Wzruszylem obojetnie ramionami.

- To rzecz wzgledna, ale moglo byc gorzej - przyznalem.

- Dom jest twoj, mozesz bez ograniczen korzystac z kont bankowych, jest tez jakas dacza nad Morzem Czarnym…

- Dosc! - warknalem.

Przez chwile oddychalem z wysilkiem, starajac sie zachowac spokoj. Wiedzialem, ze Maksowi nie chodzi o pieniadze, staral sie mi uswiadomic, ze bylem dla Anny wazny, ze myslala o mnie, tresc jej testamentu byla tego dowodem, jednak nie chcialem tego sluchac. Nie teraz.

- Co znalazles w domu Anny? - spytalem niecierpliwie.

- Walizeczke z systemem „Groza” - powiedzial ze znuzonym usmiechem.

Sapnalem ze zniecierpliwieniem. Rosyjskie slowo groza moze oznaczac zarowno burze, jak i wlasnie groze. Ten system to specjalistyczny sprzet dla antyterrorystow miescil sie w niewielkiej walizce: z kilku czesci mozna bylo zmontowac karabinek szturmowy z granatnikiem lub wytlumiony karabin snajperski.

- No i to. - Maks podal mi kartke papieru. - Lezala w sejfie.

Kartka byla zwyczajna, wyrwana z jakiegos notesu. Nakreslono na niej pospiesznie kilka zdan.

Jesli to czytasz, kochany, to znaczy, ze nie zyje. Nie placz i nie rozpaczaj, nie warto. Z pieniedzmi zrobisz, co zechcesz, ale sprawiloby mi wielka przyjemnosc, gdybys je zatrzymal. W ten sposob moglabym sie Toba opiekowac takze teraz, kiedy nie ma mnie przy Tobie. Zapewniam Cie, ze zarobilam je uczciwie w Ekwadorze. Bylam tam na wycieczce razem z bratem.

Anna

- W Ekwadorze? - Zacisnalem zeby, starajac sie opanowac skurcz gardla.

- Wiesz, w tej branzy nie zawsze mozna mowic otwarcie - zauwazyl. - Ale cos mi chodzi po glowie, ta piosenka, ktorej kiedys sluchales…

Przypomnialem sobie w tym samym momencie. „Pulkownik Specnazu”.

Potom w Ekwadorie na narkokartiel

On sam podnimal wiertolioty…

Najwyrazniej Dzuma nie byl jednak sam, kiedy dowodzil akcja przeciwko kartelom narkotykowym… Ukrylem twarz w dloniach. To wszystko bylo niewazne, Anna odeszla.

ROZDZIAL DZIEWIATY

Podroz byla dluga i nuzaca, niemal tak meczaca jak rozstania. Marek, moje „siostry”, nawet Julia z narzeczonym - wszyscy przyszli, aby sie ze mna pozegnac na lotnisku. Musialem sciskac dlonie i nadstawiac policzki do calowania ludziom, ktorych co prawda lubilem, ale z ktorymi wolalbym sie teraz nie widziec. Chcialem byc sam. Zrozumieli to tylko Maks i Davidoff. Pozegnali sie ze mna telefonicznie. Trudno tez powiedziec, aby pelne ukrytej troski spojrzenia i sztucznie optymistyczne miny zebranych podnosily mnie na duchu. Musialem jednak przyznac, ze w stanie, w jakim sie znajdowalem, malo co mogloby mnie podniesc na duchu… Nie poprawila mi tez nastroju nowina wyszeptana na ucho przez Julie - moja kanadyjska przyjaciolka byla w ciazy. W innych okolicznosciach cieszylbym sie jej szczesciem, lecz teraz wywolalo to tylko kolejna lawine gorzkich mysli. Gdyby Anna nie pojechala do Moskwy, gdyby nie wziela udzialu w tej akcji… Gdyby zostala ze mna… Gdyby…

Po przylocie do Moskwy znowu zatrzymalem sie w hotelu Aerostar. Rozpakowalem sie, skorzystalem z sauny i zjadlem wysmienita kolacje. Okolo polnocy poszedlem spac. Obudzilo mnie poczucie czyjejs obecnosci. Ktos siedzial tuz przy moim lozku. Odruchowo chcialem siegnac po bron, ale po chwili zrezygnowalem z tego pomyslu. Jesli chcialby mnie zabic… Zapalilem niewielka lampke przykryta zielonym abazurem. Dzuma wygladal na zmeczonego, ale mozliwe, ze sprawialy to nocne cienie. Wyostrzaly rysy twarzy, poglebialy zmarszczki.

- Niezle sie trzymasz - zauwazyl.

W jego glosie nie bylo ironii ani agresji, po prostu stwierdzal fakt. Byc moze nawet z ledwo slyszalna nutka zadowolenia. Wyrwany ze snu, nie bylem w stanie tego ocenic.

- Co u ciebie? - spytalem.

- Ci, co powinni zginac, zgineli, reszta zyje i ma sie dobrze - odparl, wzruszajac ramionami.

- Kiedy pogrzeb?

- Jutro wieczorem.

- Gdzie… gdzie ja pochowacie?

Milczal chwile, zbieral mysli.

- Na razie na cmentarzu przy osrodku szkoleniowym.

- Gdzie?! - warknalem, podrywajac sie z lozka. - Bawicie sie w jakies sekrety?!

Skrzywil sie, jakby rozgryzl cos cierpkiego.

- Wolalbym o tym nie mowic - stwierdzil.

- Moze jednak? - poprosilem zimno. - Nie czytalem tych gazet, ale w ktorejs mignelo mi nazwisko Anny. Podaliscie wszystkie dane, wiec…

- Sam pogrzeb nie jest zadna tajemnica - przerwal mi z westchnieniem. - Tak samo jak operacja, w ktorej zginela, ot, kolejne oczyszczanie miasta z metow. Tym razem moze nieco bardziej gruntowne, zatroszczylem sie o to osobiscie. - Zapatrzyl sie na moment w dywan. -Kiedys Anna spocznie na cmentarzu Nowodziewiczym, jednak teraz, poki ja jeszcze pracuje, jest to niemozliwe.

- Nie rozumiem?

Вы читаете Chorangiew Michala Archaniola
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату