- Wariactwo - wymruczala Wika, gramolac sie z lozka. - I gdzie niby mam spac?
- Poslalam ci na dywanie w salonie.
Trzasnely drzwi i po chwili zostalismy sami.
- Ja ci chyba za bardzo ufam - wyznala Anna, moszczac sie w moich ramionach. - Moze powinnam na wszelki wypadek zastrzelic Wike?
- Jestes wzorem kurtuazji i zimnej krwi, kochanie - zapewnilem, calujac ja lekko.
Wyczulem w Annie ogromne znuzenie, miesnie barkow i ramion miala wyraznie napiete.
- Zdejmuj te koszulke i poloz sie na brzuchu - rozkazalem.
- W celu…? - spytala podejrzliwym tonem.
- Mam zamiar cie wymasowac, ale jesli nie chcesz…
W mgnieniu oka lezala przede mna naga. Pocalowalem ja delikatnie w pupe i rozpoczalem masaz. Ugniatalem barki i ramiona, uciskalem kciukami miesnie wokol kregoslupa, rozmasowalem nogi oraz stopy. Po paru minutach moim zabiegom zaczelo wtorowac rozkoszne mruczenie.
- Jestes swietnym masazysta - stwierdzila, ziewajac, Anna. - Dlaczego mi o tym nie powiedziales?
- Nie chwale sie tym na prawo i lewo. Zbyt wiele kobiet chcialoby skorzystac z moich umiejetnosci - wyjasnilem kpiaco.
- No, no… uwazaj, bo ci wytatuuje swoje inicjaly na tylku - zagrozila.
Usiadla i wyciagnela do mnie ramiona. Naprawde zly przelozylem Anne przez kolano i wymierzylem energicznego klapsa.
- A to za co? - spytala zaskoczona.
- Nie musisz mi placic seksem za masaz - warknalem, zaciskajac zeby. - Masz go za darmo, bo cie lubie. Jestes tak zmeczona, ze ledwo zyjesz, a jednak doszlas do wniosku, ze powinnas mi sie odwdzieczyc. To obrazliwe.
- Przepraszam, kochanie - powiedziala pokornie, calujac moje dlonie. - Przepraszam…
Przytulilem ja, kolyszac lagodnie.
- Teraz spij - szepnalem. - A ja popilnuje twojego snu.
* * *
Marek pomachal mi i zniknal w zaroslach. Wsiadlem do samochodu i przejechalem kilkaset metrow dzielacych mnie od posiadlosci Ihora. Tym razem - podwarszawskiej. Ludzie z jednostki nazywanej enigmatycznie Centralna Grupa Realizacyjna, w ktorej od niedawna pracowal Marek, zajeli juz wczesniej stanowiska, czas bylo zalatwic sprawy z Magikiem. Przez wykonany ze stalowych pretow plot widzialem juz klomby i rabatki wokol glownego budynku. Wszystko to wygladalo bardzo elegancko, ale nie mialem zludzen - plaski teren umozliwial ochronie obiektu nieskrepowany ostrzal we wszystkich kierunkach, a klomby sluzyly ukryciu rozmaitych urzadzen, jak fama glosila - takze min. Mialem nadzieje, ze chlopcy wiedza, co robia. To nie bylo aresztowanie jakiegos, pozal sie Boze, mafioso z Koziej Wolki. Ihora chronili zawodowcy. Z drugiej strony dowodzony przez Marka oddzial skladal sie w stu procentach z weteranow z Afganistanu i Iraku. Kazdy z nich wielokrotnie bral udzial w prawdziwej walce. No coz… zobaczymy, jak to wszystko wyjdzie.
Zatrzymalem woz tuz przed brama, pod okiem wszechobecnych kamer i dalem sie przeszukac straznikom. Zabrali mi noz, glocka i telefon komorkowy. Jeden z ochroniarzy rzucil pare slow w przymocowany do krtani laryngofon i machnal dlonia, nakazujac mi przejsc dalej. Ruszylem naprzod. Przyniesiona przeze mnie bron byla elementem planu, miala zdenerwowac Ihora, dac mu do myslenia. Cos jak sygnal: „Nie ufam ci juz, sukinsynu”.
Zobaczylem go z daleka - siedzial przed domem pod potezna, chroniaca przed deszczem i wiatrem markiza. Mzylo. Bylo chlodno, ale widac chcial zademonstrowac, ze pogoda jest mu obojetna, albo naprawde nie odczuwal zimna. Magik urodzil sie na Syberii, w Kraju Zabajkalskim. Imie zawdzieczal ukrainskiemu przyjacielowi ojca, sam byl stuprocentowym Rosjaninem. Tuz obok szefa siedzial Fiedia Pogrzebacz, ulubiony goryl Ihora. Wysoki, chudy i lysy, w zsunietych na czubek nosa okularach wygladal niczym dobroduszny nauczyciel. Pseudo „Pogrzebacz” nadali mu kumple w Afganistanie, bo za pomoca rozgrzanego do czerwonosci preta przesluchiwal jencow, przewaznie skutecznie.
Skinalem glowa Magikowi i usiadlem przy stole, nie czekajac na zaproszenie. Bez slowa polozylem na blacie cienka, tekturowa teczke. Ihor uniosl lekko brwi i przejrzal pobieznie dokumenty.
- Chodzi ci o wyproszenie tych ludzi z Polski? - zapytal.
- Miedzy innymi.
- Jest cos jeszcze? - Odkaszlnal elegancko w kulak.
Najwyrazniej byl to jakis znak, bo Fiedia wstal od stolu i przeszedl za moje plecy.
- Jesli nie odwolasz swojego pieska, to jego mozg za chwile obryzga mi ubranie. A wtedy bede niezadowolony jeszcze bardziej niz w tej chwili - poinformowalem chlodno.
Oczy Magika zablysly zlowrogo.
- Grozisz mi? - wyszeptal.
- Raczej ostrzegam, gdybym chcial cie zabic, juz bys nie zyl.
- Cpales cos?
Usta Ihora rozciagnely sie w grymasie rozbawienia.
- Odwolaj pieska - powtorzylem.