Wzruszylem obojetnie ramionami.
- To rzecz wzgledna, ale moglo byc gorzej - przyznalem.
- Dom jest twoj, mozesz bez ograniczen korzystac z kont bankowych, jest tez jakas dacza nad Morzem Czarnym…
- Dosc! - warknalem.
Przez chwile oddychalem z wysilkiem, starajac sie zachowac spokoj. Wiedzialem, ze Maksowi nie chodzi o pieniadze, staral sie mi uswiadomic, ze bylem dla Anny wazny, ze myslala o mnie, tresc jej testamentu byla tego dowodem, jednak nie chcialem tego sluchac. Nie teraz.
- Co znalazles w domu Anny? - spytalem niecierpliwie.
- Walizeczke z systemem „Groza” - powiedzial ze znuzonym usmiechem.
Sapnalem ze zniecierpliwieniem. Rosyjskie slowo
- No i to. - Maks podal mi kartke papieru. - Lezala w sejfie.
Kartka byla zwyczajna, wyrwana z jakiegos notesu. Nakreslono na niej pospiesznie kilka zdan.
- W Ekwadorze? - Zacisnalem zeby, starajac sie opanowac skurcz gardla.
- Wiesz, w tej branzy nie zawsze mozna mowic otwarcie - zauwazyl. - Ale cos mi chodzi po glowie, ta piosenka, ktorej kiedys sluchales…
Przypomnialem sobie w tym samym momencie. „Pulkownik Specnazu”.
Najwyrazniej Dzuma nie byl jednak sam, kiedy dowodzil akcja przeciwko kartelom narkotykowym… Ukrylem twarz w dloniach. To wszystko bylo niewazne, Anna odeszla.
ROZDZIAL DZIEWIATY
Podroz byla dluga i nuzaca, niemal tak meczaca jak rozstania. Marek, moje „siostry”, nawet Julia z narzeczonym - wszyscy przyszli, aby sie ze mna pozegnac na lotnisku. Musialem sciskac dlonie i nadstawiac policzki do calowania ludziom, ktorych co prawda lubilem, ale z ktorymi wolalbym sie teraz nie widziec. Chcialem byc sam. Zrozumieli to tylko Maks i Davidoff. Pozegnali sie ze mna telefonicznie. Trudno tez powiedziec, aby pelne ukrytej troski spojrzenia i sztucznie optymistyczne miny zebranych podnosily mnie na duchu. Musialem jednak przyznac, ze w stanie, w jakim sie znajdowalem, malo co mogloby mnie podniesc na duchu… Nie poprawila mi tez nastroju nowina wyszeptana na ucho przez Julie - moja kanadyjska przyjaciolka byla w ciazy. W innych okolicznosciach cieszylbym sie jej szczesciem, lecz teraz wywolalo to tylko kolejna lawine gorzkich mysli. Gdyby Anna nie pojechala do Moskwy, gdyby nie wziela udzialu w tej akcji… Gdyby zostala ze mna… Gdyby…
Po przylocie do Moskwy znowu zatrzymalem sie w hotelu Aerostar. Rozpakowalem sie, skorzystalem z sauny i zjadlem wysmienita kolacje. Okolo polnocy poszedlem spac. Obudzilo mnie poczucie czyjejs obecnosci. Ktos siedzial tuz przy moim lozku. Odruchowo chcialem siegnac po bron, ale po chwili zrezygnowalem z tego pomyslu. Jesli chcialby mnie zabic… Zapalilem niewielka lampke przykryta zielonym abazurem. Dzuma wygladal na zmeczonego, ale mozliwe, ze sprawialy to nocne cienie. Wyostrzaly rysy twarzy, poglebialy zmarszczki.
- Niezle sie trzymasz - zauwazyl.
W jego glosie nie bylo ironii ani agresji, po prostu stwierdzal fakt. Byc moze nawet z ledwo slyszalna nutka zadowolenia. Wyrwany ze snu, nie bylem w stanie tego ocenic.
- Co u ciebie? - spytalem.
- Ci, co powinni zginac, zgineli, reszta zyje i ma sie dobrze - odparl, wzruszajac ramionami.
- Kiedy pogrzeb?
- Jutro wieczorem.
- Gdzie… gdzie ja pochowacie?
Milczal chwile, zbieral mysli.
- Na razie na cmentarzu przy osrodku szkoleniowym.
- Gdzie?! - warknalem, podrywajac sie z lozka. - Bawicie sie w jakies sekrety?!
Skrzywil sie, jakby rozgryzl cos cierpkiego.
- Wolalbym o tym nie mowic - stwierdzil.
- Moze jednak? - poprosilem zimno. - Nie czytalem tych gazet, ale w ktorejs mignelo mi nazwisko Anny. Podaliscie wszystkie dane, wiec…
- Sam pogrzeb nie jest zadna tajemnica - przerwal mi z westchnieniem. - Tak samo jak operacja, w ktorej zginela, ot, kolejne oczyszczanie miasta z metow. Tym razem moze nieco bardziej gruntowne, zatroszczylem sie o to osobiscie. - Zapatrzyl sie na moment w dywan. -Kiedys Anna spocznie na cmentarzu Nowodziewiczym, jednak teraz, poki ja jeszcze pracuje, jest to niemozliwe.
- Nie rozumiem?