- Sa wygodne, jakby byly rozchodzone - powiedziala ucieszona Anna. - Moge od razu je wlozyc.
- To patent Maksa - wyjasnilem bez entuzjazmu. - Nie dalbym ci butow, do ktorych musialabys sie przez miesiac przyzwyczajac.
- Odszczekuje wszystko, co powiedzialem! - zawolal Sasza. - Mozesz mi zalatwic cos takiego? Cena nie gra roli.
- Ja tez poprosze. - Klepnal mnie po ramieniu Anton.
Zapiszczal lezacy na stole pager.
- Zbieramy sie! - zakomenderowala Anna.
Blyskawicznie nalozyli oporzadzenie, skontrolowali sie nawzajem.
- Do zobaczenia, kochany. - Anna musnela dlonia moj policzek.
Uslyszalem warkot samochodu, wyszedlem wraz z nimi przed brame. Szarzalo, nadchodzil wieczor. Pod domem czekal bus z przyciemnionymi szybami. Anna zasalutowala mi kpiaco.
Pomachalem jej reka i zyczylem powodzenia. Gula z zoladka podchodzila mi do gardla. Odjechali. Poszedlem na tyly domu i otworzylem szope z drewnem. Anna palila w kominku bukowymi polanami, w szopie trzymala pociete, jeszcze nieporabane pniaki. Zdjalem marynarke i postanowilem sie tym zajac. Potrzebowalem czegos, co odciagnie moje mysli od dziewczyny. Sprawy miedzy nami zdecydowanie zaszly za daleko, trzeba bylo cos zrobic. Po godzinie rabania doszedlem do wniosku, ze najlepiej bedzie wyslac Anne do Tajlandii w poscigu za ikona. Przynajmniej przez jakis czas nie bedzie mogla brac udzialu w walce. Kiedy wroci, niezaleznie od tego, czy znajdzie sztandar, czy nie, postanowilem sie jej oswiadczyc. Byc moze rozwazy wtedy zmiane profesji… Otarlem spocone czolo i popatrzylem na stos szczap u moich stop. Tak zrobie, postanowilem. Od razu odczulem ulge.
* * *
Mieszkam na trzecim pietrze, czyjas obecnosc wyczulem juz na drugim. Byla noc, nie zapalilem swiatla, wchodzac do kamienicy, nigdy nie zapalam. Wiekszosc ludzi boi sie ciemnosci, ja nie. Byc moze jest to spowodowane faktem, ze widze w mroku duzo lepiej niz przecietny czlowiek, ot taki wybryk natury. Zatrzymalem sie na moment, nasluchujac, a potem bezszelestnie, dzieki butom na miekkich, gumowych podeszwach, wszedlem wyzej. Wyjalem noz. Wydawalo mi sie, ze slysze czyjs przyspieszony oddech. Usmiechnalem sie. Jesli ktos chce mnie zaskoczyc, to przezyje niezla niespodzianke. Nawet gdyby zapalil swiatlo, blask oslepi go na chwile i albo nie bedzie mogl strzelac, albo strzeli na oslep. Ja moglem kierowac sie dotykiem, bo noz byl przedluzeniem mojej dloni. Wyszedlszy na korytarz, przesuwalem sie w kierunku mieszkania, muskajac plecami sciane, aby stanowic jak najmniejszy cel. Plama mroku pod moimi drzwiami zgestniala. Przykucnalem, gdy uslyszalem gwaltowny szelest materialu i paskudne okrezne kopniecie przeszlo mi nad glowa. Poderwalem sie, rzucilem naprzod, lewym ramieniem objalem szyje intruza, rekojescia noza uderzylem go w prawy bark. Kimkolwiek byl, mial prawidlowe odruchy obronne, skrecil glowe w bok i przyciagajac brode do piersi, usilowal zablokowac moje przedramie, aby nie dopuscic do ucisku na krtan. Bezskutecznie. Kiedy zwiotczal, schowalem noz, opuscilem ostroznie bezwladne cialo na podloge, potem otworzylem drzwi. Zapalilem swiatlo i zamarlem - na progu lezala szczupla, wygladajaca na jakies dwadziescia lat dziewczyna o krotko obcietych wlosach. Tuz obok poniewierala sie spora torba podrozna.
- Niech to szlag - wymamrotalem, pospiesznie wnoszac nieznajoma do srodka. Polozylem ja na dywanie i wrocilem po torbe. Kiedy wnioslem bagaz do pokoju, otwierala oczy.
- Koszka, ty matolku - powiedzialem po rosyjsku. - Nie moglas mnie uprzedzic?
- Witaj, polski szpiegu. To bylo lepsze niz na filmie. - Usmiechnela sie, masujac sobie szyje. - Czym mnie walnales w ramie?
Odchylilem marynarke, pokazujac noz w umocowanej pod pacha pochwie.
- Rekojescia - wyjasnilem.
- Super! - zawolala.
- Malo brakowalo, a zarobilabys odwrotna strona.
Wzruszyla ramionami.
- Ryzyko zawodowe - stwierdzila beztrosko.
- Cos na zab? - zaproponowalem.
- Burczy mi w brzuchu - przyznala.
Przeszlismy do kuchni, Koszka usiadla w wygodnym, wyscielanym krzesle z poreczami, a ja zajalem sie kolacja. Usmazylem skwarki, odsaczylem je na papierowym reczniku, z patelni odlalem nieco tluszczu, wrzucilem cebule i dwa pokrojone w kostke pomidory. Po chwili dodalem czosnku.
- Ale pachnie - odezwala sie Koszka. Uslyszalem, ze przelknela sline.
- Jeszcze chwilke. - Usmiechnalem sie, rozbijajac kilka jajek.
Do gotowej jajecznicy dodalem skwarki, postawilem na stole dwa kubki z herbata i nakroilem chleba.
- Pycha! - mruknela z pelnymi ustami. - A teraz powiedz mi, jak mam odpracowac goscine.
- To naprawde nie jest konieczne.
- Nalegam. - Spojrzala mi prosto w oczy. - Zle bym sie czula, gdybym w zaden sposob ci sie nie odwdzieczyla.
- Umiesz gotowac? - spytalem.
- Nie - padla zdecydowana odpowiedz. - Chyba ze chodzi o podgrzewanie wojskowych racji zywnosciowych.
- Matka cie nie nauczyla? - zazartowalem.