samochodu, wlaczylem radio na swoim ulubionym kanale nadajacym muzyke powazna. Pozwolilem, by dzwieki
Anna wczoraj poleciala do Tajlandii w poszukiwaniu aktualnego wlasciciela ikony. Jesli wszystko pojdzie dobrze, w ciagu najblizszych dni kwestia sztandaru Michala Archaniola powinna sie wyjasnic. Mialem nadzieje na szczesliwy final, bo choragiew Archistratiga coraz czesciej nawiedzala moje sny. Nigdy specjalnie nie interesowalem sie ikonami, ale teraz, szukajac materialow opisujacych sposoby przedstawiania postaci Michala Archaniola, czytalem opracowania naukowe, a nawet podreczniki. Te ostatnie, nazywane po grecku
* * *
Jak na czterdziesci trzy lata wygladala znakomicie: szczupla twarz o wysokich kosciach policzkowych, pelne usta, migdalowy ksztalt oczu i smukla szyja przypominaly Nefretete. Niewymuszona elegancja i gracja ruchow powodowaly skojarzenia z tancerka. Byla ubrana w spodnie, ciepla kurtke i sportowe buty, bujne, upiete w wezel wlosy podtrzymywala plastikowa spinka.
Dwukrotny, nastepujacy raz za razem sygnal komorki nastawionej na wibracje poinformowal mnie, ze Koszka kontynuuje obserwacje Maksa. Wszystko przebiegalo wedlug planu. Wujek Maks przynajmniej raz w tygodniu spacerowal po tej samej uliczce co ona. Z wzietym nie wiadomo skad jamnikiem. Kobieta miala doga de Bordeaux, wielkie rudobrazowe bydle o paskudnym wyrazie pyska. Moglem ja zaczepic wiele razy, ale chcialem miec stuprocentowa pewnosc, ze Maks mi nie przeszkodzi, dlatego na rozmowe z nieznajoma wybralem chwile, kiedy wujek zakonczyl lustracje obiektu swoich westchnien i wracal do domu. Na wszelki wypadek Maksa pilnowala przyszla gwiazda rosyjskiego wywiadu.
Kiedy przysiadla na chwile na laweczce, podszedlem wolnym krokiem i stanalem w kregu swiatla pobliskiej latarni. Na co dzien chodze niemal bezglosnie, ale teraz staralem sie, zeby bylo mnie slychac juz z pewnej odleglosci. Byla dwunasta w nocy i nie chcialem jej wystraszyc. No i nie chcialem wkurzyc doga… Zdarzylo mi sie widziec raz w akcji przedstawiciela tego gatunku, wiec nie mialem zamiaru sprawdzac sie w walce wrecz z wazacym na oko jakies siedemdziesiat kilo psiskiem. Gdy zajalem miejsce na przeciwleglej lawce, dog natychmiast stanal pomiedzy mna a swoja pania. Wyjalem rece z kieszeni i powoli polozylem na kolanach.
- Czy moglibysmy porozmawiac? - spytalem cicho.
Obrzucila mnie nieco przestraszonym wzrokiem.
- Nie mam broni, a pani ma psa - powiedzialem uspokajajaco.
- Nie rozmawiam noca z nieznajomymi - odparla, wyciagajac telefon komorkowy.
- Znam pania z opowiadan wujka, to ten facet z jamnikiem - wyjasnilem.
Zawahala sie. Wybrala zakodowany numer, zapewne policji, ale nie wcisnela klawisza.
- Czy cos sie stalo? Widzialam go pol godziny temu.
- Owszem, cos sie stalo - przyznalem. - Oczywiscie moge z pania porozmawiac o bardziej przyzwoitej porze, ale chcialbym przeprowadzic te rozmowe, majac swiadomosc, ze Maks nie wtraci sie do naszej dyskusji. A on widuje sie z pania dosc nieregularnie, czasem tylko obserwuje pania z daleka. Jesli by tak zrobil, nie zauwaze go, jest zbyt dobry w te klocki.
- On mnie sledzi? - stropila sie wyraznie. - Przeciez…
Przerwalem jej znuzonym gestem.
- Jesli nawet, to tylko tak, jak zakochany facet. O ile nie jest pani kompletna idiotka, musiala pani cos wyczuc.
Pochylila lekko glowe, byc moze zaczerwienila sie, ale nie moglem tego dostrzec, siedziala poza zasiegiem swiatla ulicznej latarni.
- Co pana upowaznia do takich… - zaczela z irytacja.
- Lubie wujka - przerwalem jej ponownie. - Mam juz dosyc tego, ze zachowuje sie jak nastolatek. Chcialbym wyjasnic te sprawe. Zapewne Maks mi za to nie podziekuje - skrzywilem sie odruchowo - ale przynajmniej bedzie wiadomo, na czym stoi.
- No dobrze, wyslucham pana - zadecydowala.
- Nie chcialbym byc nachalny, ale pani pies juz sie wybiegal, a robi sie chlodno. Moze moglibysmy kontynuowac te rozmowe w pani mieszkaniu?
- Mam zaprosic do domu nieznajomego? O polnocy?!
- Maksa zna pani od dziesieciu lat - zauwazylem.
- Od dwunastu - poprawila. - Niewiele rozmawiamy, jednak mam do niego zaufanie, natomiast co do pana, nie wiem nawet, czy faktycznie jest pan z nim spokrewniony.
Polozylem portfel na lawce, a sam cofnalem sie kilka krokow.
- Tam jest nasze wspolne zdjecie - poinformowalem. - Prosze je wyjac i obejrzec.
- Ladna dziewczyna - skomentowala, wyciagajac fotke Anny.
- Nie w tej przegrodce - mruknalem cierpkim glosem.