drgawki - czytal na glos Geladze. - Bzdura - powiedzial wreszcie. - Popatrz!
Wysypal na dlon kilkanascie kapsulek i popil setka wodki.
- I zadnych drgawek! - oglosil tryumfalnie.
Davidoff usiadl ze zrezygnowana mina i ujal kieliszek.
- Na zdrowie! - Gruzin wzniosl toast.
Przerazony rektor siegnal po komorke.
- Co za idiota! - zawolal z rozpacza. - Jesli cos mu sie stanie, to bedziemy mieli miedzynarodowy skandal.
- Spokojnie, profesorze. - Powstrzymalem go lagodnym gestem. - To nie jest prawdziwy antybiotyk, tylko witamina C.
- Naprawde?!
- Tak, to stara sztuczka. Na niektorych dziala, na Geladze najwyrazniej nie - zauwazylem filozoficznie. - Czasem na tego typu imprezach trudno sie wymowic od picia, wiec…
- A moze pan by sprobowal? - Rektor wskazal ruchem glowy Gruzina.
- Znam swoje mozliwosci, Geladze jest nie do zdarcia. Jego organizm blyskawicznie rozklada alkohol, on ma chyba jakiegos enzymu w nadmiarze.
- Zostawi pan na pastwe losu swojego promotora?!
- Zostawie - przytaknalem. - Niech pan sie nie martwi, profesor Davidoff cierpi na podobna przypadlosc co Geladze, tyle ze jest bardziej powsciagliwy. Nie zakladalbym sie, ktory z nich predzej wyladuje pod stolem…
Odprawiony machnieciem reki podszedlem do dziewczat. Wygladalo na to, ze Malgorzata i Anita znalazly wspolny jezyk. Wlaczylem sie do dyskusji, nie spuszczajac jednak oka z Wieleckiej. Ubrana w szyfonowa bluzeczke z glebokim dekoltem i krotka spodniczke odslaniajaca dlugie, zgrabne nogi byla dosc przyjemnym obiektem obserwacji. Pozornie bezplanowy spacer pani doktor zblizal ja coraz bardziej do naszej grupki. Wreszcie stanela za plecami Anity i trzymajac w dloni lampke czerwonego wina, udala potkniecie. Blyskawicznym ruchem odsunalem z jej drogi obie kobiety i agresorka wyladowala na posadzce. Zrobilo sie zamieszanie, nadbiegli ludzie. Pomoglem wstac Wieleckiej, ale ta posiniala, nie mogla zlapac tchu. Zaklalem, wygladalo na to, ze czyms sie zadlawila. W takich wypadkach licza sie sekundy, a skutki zwloki moga byc oplakane. Stanalem za plecami Wieleckiej i objawszy ja w talii, nacisnalem energicznie przepone ku gorze. Manewr Heimlicha okazal sie skuteczny, z jej ust wylecial fragment uzebienia. Odetchnalem, wygladalo to na mostek dentystyczny. Niestety, nie tylko ja zauwazylem, ze sliczne zabki doktor Wieleckiej nie sa dzielem natury…
- Zabije cze - wyseplenila z nienawiscia.
- Nie watpie, ze sprobujesz, Zabciu - westchnalem.
I ratuj tu taka…
* * *
Odwrocilem sie na bok, czujac cieplo ciala przytulonej do mnie Wiki. Po raucie wrocilismy do mnie, a poniewaz wszyscy byli zmeczeni, zaproponowalem „siostrom” nocleg. Dagna i Anita spaly na tapczanie w salonie, Iza na dwoch zlaczonych fotelach, a z Wika podzielilem sie wlasnym lozkiem. Chcialem co prawda oddac je dziewczetom, lecz Iza stanowczo odmowila. Podobno pani prokurator miala zwyczaj pochrapywac… Znuzona Wika skorzystala z propozycji bez zadnego skrepowania, ale ja przez dluzsza chwile czulem sie niepewnie w lozku z, bylo nie bylo, obca kobieta. Jednak po jakims czasie moja podswiadomosc wychwycila sygnaly, ktore sprawily, ze spokojnie usnalem. Bliskosc Wiki nie wywolywala we mnie zadnej ekscytacji, widac wspomnienia z dziecinstwa okazaly sie na tyle silne, ze nie dzialala na mnie erotycznie.
Obudzilo mnie lekkie skrzypniecie drzwi. Do pokoju weszla ubrana w kusa nocna koszulke Anna. Nie silac sie na delikatnosc, potrzasnela ramieniem Wiki i wymownym gestem pokazala jej wyjscie.
- Spadaj, Ruda - powiedziala. - To moje miejsce.
- Kaze cie aresztowac - burknela Wika, odwracajac sie na drugi bok. - Jestem prokuratorem Rzeczpospolitej Polskiej.
- Tu sily zbrojne Federacji Rosyjskiej - odparla slodko Anna.
W jej dloni pojawil sie znikad pistolet, zlowrogo szczeknal bezpiecznik.