Przelknela w milczeniu kilka kesow.
- Nie pamietam matki - odpowiedziala. - Byly jakies ciocie. - Wzruszyla ramionami. - A potem wyladowalam na ulicy.
- Przepraszam, nie…
- To oczywiste, ze nie wiedziales. - Machnieciem reki zbyla moje zmieszanie. - Niewazne, bylo, minelo.
- Jak znalazlas sie w akademii FSB?
- Jest w Rosji taki program, armia zbiera dzieciaki z ulicy.
- Armia?!
Przytaknela.
- Nasz kraj nie ma tyle pieniedzy na cele socjalne, co Europa Zachodnia. Armia pomaga dzieciom, a przy okazji sobie. Prowadzi szkoly o lekko wojskowym profilu. Na poczatek nic nadzwyczajnego, ot, wuefista jest weteranem z Afganistanu i poza normalnymi cwiczeniami moze ci pokazac, jak walczyc. Matematyk opowie o szyfrach, informatyk zademonstruje, jak bronic sie przed internetowym atakiem. Jesli chcesz. Przez caly czas trwa dyskretna selekcja, kiedy skonczysz szkole srednia, mozesz zrobic, co ci przyjdzie do glowy, takze odciac sie od tego wszystkiego. Jednak wiekszosc chce zostac razem, w rodzinie. Ida do oddzialow specjalnych, FSB, wywiadu wojskowego, desantu… Sa wytrzymali na niewygody, karni i swietnie wyszkoleni. Bo cwiczyli od dziecka…
- To wyglada jak szkolenie janczarow - zauwazylem.
- W jakims stopniu tak jest. Jednak…
- Tak?
- Jako dwunastolatka na ulicy bylam nikim. Kazdy mogl mnie miec za pare groszy albo i za darmo, jesli byl silniejszy. Ale najgorsza byla samotnosc, swiadomosc, ze moj los nikogo nie obchodzi. Ci ludzie… z armii, wiem, ze wykonywali rozkazy, realizowali plan, jednak jako pierwsi okazali mi przyjazn. Kiedy odchodzilam z nimi, natknelismy sie na mojego alfonsa. To byl taki napakowany bysior na sterydach, mial noz. A ja szlam za reke z chudym, lysym kurduplem. Jego towarzysz zniknal chwile wczesniej, teraz wiem, ze pilnowal nam plecow, na wypadek gdyby moj „opiekun” mial kumpli. Dlatego tamten zaatakowal, nie bal sie jakiegos chudzielca. W chwile pozniej lezal na asfalcie w nozem we wlasnej dupie i polamana reka. I wyl. Och, jak on cudnie wyl… A ja chcialam, zeby lysol mnie polubil, i chcialam umiec sie bic. Zeby to osiagnac, zrobilabym doslownie wszystko. Jednak nie musialam. Ten lysy okazal sie ojcem Andrieja, polubil mnie dla mnie samej, a kiedy go poprosilam, nauczyl walczyc.
Milczalem dlugo, nie wiedzialem, co powiedziec.
- Zaszokowalam cie, urazilam? - spytala spokojnie.
- Nie - mruknalem. - Nie urazilas. Ale moze zmienmy temat?
Poslusznie skinela glowa.
- Wiec co moge dla ciebie zrobic?
- W zasadzie jest cos takiego, lecz to raczej delikatna sprawa… Chcialbym, abys sledzila pewnego czlowieka. Problem polega na tym, ze to profesjonalista najwyzszej klasy, choc juz nieaktywny. O ile mi wiadomo - dodalem po namysle.
- Chcesz go zabic czy porwac? - Zablysly jej oczy.
Zaskoczony spojrzalem na Koszke, myslalem, ze zartuje. Nie zartowala.
- Ani jedno, ani drugie - skrzywilem sie z niesmakiem. - To moj wujek. Jest dosc skryty, a musze wiedziec pewna rzecz.
- To wszystko? - westchnela z pewnym zawodem.
- Prawie. Mozesz mi tez posluzyc jako konsultantka.
- W zakresie damskiej bielizny? - rzucila bezczelnie.
Ostrzegawczo pogrozilem Koszce palcem.
- Nie, z tym juz koniec. Chodzi o wybor pierscionka zareczynowego.
- Czemu nie spytasz szczesliwej wybranki?
- Bo chce jej zrobic niespodzianke, no i troche sie boje. Wole postawic ja przed faktem dokonanym.
- Nie martw sie. - Usmiechnela sie kpiaco. - Jakby poszlo nie tak, znajdziemy ci jakas mila, ladna i posluszna Rosjanke.
Burknalem cos pod nosem. Nie mialem zamiaru przekonywac Koszki, ze znalazlem juz mila i ladna Rosjanke. Tylko z tym posluszenstwem bywalo roznie…
* * *
Paczka byla sredniej wielkosci, jakies czterdziesci na czterdziesci centymetrow. Stemple pocztowe i nazwisko nadawcy potwierdzaly, ze przyszla z Rosji. Gilbert popatrywal na nia z lekkim niepokojem.
- Ciezka jak cholera - powiedzial. - Kojarzysz nadawce? Bo ja nie znam zadnego Derbulina.
- Major Nikolaj Piotrowicz Derbulin z rosyjskiego Specnazu. Znam - potwierdzilem.
- Nie wybuchnie? - spytal. - I dlaczego przyslali to do mnie?
- To pewnie taki dowcip - stwierdzilem. - Wiesz, w stylu: „Znamy cie i wiemy, gdzie mieszkasz”.
- „Udusimy twojego psa, kotka i zlota rybke, a ciebie wysadzimy w powietrze”? - wzdrygnal sie Gilbert. - Moze oni sie dowiedzieli, ze jestem za wolna Czeczenia?