- Boli cie nie tylko glowa - powiedzial, powazniejac - jednak wyleczymy cie i z tego. Za chwile zacznie sie bieg, po przyjacielsku radze ci: staraj sie, jak potrafisz najlepiej. Bo na trasie bedzie sporo chetnych do pomocy dzygitow…

Zanim zdazylem cos odpowiedziec, ktos ostrym glosem podal komende, wszyscy staneli na bacznosc. Wszyscy, oprocz mnie. Do sali wszedl pulkownik, ktorego pamietalem z pierwszej wizyty w osrodku Specnazu. Niedzwiedziowaty, o dobrodusznej, okraglej twarzy. Popatrzyl na mnie przez chwile, poki nie podnioslem sie i nie pomachalem mu reka. Chcialem delikatnie przypomniec obecnym, ze ja nie jestem w Specnazie… Odpowiedzial mi usmiechem, nie wygladal na urazonego.

- Zaczynamy! - oglosil.

Wyszlismy z jadalni, wszyscy ustawili sie w kolejce przed magazynem broni.

- Ja tez? - spytalem Antona.

- Jak najbardziej - potwierdzil. - Miejsce dla kapitana Korpackiego! - zawolal. - Nie moze juz wytrzymac, tak sie rwie do czynu.

Rozlegly sie smiechy, wypchnieto mnie na poczatek kolejki.

- Korpacki, Korpacki… - zamruczal wydajacy ekwipunek porucznik. - A, juz mam! Karabin, cztery magazynki z amunicja, dwa flashbangi, kamizelka taktyczna, helm. Bez plecaka - zakonczyl.

- Poprosze abakan - powiedzialem, widzac, ze wyjmuje ze stojaka kalasznikowa. Uniosl brwi, ale wymienil mi bron bez slowa.

Wiedzialem, ze Rosjanie nie przepadaja za efektem „Projektu Abakan”, nazywanym oficjalnie AN-94 albo automatem Nikonowa. Podobno udalo sie zmniejszyc rozrzut pociskow w serii dwustrzalowej, ale umieszczona pomiedzy ogniem pojedynczym a seryjnym opcja strzelania dwustrzalowego i tak nigdy nie byla uzytkowana w warunkach bojowych, bo w walce nikt nie ma mozliwosci spogladania na przelacznik rodzaju ognia. Albo mozna zmieniac tryb prowadzenia ognia na slepo, albo nikt z niego nie korzysta. W abakanie sprawdzaly sie tylko ustawienia skrajne, nic nie lepsze niz w kalasznikowie.

- No prosze - odezwal sie ktorys. - A Polacy jednak preferuja Nikonowa.

- Preferuja? - Popatrzylem ze zdziwieniem. - Chce po prostu postrzelac z karabinu Stalkera. No wiecie, z tej gry Stalker - dodalem, widzac zaskoczone twarze. - Tam jest taki karabin, obokan, tworcy gry wzorowali sie na automacie Nikonowa.

Odpowiedzial mi zbiorowy wybuch smiechu.

- Tez w to gralem! - krzyknal wysoki blondyn z odznaka piechoty morskiej na mundurze. - Tylko uwazaj, Stalkerze, nie zabij Giennaszy na punkcie kontrolnym, on wyglada jak Kontroler!

- Nie, bardziej jak zombie - sprostowal Anton, ocierajac lzy rozbawienia.

Stanalem pod sciana i zaladowalem karabin, schowalem granaty hukowe. Na szczescie byly to niemieckie NICO, zdarzalo sie, ze amerykanskie urywaly zolnierzom palce.

Po kilku minutach wszyscy pobrali wyposazenie i ruszylismy na poligon. Glowa nadal pulsowala bolesnie. Mialem nadzieje, ze organizatorzy nie planuja niczego poza biegiem - niezle strzelalem z pistoletu, ale z karabinem bylo juz gorzej. No i Nikonowa mialem w reku pierwszy raz w zyciu…

Na punkcie kontrolnym sporzadzono liste i ruszylismy. Dostosowalem tempo do innych, jestem sprawny fizycznie, ale nigdy nie biegalem na dluzsze dystanse, moj rekord to trzydziesci kilometrow z okazji jakiegos zakladu. Dochodzilem potem do siebie przez tydzien.

Przez pierwsze kilka minut Anton towarzyszyl mi i bez sladu zadyszki rozwijal swoja teorie dotyczaca biegu z obciazeniem oraz jego wplywu na nieuleczalne przez konwencjonalna medycyne choroby. Mialem ochote go sklac, ale oszczedzalem oddech.

- Oczywiscie, zdarzalo sie, ze pacjent zmarl - perorowal z usmiechem. - Jednak odsetek zgonow bynajmniej nie przewyzszal tego szpitalnego.

Zakonczywszy tym optymistycznym stwierdzeniem swoja tyrade, wyprzedzil mnie na zakrecie i zniknal w tlumie przede mna. Odczuwalem coraz wieksze zmeczenie, pot zalewal mi oczy. Bylo chlodno, zaledwie kilka stopni powyzej zera, padajacy przez noc deszcz sprawil, ze wiodaca przez las droga stala sie blotnista. Gdzies kolo dziesiatego kilometra zaczely sie odcinki specjalne. Poczatkowo nie bylo to nic wielkiego, ot, kombinacje ustawionych w roznym polozeniu drazkow i drabinek, jakis betonowy, wysoki na dwa metry mur. Potem zaczelo sie robic nieprzyjemnie: rownowaznie, waskie kladki umieszczone kilka metrow nad ziemia, doly z blotem, ktore trzeba bylo pokonywac na kolanach, trzymajac bron nad glowa. Po trzech godzinach takiej rozrywki bylem skrajnie wyczerpany. Mimochodem zauwazylem, ze dreczacy mnie bol glowy w ktoryms momencie zniknal niepostrzezenie. Bolaly mnie za to ramiona i barki, zywym ogniem palily miesnie nog, mialem otarte stopy. Usytuowane co dziesiec kilometrow punkty kontrolne oferowaly wode do picia i plasterki cytryny.

Nie wiedzialem, ile przebieglem, wielokrotnie podnosilem sie po upadku z ziemi i zataczajac sie, podazalem naprzod, jak wszyscy. W pewnym momencie poczulem przyplyw sil, jakby moj organizm uznal, ze aplikowany mu wysilek nie przekracza jego mozliwosci. Zastanawialem sie nawet, czy nie jest to spowodowane alchemiczna mikstura, jednak szybko porzucilem te rozwazania. W sytuacji, kiedy trzeba bylo walczyc o kazdy oddech i kazdy metr, myslenie meczylo.

Na przedostatnim punkcie kontrolnym strzelalismy do tarcz. Na moja czesc jedna z nich ozdobiono rosyjskim napisem „Zombie”… Na szczescie dystans nie byl zbyt wielki i nie skompromitowalem sie, pudlujac sromotnie. Uzylismy tez flashbangow. Kiedy dobiegalismy do mety, ogarnelo mnie uczucie podobne do euforii: dalem rade, oddychalem, zylem! Przybieglem jako jeden z ostatnich, jednak, jak sie przekonalem, nie byl to jeszcze koniec atrakcji. Ciezko dyszacy, slaniajacy sie na nogach zolnierze zdejmowali oporzadzenie i ustawiali sie na wytyczonych za pomoca kolorowych linek ringach.

- Trzy walki po piec minut - poinformowal mnie Anton.

Z satysfakcja zauwazylem, ze takze oddychal z wysilkiem.

- Kazdy walczy z jednym z instruktorow, jesli robi to zbyt pasywnie, dolicza mu sie do kazdej rundy pare minut, a w ekstremalnych przypadkach dodaje drugiego przeciwnika - kontynuowal.

Przebralem sie w dresy, zalozylem ochraniacze i kask na glowe. Wszystko pod golym niebem, w padajacym coraz silniej deszczu. Zacisnalem zeby, wiazac sznurowki sportowych butow - grube, welniane skarpety mialem przesiakniete krwia. Jak zauwazylem, nie ja jeden.

Вы читаете Chorangiew Michala Archaniola
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату