- Moge cie o cos spytac? - odezwalem sie po chwili.
Przytaknela.
- Jestes jedna z najbardziej inteligentnych osob, jakie znam, niewiele kobiet dorownuje ci uroda, ale…
- Ja wcale nie jestem ladna - weszla mi w slowo. W jej spojrzeniu dojrzalem nieufnosc.
- Nie, nie jestes ladna - przyznalem. - Jestes duzo wiecej niz ladna. Nie kloc sie z kierowca - uprzedzilem, widzac, ze znowu otwiera usta. - Ale mniejsza o twoja urode. Chcialem spytac, dlaczego zachowujesz sie… - zawahalem sie w poszukiwaniu wlasciwego slowa.
- Jak niedorozwinieta? - poddala z kwasnym usmiechem.
- Dziwnie - sprostowalem. - Robisz blyskawiczna kariere naukowa, facetom przyspiesza tetno w twojej obecnosci, a mimo tego przypominasz w kwestiach… towarzyskich niepewna nastolatke.
- Przyspiesza tetno? - parsknela.
- Tym madrzejszym, posiadajacym silna wole - doprecyzowalem. - Inni po prostu sie slinia…
Bez slowa dotknela mojej szyi, starajac sie nie przeszkadzac w kierowaniu samochodem. Zerknela na zegarek.
- Prawie dziewiecdziesiat - powiedziala ze zdziwieniem.
- Przeciez mowilem - burknalem niechetnie.
- Moze jestes przeziebiony albo…
- Jestem zdrowy jak byk, a moje normalne tetno to szescdziesiat na minute.
- Dosc wolne - zauwazyla. - Uprawiasz jakis sport?
- O ile mozna to nazwac sportem…
Zaparkowalem, obszedlem samochod i otworzylem drzwiczki, pomagajac Malgorzacie wysiasc.
- Meska szowinistyczna - westchnela.
- Nie jestes aby feministka? - zapytalem zaniepokojony.
Rozesmiala sie, a potem oparla na moim ramieniu.
- Nie, ale szkoda, ze nie mogles sie zobaczyc w tym momencie. Byles autentycznie wystraszony - odparla, ocierajac lzy rozbawienia.
Przez kilka minut udawalem uraze. Posadzilem Malgorzate przy stole w najwiekszym pokoju, podalem kawe.
- Feministki to zlo - mruknalem wreszcie z usmiechem. - Zlo przez wielkie „Z”. Ale wracajac do mojego pytania…
- Zawsze jestes taki bezposredni?
- Nie, tylko wtedy, kiedy ktos mnie interesuje. To oszczedza czasu - wyjasnilem. - Odsiewa osoby o zbyt niskiej motywacji.
- Motywacji do czego?
- Do kontynuowania znajomosci.
Wbila wzrok w filizanke z kawa, zakolysala nia odruchowo.
- To chyba dziecinstwo sie na mnie odbija - wyznala, podnoszac na mnie wzrok. - Nie, nic traumatycznego! - powiedziala szybko, gdy zauwazyla moja mine. - Moj ojciec byl dyplomata i przenosilam sie wraz z nim z miejsca na miejsce. Mialo to swoje dobre strony: poznalam kilka jezykow, szkoly, w ktorych sie uczylam, prezentowaly naprawde wysoki poziom, ale przez dlugi czas nie moglam sie z nikim zaprzyjaznic. Moi rowiesnicy… nie zawsze byli przyjaznie nastawieni.
- Wyobrazam sobie! - Wydalem ironicznie usta. - Niech zgadne, celowaly w tym dziewczynki?
- Myslisz, ze byly zazdrosne? - zapytala niepewnie.
- Nie mysle, wiem.
- Tak czy owak, trudno mi teraz nawiazywac blizsze kontakty z ludzmi, no a jesli chodzi o mezczyzn, to mam chyba niska samoocene - przyznala.
- Moze to i dobrze - mruknalem. Usmiechnela sie, ale nie kontynuowala tematu. Przegadalismy kilka godzin, dzielac sie drobnymi sekretami i obmawiajac znajomych z uczelni. O dziwo - odprezylem sie, plotkujac. Dawno nie czulem sie tak dobrze.
* * *
Z bezradnym westchnieniem podwinalem rekawy koszuli i przysunalem sie do otwartego okna. Mimo cieplej, majowej pogody kaloryfery buchaly zarem. Pan Wladzio znowu sie zabawial… Davidoff najwyrazniej nie mial czasu, aby okielznac choc troche sterujacego ogrzewaniem i klimatyzacja szalenca. Od momentu kiedy przeprowadzilismy z panem Wladziem rozmowy dyscyplinujace na temat zaczepiania studentek, obaj mielismy przechlapane.
Powiodlem wzrokiem po sali, jak zwykle od czasu bojki z Dzuma - pekala w szwach. Wolalem sie nie zastanawiac, czy przyczyna nadspodziewanej frekwencji studentow byla chec obejrzenia bohatera ostatniego skandalu, czy tez przekonanie, ze zajec tego akurat wykladowcy lepiej nie opuszczac. Plotka glosila, ze Chuck Norris to przy mnie pikus…
Podsumowalem jeszcze raz glowne tezy wykladu, zerknalem na zegarek.