- No dobrze - westchnal Rosjanin. - Usiadz, Fiedka. Pogadajmy.
- Wystawiles mnie, gnoju - powiedzialem, patrzac Magikowi prosto w oczy. - W Krakowie. Wiedziales, ze na ranczo bedzie zasadzka.
- Przeciez tam nie dojechales - odezwal sie obojetnie. - Gdybys dotarl na czas, nie rozmawialibysmy dzisiaj, skladalbym sie na wieniec.
- Wyslij ludzi do mojego samochodu, sa w nim dwie przenosne lodowki, niech je przyniosa. Najlepiej nie otwierajac.
- Co tam jest?
- Nic, co mogloby ci zagrozic, masz na to moje slowo. W odroznieniu od twojego jest ono cos warte - dodalem zgryzliwie.
Ihorowi zagraly miesnie twarzy, ale podniosl telefon i spokojnym glosem wydal polecenie. Po chwili ujrzelismy, jak od strony bramy zbliza sie szybkim krokiem ktos z ochrony, niosac obie lodowki. Fiedia odsunal swoje krzeslo od stolu i usiadl bokiem do nas, rozgladajac sie dokola. Poniewaz sam dom zbudowano na niewielkim pagorku, mielismy wspanialy widok na okoliczne lasy. Podejrzewalem jednak, ze Pogrzebacz nie kontemplowal bynajmniej piekna przyrody. Co by o nim nie powiedziec, byl zawodowcem, teraz cos mu nie pasowalo, wyczuwal zagrozenie.
- Szefie - odezwal sie wreszcie. - On nie przyszedl sam. Posiadlosc jest otoczona. Jego kumple to profesjonalisci, tylko w jednym miejscu przeploszyli ptaki.
- Co to znaczy? - spytal Ihor, podnoszac na mnie wzrok.
Skinieniem glowy odprawil ochroniarza, ktory przyniosl lodowki.
- Wyjasnie ci wszystko po kolei - obiecalem. - Najpierw niech Fiedia to otworzy. - Wskazalem na wieksza skrzynke z oznaczeniem czerwonego krzyza.
Pogrzebacz wzruszyl ramionami, a potem uchylil wieko lodowki. Zapewne straznicy przy bramie przebadali ja dokladnie, ale chyba bez otwierania. Bylo wiele mozliwosci - przeswietlenie urzadzeniem rentgenowskim o wysokiej rozdzielczosci, badanie chemicznym testerem do wykrywania materialow wybuchowych czy wykrywacz metalu. Gdyby zobaczyli, co jest w srodku, Magik nie siedzialby teraz tak spokojnie… Ta powsciagliwosc ochrony mnie nie dziwila, w tej branzy zbytnia ciekawosc nie poplacala, w razie jakiegokolwiek przecieku szukano winnych wsrod tych, ktorzy posiadali konkretne informacje. Nikt sie nie palil, aby zostac zaliczonym do tej grupy.
- O, kurwa… - wyszeptal Fiedia.
Z jego twarzy odplynela krew. Wyciagnal i ulozyl na stole trzy ludzkie glowy. Oczywiscie reakcja Pogrzebacza nie miala nic wspolnego z dekapitacja kilku osob. Chodzilo tylko i wylacznie o fakt, co to byly za osoby.
- Szaleniec i jego dwaj porucznicy - powiedzialem pozornie beznamietnie.
Nie patrzylem wprost na glowy, kierowalem wzrok gdzies pomiedzy Fiedie i Ihora. Staralem sie nie zwracac uwagi na zolc podchodzaca mi do gardla.
- Co to jest? Dlaczego…? - wyjakal Magik.
Wstalem i bez slowa zdjalem marynarke oraz koszule, pokazujac im swieze szramy od noza.
- Dotarlem na ranczo - powiedzialem z naciskiem. - Spotkalem tamtych dwoch. - Skinalem w strone mniejszej skrzynki.
Fiedia goraczkowo siegnal do lodowki.
- Wasia Kruk, tego drugiego nie znam! - krzyknal. - Z Wasia bylem w Afganie. On faktycznie lubil nozem…
Spojrzal na mnie z mieszanina obawy i podziwu. Awansowalem. Ze zwierzyny lownej stalem sie mysliwym, kims, z kim trzeba bylo sie liczyc. Schylilem sie, by siegnac po koszule, gdy dopadl do mnie Ihor i jednym szarpnieciem pociagnal ku sobie. Oniemialy wpatrywal sie dlugo w wyryte na moim ramieniu litery A i M. Symbol Michala Archaniola.
- Otriad Archistratiga Michaila - niemal jeknal, wodzac opuszkami palcow po wypuklych bliznach.
Przezegnal sie prawoslawnym znakiem krzyza, Fiedia takze. Odsunalem sie spokojnie i zaczalem sie ubierac. W myslach dziekowalem Michalowi Archaniolowi i wszystkim swietym za Marka i jego weteranow. Gdyby na ich miejscu byl zwykly oddzial antyterrorystyczny, w momencie kiedy Magik chwycil mnie za ramie, wybuchlaby strzelanina. Watpie, abym ja przezyl.
- Masz dlug do splacenia, Ihor, wielki dlug - powiedzialem. - Zglosi sie do ciebie…
- Nie - przerwal mi goraczkowo Magik. - W zadnym wypadku! Mam dlug i akceptuje to - kontynuowal juz spokojniej. - Zrobie, co uznasz za stosowne, i nie mowie o tych zulach z Kanady, to drobiazg. - Machnal reka. - Mozesz sprawe uznac za zalatwiona. Jednak nie ma mowy, zebym rozmawial czy spotykal sie z kimkolwiek innym niz ty. Za duze ryzyko. Tylko z toba.
- Czlowiek, ktorego chcialem ci przedstawic, jest godny zaufania i reprezentuje… instytucje, z ktorymi ja nie mam wiele wspolnego - zaczalem. - Jestem naukowcem, a nie…
- Nie! - przerwal mi ponownie Rosjanin. - Ufam tobie i ufam oddzialowi Archistratiga Michaila, nikomu wiecej.
Westchnalem, ale nie zaprotestowalem. Ze swojego punktu widzenia Magik mial racje. Po co zamieniac pewny kontakt na nowy, zupelnie nieznany? Wtajemniczac dodatkowe osoby?
- No dobrze, niech tak bedzie - odparlem bez entuzjazmu. - Kontakt tylko przeze mnie.
Kiedy pozegnalem ich skinieniem glowy, wstali. Po raz pierwszy od poczatku naszej znajomosci. W oczach rosyjskiej mafii wyraznie awansowalem…
* * *
- Wiec mowisz, ze jestem juz calkowicie bezpieczna - spytala Julia.