- W Polsce - doprecyzowalem. - Gdy wrocisz do Kanady, moze byc roznie.
Julia pokiwala w zadumie glowa, pociagnela lyk piwa. Zaprosilem ja do siebie zaraz po tym, jak dostalem wiadomosc od Magika. Przesladowcy Julii zostali wytropieni przez jego ludzi i przekonani do wyjazdu z kraju. Naglego wyjazdu. Przypuszczalem, ze cala sprawa dostarczyla nielichej zabawy Afgancom Ihora. Pewnie pierwszy raz zetkneli sie z Kanadyjczykami uwazajacymi sie za mafie… Oczywiscie, zdajac relacje pannie de Becque, pominalem detale, nie mialem zamiaru zawracac jej glowy drobiazgami. Na przyklad tym, ze kazdy ze scigajacych ja gangsterow doznal zlamania prawej reki w trzech miejscach. Nie wiedzialem, co ich czeka po powrocie do Kanady, ale jedno bylo pewne - beda musieli zmienic zawod, chyba ze ktorys byl leworeczny.
Anna musnela dlonia moj policzek, dolala mi piwa. Podziekowalem usmiechem. Od pewnego czasu stosunki miedzy dziewczynami poprawily sie i moglem sobie pozwolic na zapraszanie obu naraz. Wydawalo sie nawet, ze Julia woli przychodzic do mnie, kiedy jest obecna Anna.
- I jak tam twoj fatygant z MSZ? - zmienilem temat.
- Zazdrosny - skrzywila sie Julia.
- Moze przyjdz kiedys z nim? - zaproponowalem. - Niech sie sam przekona, ze miedzy nami nie ma juz zadnych fluidow?
- Alez z ciebie matol.
- Hmm? - Unioslem ze zdziwieniem brwi.
- Chodzi o te fluidy. Mimo wszystko powinienes dyszec nieokielznana zadza do Julii - wyjasnila mi z usmiechem Anna. - Zapewniac mnie o glebokich uczuciach, a jednoczesnie podszczypac ja pod stolem albo cos. Twoj ostentacyjnie deklarowany brak zainteresowania to smiertelna obraza dla kazdej kobiety. Nawet takiej, ktora tak naprawde nie chce sie z toba spoufalac.
Przewrocilem bezradnie oczyma.
- Czyli jesli nie dysze dzika zadza do wszystkich znanych mi kobiet w wieku produkcyjnym, to je tym samym obrazam? - upewnilem sie.
- Dokladnie tak - poinformowala mnie z wyniosla mina Julia.
- To chyba zbyt skomplikowane dla mnie - wyznalem.
- Dlatego jeszcze zyjesz - mruknela Rosjanka. - Nie mam nic przeciwko takiemu
Julia pokazala jej jezyk, ale po chwili spowazniala, wygladala, jakby sie nad czyms zastanawiala.
- Moge ci zadac dosc osobiste pytanie? - zwrocila sie do Anny.
Odpowiedzialo jej przyzwalajace mrukniecie.
- Jak znalazlas sie w Specnazie?
Spiorunowalem Julie wzrokiem, ale bylo juz za pozno, wyczulem, ze Anna zesztywniala, beztroski nastroj ulecial bezpowrotnie.
- Nie musisz odpowiadac… - zaczalem.
Powstrzymala mnie gestem.
- Odpowiem - powiedziala. - Bardziej tobie niz Julii, masz prawo wiedziec, a sama nigdy bym tego nie zrobila.
Westchnela gleboko, zacisnela dlonie w piesci.
- Studiowalam architekture w Moskwie tuz przed pierwsza wojna czeczenska. Wtedy jeszcze wolalam budowac niz wysadzac w powietrze… Moj brat byl w wojsku, a reszta rodziny mieszkala w Groznym. Rodzice i mlodsza siostra. Miala wtedy szesnascie lat. Stosunki miedzy Rosjanami i Czeczencami ukladaly sie do tej pory roznie, ale moja rodzina zyla dobrze z miejscowymi, mielismy w Groznym wielu przyjaciol - Czeczenow. Kiedy inni Rosjanie zaczeli uciekac, rodzice i siostra zostali. Mielismy niewielki domek zbudowany z oszczednosci calego zycia, zal bylo wyjezdzac, zostawiajac dobytek. Sytuacja zaostrzala sie, rosyjskie wojska szykowaly sie do interwencji, brat dzwonil co dzien do rodzicow, namawiajac ich na wyjazd, jednak bezskutecznie. Oni czuli sie w Groznym bezpiecznie… Tamci przyszli ktoregos wieczoru, niemal trzydziestu, wiekszosc z nich to byli znajomi: sasiedzi, koledzy ze szkoly. Ludzie, ktorzy byli przyjaznie przyjmowani w naszym domu, czasem zostawali na obiad… Ojca zarabali w drzwiach siekierami, bo nie chcial ich wpuscic do srodka. Matka miala szczescie, pchneli ja nozem, gdy bronila ojca - opowiadala gluchym glosem Anna. - Siostra… Zgwalcili ja wszyscy, zrabowali, co sie dalo, a na koniec podpalili dom. Tanie z Groznego wywiozl znajomy Czeczen. Mial zone Rosjanke, wiec wiedzial, ze to kwestia czasu, zanim dobiora sie i do niej…
- Co sie z nia stalo, z twoja siostra? - zapytala drzacym glosem Julia.
- Stracila kontakt z rzeczywistoscia. Odwiedzam ja czasem w psychuszce…
- A ci Czeczeni? Nikt ich nie oskarzyl? Nie ukaral?
Anna rozesmiala sie gorzko.
- Masz na mysli sady? Czeczenskie sady? Na pewno rozpatrzylyby te sprawe obiektywnie i uczciwie… Ale nie martw sie, oni zostali ukarani i zaden z nich nie mial lekkiej smierci.
- Kto ich zabil?
- Dzuma - odparla, wstajac z miejsca, Anna.
Powstrzymala mnie gestem, dajac do zrozumienia, ze chce zostac sama, i wyszla z pokoju.
- Julia… - wysyczalem.
- Przepraszam, nie wiedzialam… - wyszeptala, z wyraznym trudem powstrzymujac lzy. - Jak mozna tak…? Jak ci ludzie…? - Ukryla twarz w dloniach.
- To wojna - powiedzialem szorstko. - A na wojnie nie ma aniolow po zadnej ze stron.