- Nie wydaje sie, zebys byl zadowolony z tych… ukladow.
- Nie jestem - przyznalem. - Niestety, nie zawsze w zyciu mamy to, czego chcemy. A wojna to bagno, kazda wojna. Jestem zmeczony - przyznalem. - Czasem zaluje, ze pomysl Ciccioliny nie wypalil.
- Chodzi o te podstarzala gwiazdke porno? A co ona ma wspolnego ze zwalczaniem terroryzmu?
- Miala koncepcje, jak zalatwic sprawe raz a dobrze.
- Zartujesz?!
- Skad, w 2002 roku zaoferowala Osamie bin Ladenowi swoje piekne biale cialo w zamian za pokoj - wyjasnilem z kamienna twarza. - Niestety, nie skorzystal z propozycji…
Przez chwile patrzylismy na siebie w milczeniu, potem obaj ryknelismy smiechem. Co by o tym nie powiedziec, inicjatywa Ciccioliny miala pewien urok…
* * *
Krzywilem sie, wyciagajac z bagaznika prezent dla Anny, bo bezlitosnie przypominal mi, czym sie zajmuje moja wybranka. Z drugiej strony, nie watpilem, ze bedzie z niego zadowolona.
Otworzylem brame i drzwi wejsciowe, od dawna mialem wlasne klucze i kod do zamka. Z przedpokoju dobiegly mnie glosy kilku osob, widac Anna miala gosci. Siedzieli w trojke przy stole, grali w karty. Wszyscy ubrani w maskujace mundury, na dywanie lezaly kamizelki kuloodporne, helmy i reszta wyposazenia. Anton, Sasza i Anna… Poczulem ucisk w zoladku, widac bylo, ze szykuja sie do akcji, czekaja tylko na sygnal.
- Powiedzcie mi, ze to tylko cwiczenia - poprosilem przez zacisniete zeby.
Mezczyzni wstali, przywitali sie ze mna usciskiem dloni, ale zaden nie odpowiedzial na moje pytanie. Anna przytulila sie do mnie, pokrecila glowa.
- Mozecie brac udzial w dzialaniach na terenie Polski? - zapytalem agresywnie. - To jest legalne?
- Sa jakies umowy miedzyrzadowe - wyjasnil bez gniewu Anton. - Jedna tajniejsza od drugiej.
Rzucilem ze zloscia paczke na stol.
- To prezent - wymamrotalem. - Widze, ze sie przyda.
- Na pierscionek za duza paka - zazartowal Sasza.
Zamarlem. W oczach Anny pojawila sie tesknota. Zniknela w ulamku sekundy, niczym spadajaca gwiazda, zastapil ja figlarny blysk. Odepchnela chlopakow i zaczela rozwijac ozdobny papier. Wujek Maks dostarczyl to, o co go prosilem, od razu w stosownym opakowaniu.
- Buty? - zawolal Anton. - Ten kretyn dal jej buty…
Lezace na stole wojskowe buciory faktycznie nie rwaly oczu, jednak Anna obejrzala je w skupieniu. Zbadala dotykiem podeszwe.
- Jest w nich cos dziwnego - przyznala z namyslem. - No i sa dosc ciezkie.
Sasza parsknal lekcewazaco.
- Gdyby jeszcze jakies szpilki… Chetnie zobaczylbym cie w szpilkach - zwrocil sie do Anny.
Stuknalem go energicznie przez leb.
- Chcesz sie ze mna zmierzyc, zazdrosniku? - rzucil kpiaco, odskakujac, przybral pozycje bokserska.
- Jak cie obtlucze, to bedziesz musial zrezygnowac z akcji - zgasil go Anton.
- Zaklad, ze za chwile bedziecie mnie blagac, zebym i wam takie zalatwil? - spytalem, wskazujac buty.
- W zyciu - odparl pogardliwie Sasza.
- Maja aramidowa wkladke i wzmocniona oslone podeszwy. Wytrzymuja wybuch siedemdziesieciu pieciu gramow trotylu - wyjasnilem.
Anton podszedl do stolu i z niedowierzaniem obejrzal obuwie.
- Naprawde? - spytal.
Potwierdzilem. Nie dziwilem sie jego zainteresowaniu. Wszyscy zolnierze boja sie smierci, ale ci najlepsi potrafia zapanowac nad lekiem, oswoic go. Jednak jest cos, co przebija sie przez warstwy ochronne, jakie musi sobie wypracowac kazdy zawodowiec - to lek przez okaleczeniem. Miny przeciwpiechotne sa koszmarem kazdego zolnierza. Kiedys - zabijaly. Jednak pozniej specjalisci stwierdzili, ze lepiej okaleczyc wroga niz pozbawic go zycia. Ktos, komu wybuch urwal noge, i tak zostanie wylaczony z walki, a jego rana i kalectwo spowoduja, ze trzeba bedzie skierowac do opieki nad nim, przynajmniej na pewien czas, kilka osob. Wiekszosc min przeciwpiechotnych zawiera nie wiecej niz siedemdziesiat piec gramow trotylu badz innego materialu wybuchowego, bedacego jego ekwiwalentem. Teoretycznie takie buty powinny zabezpieczac przed utrata nog. Teoretycznie…
- Rozmiar bedzie dobry? - Anna spojrzala na mnie. - Bo do tego trzeba grube skarpety…
- Jest pol numeru wiekszy, niz nosisz – przerwalem jej.
- No tak - mruknela. - Zapominam czasem, ze tez jestes zolnierzem.
- Nie jestem… - zaczalem.
- Tak? - odezwala sie slodko, wkladajac buty.
Machnalem reka. Nie bylem w nastroju do zartow. Moze i moj prezent zabezpieczal przed minami naciskowymi, choc osobiscie wolalbym tego nie sprawdzac, ale na pewno nie przed odlamkowymi czy wyskakujacymi. Amerykanska mina przeciwpiechotna Claymore mogla byc odpalana recznie z duzej odleglosci. Razila stalowymi kulkami do dwustu piecdziesieciu metrow. W przypadku min wyskakujacych po aktywowaniu zapalnika korpus miny byl wyrzucany na wysokosc ponad metra i dopiero wtedy nastepowala eksplozja. Chocby te buty byly siodmym cudem swiata, nie mogly nikogo ochronic w podobnej sytuacji.