- Pan Wladzio jest tylko pracownikiem technicznym - przerwalem jej bezceremonialnie. - Choc moze lepiej bedzie, jesli pojda panie obie. A panstwu dziekuje za udzial w zajeciach - zwrocilem sie do studentow.

Tak jak myslalem, natychmiast rzucili sie do drzwi, skutecznie zagluszajac wszelkie ewentualne uwagi na temat pana Wladzia. Zajecia prowadzilem ze studentami pierwszego roku, wiec mialem nadzieje, ze nie znali jeszcze zbyt wielu plotek. Pan Wladzio byl co prawda czarna legenda, ale jego ojciec mial na uczelni spore wplywy, zatem rozmawiano o nim raczej polgebkiem.

Ruszylem zdecydowanym krokiem do swojego gabinetu, a poniewaz skonczylem zajecia na dzisiaj, postanowilem tam poczekac na nieuniknione fajerwerki. Jesli wszystko dobrze pojdzie, za jednym zamachem zalatwie sprawe pana Wladzia i dam do zrozumienia sledzacej mnie panience, co sadze o jej obecnosci na wykladach…

Nie zdazylem nawet wypic herbaty, kiedy rozleglo sie energiczne pukanie i do mojej samotni wszedl dziekan.

- Czemuz zawdzieczam te wizyte, panie profesorze? - zawolalem, podrywajac sie na nogi. - Herbaty? Kawy?

- Moge usiasc? - zapytal. - Musimy porozmawiac.

- Oczywiscie. - Przysunalem mu wygodniejszy z dwoch posiadanych przeze mnie foteli.

- Dlaczego zawsze mam wrazenie, ze pan uprawia wlasna polityke, ktorej nastepstwa musimy ponosic my, maluczcy? - zagail, patrzac w przestrzen.

- Alez panie profesorze! - Zamrugalem niewinnie. - Co tez pan…

Przerwal mi zdecydowanym gestem.

- Pan Wladzio zostal przewieziony do najblizszego szpitala na urazowke - poinformowal zjadliwym tonem. - Szesc wybitych zebow, reka zlamana w lokciu, do tego wywichniety bark i kupa siniakow… Jakby tego bylo malo, profesor Oszerko ma zamiar zalozyc sprawe przeciwko tej studentce, ktora pobila mu syna. A to moja studentka - warknal, przypatrujac mi sie zlowrogo. - Nie zostawie jej na pastwe losu, bo obaj wiemy, kto w tym zajsciu byl strona agresywna, wiec sila rzeczy zmusil mnie pan do konfrontacji z Oszerka. Jesli przegramy, bede mial jeszcze jednego wroga, w moim wieku czlowiek sie powoli do tego przyzwyczaja, jednak dla tej dziewczyny moze to oznaczac koniec studiow na naszej uczelni. Pomyslal pan o tym?! I prosze mnie nie przekonywac, ze poslal pan ja tam przypadkiem!

- Nie poslalem jej tam przypadkiem - przyznalem. - Jednak jesli to, co teraz powiem, wyjdzie poza ten gabinet, wszystkiemu zaprzecze.

- Slucham - rzucil szorstko dziekan.

- Pan Wladzio coraz bardziej… przekraczal granice normalnosci. I nikt z tym nic nie zrobil. Moge skonczyc? - spytalem, widzac, ze ma zamiar mi przerwac.

Opadl na fotel z westchnieniem.

- Ani pan, ani rektor, ani nawet profesor Davidoff.

- Dlaczego akurat Davidoff? - obruszyl sie moj rozmowca. - Przeciez to nie nalezy do jego obowiazkow.

Milczalem przez chwile, zastanawiajac sie, ile moge powiedziec.

- Jako dziecko profesor Davidoff przezyl kilka lat na ulicy - powiedzialem. - A rosyjska ulica to nie bajka… On wie, jak sie czuje ktos bezsilny. Dlatego jest moze bardziej uwrazliwiony na takie sprawy. Gdyby pan Wladzio trafil na jakas niesmiala dziewuszke z prowincji, mogloby to sie skonczyc nieciekawie.

- Przeciez Davidoff nie ma zadnej konkretnej wladzy na uczelni! Owszem, jest bardzo wplywowy, ale…

- No wlasnie: ale… - mruknalem. - Balem sie, ze zalatwi to lyzka do opon.

- Czym? - nie zrozumial dziekan.

Zrelacjonowalem mu zajscie na parkingu dokladnie i bez zadnych upiekszen.

- Mysli pan, ze Davidoff bylby zdolny…

- Nie mysle, wiem - ucialem. - Dlatego wyslalem tam te dzieweczke. Wraz z kolezanka, aby miala swiadka.

- Wszystko rozumiem - odparl dziekan zdegustowany. - Jednak jak pan mogl narazic te dziewczeta? Przeciez ten wariat mogl je pobic! No i nie wyobraza pan sobie chyba, ze taki drobiazg jak obiektywny swiadek zajscia powstrzyma profesora Oszerke? To pieniacz!

Usmiechnalem sie z rozmarzeniem.

- Nie bedzie zadnej sprawy sadowej - poinformowalem z bloga mina. - Najdalej jutro Oszerko wycofa sie z tego i najprawdopodobniej zabierze synalka z uczelni.

- Akurat! - prychnal dziekan. - Juz to widze!

- Moze maly zakladzik, panie profesorze? - zaproponowalem. - Powtarzam: jutro Oszerko wycofa oskarzenie. Bardzo szybko wycofa…

Moj gosc demonstracyjnie wywrocil oczyma.

- Chyba odchodzimy od tematu - zauwazyl.

- Ta studentka jest przeszkolona w zakresie walki wrecz. Wiedzialem o tym. Brala udzial w realnych starciach, pan Wladzio to dla niej betka - oznajmilem beztrosko. - Na uczelni wykonywala zapewne jakies zadanie, byc moze chodzilo o przekrety finansowe albo narkotyki?

Dziekan leniwie uniosl brwi.

- Przekrety? Wiedzialbym o tym. O narkotykach tez. A teraz moze powie pan prawde? - zaproponowal.

- Nie znam prawdy - odparlem niechetnie. - Byc moze, ale tylko byc moze, ze mnie sledzila…

Вы читаете Chorangiew Michala Archaniola
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату