- Czy sa jakies pytania, wnioski, protesty zawodnicze? - spytalem.
Reke podniosl chudy, kudlaty chlopak w koszulce z Che Guevara.
- Nie moge sie zgodzic z panem doktorem odnosnie do stosowania terroru indywidualnego przez komunistow w okresie miedzywojennym - powiedzial. - W wielu podrecznikach podkresla sie, ze czegos takiego nie bylo.
- Te podreczniki pochodza sprzed 1989 roku i pomijajac fakt, ze sa przesiakniete ideologia, nieco sie zdezaktualizowaly - wyjasnilem. - Przeciez wie pan doskonale, ze mozna wymienic sporo przykladow partyjnego terroru, skierowanego zarowno przeciwko przedstawicielom polskich wladz, jak i prawdziwym lub rzekomym konfidentom policji.
- Z tymi kapusiami to mogla byc inicjatywa oddolna - zripostowal.
- Raczej nie - odparlem z lekka ubawiony. - Prosze posluchac, to z kilkustronicowego maszynopisu znalezionego podczas akcji likwidowania sekretariatu Komitetu Centralnego KPP u Marjem Bernikier w Warszawie, w grudniu 1932 roku:
Chudy student zamyslil sie gleboko.
- A tortury? Moze chodzilo o przeciwdzialanie torturom? Stad taka nagonka na kablujacych? Bo przeciez komunisci ponosili ciezkie straty, pod koniec lat dwudziestych aresztowania wrecz demolowaly ich organizacje.
- Ciekawa teza - przyznalem. - Trudno jednoznacznie stwierdzic, czy w pojedynczych przypadkach nie stosowano… ekhmm… nieco intensywniejszej perswazji, ale teoria, ze dzialalnosc kontrwywiadowcza przedwojennych polskich sluzb specjalnych opierala sie na torturach, jest raczej nie do obrony.
- A to niby dlaczego? - rzucil agresywnie. - Bo owczesne wladze temu zaprzeczaly?!
- Nie tylko dlatego - odparlem cierpliwie. - Gdyby cos takiego istnialo, to nie sadzi pan, ze powinno miec odbicie w konkretnych dokumentach? Na przyklad w instrukcjach wydawanych przez komunistow?
Po chwili namyslu skinal glowa. Pogrzebalem w teczce, wyciagnalem notatki.
- Dowod numer jeden, Wysoki Sadzie - oznajmilem z usmiechem. - Dokument datowany na trzynastego grudnia 1931 roku pod tytulem
W
-
- No dobrze, ale jak to sie ma do kwestii tortur? - zapytal moj rozmowca. - I co to jest „technika”?
- „Technika” to lokal, gdzie drukowano roznego typu teksty: nielegalne gazety, broszury, ulotki - wyjasnilem. - Mowilem o tym kilka tygodni temu…
Student odchrzaknal niepewnie.
- Bylem wtedy… eee… niezdrow.
Po sali przebiegl szmer rozbawienia.
- Chodzilo mi o udowodnienie faktu, ze konspiracyjna dzialalnosc komunistow nie byla najwyzszego lotu. Co do samych tortur, to pozwole sobie powolac sie na to samo zrodlo. Wydawaloby sie, ze skoro wobec aresztowanych stosowano przymus fizyczny, powinno to znalezc odzwierciedlenie w instrukcji, ktora zawiera w tytule zwrot „o zachowaniu sie w dochodzeniach”. Jakies wzmianki o heroicznym znoszeniu meczarni w imie klasy robotniczej, odwadze, samozaparciu. Tymczasem nic z tego, mowa jest jedynie o „godnosci rewolucyjnej” i nakazuje sie „za zadna cene nie przyjmowac od szpicla czy prowadzacego sledztwo oficera policji papierosa, bulki czy szklanki herbaty”… O przesyceniu komunistycznych struktur agentami polskich sluzb specjalnych powiem na kolejnych wykladach. Teraz tylko wspomne, ze bylo ich takie mnostwo, ze w niektorych rejonach wydawano zakaz dalszego werbowania konfidentow, gdyz zaczynali oni stanowic trzon miejscowej organizacji partyjnej… Gdyby pan chcial sam przejrzec te akta, to sluze sygnaturami. Wszystkie pochodza z Archiwum Akt Nowych i Centralnego Archiwum Wojskowego - zakonczylem.
Gdy szedlem do wyjscia, rozlegly sie uprzejme oklaski. Niewysoka, szczupla studentka potracila lokciem podrecznik, schylilismy sie po niego jednoczesnie i wtedy poczulem znajomy zapach. Mam wyjatkowo wrazliwy wech, a po zazyciu alchemicznej mikstury wszystkie zmysly wyraznie mi sie wyostrzyly. W ulamku sekundy skojarzylem, skad znam te dziewczyne. Co prawda wielu ludzi uzywa tych samych perfum, ale w polaczeniu z naturalnym zapachem skory daja one wyjatkowy, niepowtarzalny efekt. Przynajmniej dla kogos obdarzonego czulym powonieniem…
Nigdy nie widzialem jej twarzy, ale cwiczylem z nia kilkakrotnie w jednym z osrodkow szkoleniowych polskich sil specjalnych. Czasem trenowali tam agenci operacyjni naszych specsluzb. Granica miedzy silami a sluzbami specjalnymi byla dosc plynna, jako ze sytuacja wymagala w wielu przypadkach scislej wspolpracy. Zgrzytnalem zebami - wygladalo na to, ze ktos mi nie ufa. Mimo iz w czasie sparringow kobieta miala na twarzy kominiarke, bylem pewien, ze to ona.
- Moglaby pani zejsc na dol i poprosic pana Wladzia, zeby wylaczyl ogrzewanie? - poprosilem ja. - Wie pani, to takie drzwi z napisem…
- Wiem, gdzie to jest - odezwala sie siedzaca obok ruda dziewczyna o bladej cerze. - Ale slyszalam, ze pan Wladzio…