- Nic - odezwal sie po chwili. - Wystarczy, ze masz sztandar. Jesli zajdzie potrzeba, udzielisz blogoslawienstwa Michala Archaniola. To wszystko.

- Blogoslawienstwa?! Ja?

Parsknal krotkim, urywanym smiechem.

- A kto? Sny swiadcza o tym, ze zostales zaakceptowany jako Chorazy. Kimze jestem, aby sprzeciwiac sie woli Archistratiga? - dodal obludnym tonem.

Zamurowalo mnie. Uslyszalem ponownie smiech Dzumy i zostalem sam ze swoimi myslami. Chorazy… Dobre sobie. Nie mialem zludzen odnosnie do swojego poziomu moralnego. Wiedzialem, ze nie jestem moze najgorszym czlowiekiem, ale wiele brakowalo mi do idealu. Nie czulem sie na silach przekazywac czyjegokolwiek blogoslawienstwa, jednak wygladalo na to, ze nie mam wyboru, albo ze dokonano go za mnie… Nie bylem zachwycony ta sytuacja. Mialem nadzieje, ze wczesniej czy pozniej ktos przejmie ode mnie to brzemie. Raczej wczesniej niz pozniej…

ROZDZIAL DZIESIATY

Alez z ciebie swinia - powiedziala profesor Malgorzata Boerner. - Meska, szowinistyczna swinia.

Po zajeciach zaprosila mnie do niewielkiej, czesto odwiedzanej przez wykladowcow knajpki. Zaprosila po raz trzeci. Poprzednio odmawialem, nie czulem sie na silach rozmawiac swobodnie z jakakolwiek kobieta, nawet jesli mialoby to byc calkiem niewinne spotkanie. Potrzebowalem czasu. Teraz, kilka miesiecy po smierci Anny, nie stawialem oporu, ale uregulowanie rachunku wzialem na siebie.

- I tak mnie lubisz - odparlem, puszczajac do niej oko.

Dopiero po fakcie przypomnialem sobie, ze moja towarzyszka nie przepada za tego typu zartami.

- Przepraszam - rzucilem ze skrucha.

Popatrzyla na mnie sie z urocza niepewnoscia, przygryzla wargi.

- Nie powinnam tyle pic - stwierdzila.

Unioslem brwi, wypila trzy lampki wina, ale faktycznie bylo widac, ze nie nalezy do najodporniejszych na alkohol.

- Lubie, jak sie ze mna przekomarzasz - dodala.

Wyraznie poczulem, ze puls mi przyspiesza i raczej nie z powodu wina. Po zaprawie z Davidoffem i rosyjskim Specnazem mialem gwarancje na trzy czwarte litra wodki. Dopiero pozniej zaczynaly sie schody… Trudno powiedziec, aby Malgorzata byla mi obojetna, kombinacja urody, inteligencji i dziewczecej niemal niesmialosci byla porazajaca. Przede wszystkim bardzo ja lubilem.

- Moze powstrzymaj sie od takich stwierdzen - zaproponowalem markotnie. - Nie jestem jeszcze… gotowy.

- To znaczy, ze na darmo wlalam w siebie to wino? - Usmiechnela sie figlarnie.

Westchnalem, ale nie skomentowalem. Nie chcialem urazic mojej towarzyszki, ktora najwyrazniej byla na lekkim rauszu. Nigdy dotad tak sie nie zachowywala, gdybym jej nie znal, pomyslalbym, ze ze mna flirtuje. Widzac moja mine, Malgorzata przeprosila natychmiast, jak sie zdawalo, autentycznie zaklopotana swoim postepowaniem. Nie chcialem, zeby pomyslala, ze sie na nia gniewam, wiec zaprosilem ja do siebie.

Wychodzac, minelismy stolik Wieleckiej. Pani doktor popijala aperitif, bebniac po blacie palcami, najwyrazniej na kogos czekala. Wygladalo na to, ze na prozno. Delikatnym pchnieciem skierowalem Malgorzate ku wyjsciu, a sam usiadlem bez pytania naprzeciwko swojej niedoszlej sympatii. Spojrzala na mnie z zaskoczeniem, do tej pory zawsze zachowywalem sie jak gentleman.

- Zmienilem sie - poinformowalem ja bezceremonialnie. - Jezeli jeszcze raz wywiniesz jakis numer mnie albo komus z moich przyjaciol, doloze staran, zeby cie zniechecic. Radykalnie.

Davidoff opowiedzial mi, jak po starciu z Dzuma Wielecka rozpoczela kampanie plotek, usilujac mnie za wszelka cene zdyskredytowac. Zniszczenia, jakie poczynilismy w sali wykladowej, mialy byc dowodem na moja ostateczna degrengolade. Sprawie ukrecono leb w zarodku, bo w mojej obronie wystapila wiekszosc wykladowcow, a nawet studenci, ale powoli konczyla mi sie cierpliwosc. Wiedzialem, ze takie kobiety jak Wielecka kazdy prawdziwy czy wyimaginowany afront pod swoim adresem traktuja jak zbrodnie przeciwko ludzkosci i nigdy nie wybaczaja. Nie mialem ochoty ogladac sie za siebie przez najblizsze kilka lat i rozmyslac, co znowu knuje tryskajace jadem babsko.

- Dotarlo to do ciebie? - Spojrzalem kobiecie twardo w oczy. - Czy moze chcesz mnie sprawdzic?

Widzialem, jak strach zmaga sie w niej z wsciekloscia. Wreszcie pokrecila glowa - strach zwyciezyl. Wstalem od stolu i podszedlem do czekajacej na mnie przy wejsciu Malgorzaty.

- O czym z nia rozmawiales? - spytala. - Myslalam, ze nie przepadacie za soba?

- Bo nie przepadamy. - Wzruszylem ramionami. - Poprosilem ja, aby przestala mnie podszczypywac, to wszystko.

- Myslisz, ze uslucha?

- Uslucha. - Usmiechnalem sie zimno.

- Gdybym cie nie znala, to chyba bym sie troche wystraszyla. Przez chwile miales taki dziwny wyraz twarzy…

- Zmienilem sie - powtorzylem bezwiednie. - I to chyba nie na lepsze. Po smierci Anny przestalem sie przejmowac konwenansami - odparlem, zapinajac pasy.

Zerknalem dyskretnie na Malgorzate. Wiekszosc kobiet nie lubi, kiedy w ich towarzystwie wspomina sie o innych… znajomosciach. Mialem to gdzies. Nie mialem zamiaru sie umartwiac, ale wiedzialem tez, ze Anna pozostanie czescia mojego zycia. Na zawsze. Jednak moja rozmowczyni nie wygladala na urazona, pokiwala z powaga glowa.

- Rozumiem - powiedziala.

Co dziwne, mialem wrazenie, ze rzeczywiscie to rozumie.

Вы читаете Chorangiew Michala Archaniola
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату