- Lekarze za dlugo czekali - poinformowal mnie szeptem wnuk starego kieszonkowca. - Miala poczatkowo dobre wyniki, wiec przesuneli ja na sam koniec listy przeszczepow. Bo my mamy limit - dodal gorzkim tonem. - Byc moze gdybym dal lapowke w odpowiednim momencie… - Zagryzl wargi, jego twarz stezala. - Niewazne - westchnal ciezko. - Teraz jest juz za pozno na normalny przeszczep, pojawily sie komplikacje. Tylko klinika w Mediolanie podjelaby sie operacji w takim stadium choroby, a to kosztuje. Dlatego ukradlem te szmate…

- Szmate? - spytalem ze zdziwieniem.

- To wyglada jak cos, co moja babka kupowala czasem na jarmarku. - Wzruszyl obojetnie ramionami. - Nikt tego nie chcial. Przynajmniej za taka cene, jaka musze uzyskac, aby pomoc corce.

- To znaczy?

- Sto, sto piecdziesiat tysiecy euro.

- Za ile chce pan sprzedac sztandar?

- Sztandar?

- Mniejsza z tym - mruknalem. - Prosze podac kwote.

- Dziesiec tysiecy? - Popatrzyl na mnie niepewnie. - To by pozwolilo zakupic leki na miesiac. To znaczy takie, ktorych nie refunduja. Moze przez ten czas… - Nie dokonczyl, opuscil bezwladnie rece.

Lezace na lozku dziecko otworzylo oczy, mala, drobna lapka zacisnela sie na nadgarstku matki. Kiedy nas zauwazyla, przez jej usta przemknal przelotny usmiech.

- Tata - wyszeptala.

Moj rozmowca, zbudowany jak kulturysta szatyn, ukleknal przy poslaniu, z wyraznym trudem powstrzymujac lzy. Schylil sie, zeby corka mogla objac go za szyje. Po chwili obejrzal sie na mnie.

- Prosze jechac do dziadka, on panu da te rzecz - powiedzial.

Bez slowa wypisalem czek, ktory polozylem na kulawym, porysowanym stoliku. Podziekowal mi zdawkowym skinieniem glowy, nie siegnal, aby sprawdzic kwote. Tak jak zona, pogodzil sie z nieuniknionym.

Stary czekal na mnie przed szpitalem, kiedy otworzylem drzwi, poslusznie zajal miejsce w samochodzie.

- Nie moge - wymamrotal. - Nie moge na nia patrzec, to boli…

- Jest ta klinika w Mediolanie - zauwazylem.

- Sto tysiecy euro? - zasmial sie ponuro. - W dawnych czasach moze moglbym zdobyc taka sume, ale dzisiaj… - Machnal z rezygnacja reka.

Milczalem przez cala droge i pozniej, dopoki nie przekazal mi choragwi Michala Archaniola. Nie otworzylem zawinietej w zwykly szary papier paczki, wiedzialem, ze sztandar jest w srodku. Czulem to. Jego piesn wabila i wzywala do walki. Trzesacymi sie dlonmi schowalem artefakt w zanadrze, nacisnalem klamke.

- Zostawilem czek na sto piecdziesiat tysiecy euro - powiedzialem, nie odwracajac sie. - Jedzcie do Mediolanu.

W drodze do domu rozmyslalem o relikwii i o malej dziewczynce, ktorej dzisiaj podarowalem nadzieje. Z irytacja skonstatowalem, ze czuje dziwna satysfakcje. Nigdy nie bylem zbyt sentymentalny, w akcjach charytatywnych uczestniczylem sporadycznie i raczej z poczucia obowiazku, nie angazowalem sie tez specjalnie finansowo. Teraz mialem wrazenie, jakby ktos poklepal mnie po plecach z aprobata. Bez zbednych slow, bez pochlebiania, szczerze. Ktos nieskonczenie potezniejszy ode mnie, dowodca. Przez cala droge staralem sie przezwyciezyc ten nastroj. Obce mi byly sklonnosci do uniesien religijnych i nie mialem zamiaru tego zmieniac. Nawet dla Michala Archaniola. Po pewnym czasie w uczucie zadowolenia wplotla sie delikatna nutka rozbawienia. Wolalem tego nie analizowac, jeszcze troche, a zaczne miec widzenia swietych Panskich…

Kiedy przyjechalem do domu, mimo zmeczenia wielogodzinna podroza od razu rozpakowalem choragiew. Jej widok porazil mnie niczym uderzenie w zoladek - widoczny fragment wygladal tak, jak w moich snach! Przeciagnalem opuszkami palcow po tkaninie, by zbadac fakture jedwabiu, wyraznie czulem zlote i srebrne nitki. Sztandar, a raczej jego czesc, ktora w koncu znalazlem, byla niewielkich rozmiarow, jakies trzydziesci na czterdziesci centymetrow. Twarz Archaniola Michala nie emanowala spokojem jak na prawoslawnych ikonach, otwarte usta przywodzily na mysl rzucajacego rozkaz wodza, gest uzbrojonej w srebrny miecz reki byl jednoznaczny w swej wymowie, wzywal do ataku. Takze zbroja aniola roznila sie od przedstawianych w raczej symboliczny sposob pancerzy nalozonych na krotki, zolnierski chiton, jakie mozna bylo zobaczyc na malowidlach. Przypominala sredniowieczna zbroje lamelkowa, wykonana z kilkuset metalowych plytek. Glowe Michala ozdabial pendition - wstazka bedaca symbolem posluszenstwa aniolow wobec Boga.

Wybralem numer, ktory kiedys podal mi Dzuma, odebral niemal natychmiast.

- Tak? - Brat Anny nie bawil sie w uprzejmosci.

- Mam - odparlem rownie zwiezle.

- Choragiew? - spytal z niedowierzaniem.

- Na to wyglada. Trzydziesci na czterdziesci centymetrow, splowialy jedwab w kolorze kosci sloniowej, widac tylko postac Michala Archaniola. Postac Archistratiga przedstawiono w ruchu, twarz jest wyraznie niekanoniczna. Bardzo dokladnie wyhaftowano zbroje, na oko typu lamelkowego.

- Miales jakies… sny?

- Mialem - przytaknalem bez entuzjazmu. - Widzialem we snie choragiew, kilkakrotnie. I haftujace ja kobiety. W tle mignal mi jakis herb z niedzwiedziami.

- Moze to Wielki Nowogrod? - odezwal sie z namyslem. - Wedlug jednej z kronik sztandar powstal na rozkaz Aleksandra Newskiego.

Wlaczylem komputer i wszedlem na rosyjska strone Wielkiego Nowogrodu - rzeczywiscie w herbie miasta byly dwa niedzwiedzie, choc nie znalazlem informacji na temat daty powstania godla.

- Moze i Nowogrod - burknalem. - Nie mam teraz sily na prowadzenie badan heraldycznych. Co dalej?

Вы читаете Chorangiew Michala Archaniola
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату