- Ufam ci - wyznalem, cieszac sie, ze otacza nas mrok.
Do oczu naplynely mi niechciane, niemeskie lzy.
- Nic nie mow, nie trzeba.
Bez slowa wtulila sie w moje ramiona, scalowala wilgoc z policzkow. Zasnelismy dopiero bladym switem, twardo i bez snow.
Gilbert gestem iluzjonisty postawil na stole dwa niewielkie szklane pojemniki napelnione bezbarwna, choc nieco bardziej metna niz woda ciecza. Widac bylo, ze sie cieszy, w rekordowym czasie uzyskal kilka porcji udoskonalonej mikstury Alchemika. Podniosl naczynie do ust, blysnelo szklo. Ja takze wypilem swoj przydzial. Wolalem sie zabezpieczyc przed syndromem abstynenckim.
- Ciekawe, jak to jest? - powiedzial z zaduma. - Byc niesmiertelnym…
Skrzywilem sie niechetnie. Anna wyjechala zaraz po swietach, nie podajac dokladnej daty powrotu. Zapewne zalezalo to od sukcesow dzielnych, walczacych z terroryzmem i przestepczoscia zorganizowana wojownikow, pomyslalem z ironia. Tak jakby nie mogl tego robic ktos inny… Nie bylem w najlepszym humorze.
- Powiesz mi, jak juz bedziesz wiedzial - burknalem.
- Cos jestesmy dzisiaj nie w sosie - zauwazyl Gilbert wesolo. - Masz mine jak moj kuzyn po piatkowym poscie. Biedak umartwia sie raz na tydzien o chlebie i wodzie.
- Taki pobozny? - spytalem bez specjalnego zainteresowania.
- No, jak ci wszyscy rycerze. - Machnal reka.
- Aha…
Wiedzialem, ze do dzisiaj istnieje kilka zakonow rycerskich prowadzacych dzialalnosc charytatywna, ale jakos nie moglem skojarzyc zadnego z nich ze scislym piatkowym postem. Nie to, zebym byl ekspertem w tej dziedzinie…
- Rycerstwo Swietego Michala Archaniola - wyjasnil. - Odprawiaja co dzien egzorcyzmy i odmawiaja specjalne modlitwy.
Pokiwalem glowa, odruchowo podszedlem do regalu z ksiazkami, sygnalizujac, ze chce pomyslec spokojnie. Gilbert, podspiewujac pod nosem, zaczal sie krzatac wokol ustawionego na stole alembika, zamierzajac, jak mi sie wydawalo, przedestylowac jakis rubinowoczerwony plyn.
Przysunalem krzeslo i usiadlem na wprost oprawionych w skore ksiag, lustrujac je niewidzacym spojrzeniem. Samo istnienie Rycerstwa Michala Archaniola bylo malo wazne, nie przypuszczalem, aby ktos z nich ukradl relikwie, takie rzeczy zdarzaja sie tylko w wykorzystujacej teorie spiskowe literaturze. Jednak w podanej przez mojego przyjaciela informacji znalazlem cos, co mnie zaalarmowalo. Rycerstwo, rycerstwo… - obracalem w myslach ten wyraz. Jesli czciciele Michala Archaniola byli gotowi poscic w piatek, naprawde poscic, czy nie oznaczalo to, ze istniala wspolczesnie jakas grupa ludzi darzaca go szczegolnym szacunkiem? Czy ograniczala sie jedynie do owych rycerzy? No tak, ale co z tego? Czyz nawet najmniej znani swieci nie mieli swoich zwolennikow? Ciekawe, ilu gorliwych katolikow wiedzialoby cos chocby o swietym Serapionie?
- Gilbert! - zawolalem. - Co wiesz o swietym Serapionie?
Przyjaciel spojrzal na mnie ze zdumieniem.
- Kojarzy mi sie z jakims biskupem - zawahal sie. - A moze zostal zameczony przez Maurow? Spytaj jakiegos ksiedza.
Machnalem reka i pospiesznie zbieglem do gabinetu pietro nizej.
- Potrzebny mi twoj komputer! - zawolalem.
Po chwili wpatrywalem sie w kilka internetowych opracowan o kulcie Michala Archaniola. Wynikalo z nich, ze kiedys pod koniec kazdej mszy odmawiano specjalna, adresowana do niego modlitwe. Obecnie ponoc rozwaza sie jej przywrocenie… Czyli kult swietego Michala byl dosc powszechnym zjawiskiem i raczej nie stracil wiele na popularnosci. Tylko znowu - co z tego? Stanowczo odrzucilem wizje odbywajacych sie w niewiadomej siedzibie tajemnych, zwiazanych z relikwia rytualow Rycerzy Michala Archaniola. Westchnalem - tak czy owak, trzeba sie bylo skontaktowac z ksiedzem. Moje informacje na temat zycia religijnego Kosciola nie byly, mowiac delikatnie, najswiezszej proby… Caly czas cos mi umykalo, cos waznego, ale za nic nie moglem uswiadomic sobie, co to bylo. Byc moze rozmowa z duchownym mnie oswieci? Jeden z moich znajomych, specjalista w dziedzinie historii krucjat, byl ksiedzem. Mialem nadzieje, ze jest takze mocny w angelologii. Z tego, co o nim wiedzialem, nie angazowal sie specjalnie w zycie swojej parafii, zajety badaniami naukowymi, jednak na pewno wiedzial o kulcie aniolow wiecej ode mnie. Postanowilem spotkac sie z nim jak najszybciej.
* * *
Darek wygladal niczym typowy, wiejski ksiezulo: puculowata twarz, lekki, ale wyraznie widoczny brzuszek, dobrodusznie zmruzone oczy. Jednak jego zainteresowania trudno bylo zaliczyc do przecietnych - nurkowal, skakal na spadochronie i latal na lotni. Byl tez zapalonym fotografem. No i pisal ksiazki o krucjatach ksiazat piastowskich. Zetknelismy sie na sympozjum poswieconym sredniowiecznemu sadownictwu. Od tej pory kilkakrotnie proponowal mi, abym dolaczyl do ktorejs z jego wakacyjnych eskapad i zrelaksowal sie, nurkujac wsrod raf koralowych lub trenujac skoki spadochronowe. Odrzucalem zdawkowo te propozycje. Znalem lepsze rozrywki. No i nie bylem taki pewien, czy Opatrznosc stanie po mojej stronie. Darek nie mial takich watpliwosci, byc moze ze wzgledu na swoj zawod…
- Jak tam cwiczenia? - powital mnie zlosliwie.
Prychnalem z demonstracyjnym lekcewazeniem.
Kiedys skomentowalem z lekka ironia jego tusze, skonczylo sie to zaimprowizowanymi zawodami sportowymi. Wygralem w podciaganiu sie na drazku, przegralem za to w robieniu pompek. Teraz wypominal mi to przy kazdej okazji.
- Sluchaj, to powazna sprawa - zaczalem powoli. - Chodzi o pewna relikwie…
- Mow - rzucil krotko.
Juz nie wygladal na wiejskiego ksiedza, jego spojrzenie przeszywalo na wylot, rysy twarzy stezaly.