- Dlaczego mialaby pana sledzic?

- Mam kontakty z silami specjalnymi, prowadze dla nich wyklady z zakresu cybernetyki. Mogli uznac, ze cos mi zagraza, albo po prostu mnie sprawdzac.

- Sprawdzac?

Sapnalem ze zniecierpliwieniem - trudno wyjasnic komus z zewnatrz, jak wyglada swiat tajnych sluzb i sil specjalnych.

- No, na przyklad, czy nie jestem namierzany przez obcy wywiad, czy nie przekazuje wrogom informacji… - wycedzilem przez zacisniete zeby.

- Rozumiem, ze dochodzimy do sedna. - Pokiwal glowa dziekan. - Zapewne nie byl pan zachwycony faktem inwigilacji i postanowil upiec dwie pieczenie na jednym ogniu…

- Troche pan to trywializuje, profesorze, ale z grubsza o to chodzilo.

- Wiec Oszerko…

- Oszerko zostanie poproszony o wyjasnienie, dlaczego jego syn zaatakowal agenta operacyjnego na sluzbie. Pan Wladzio takze bedzie musial sie gesto tlumaczyc, oczywiscie gdy juz dojdzie do siebie… Byc moze powstana watpliwosci, czy to naprawde byl przypadek. Zbadaja zyciorys pana Wladzia, a i sam profesor znajdzie sie pod lupa. Nie, Oszerko nie bedzie robil zadnych klopotow, bedzie wspolpracowal. I moze wreszcie zabierze sie za syna…

- Moze, moze… - mruknal z roztargnieniem dziekan. - Ale ta studentka, czy nie dowiedzialem sie za duzo? Ja nie wyglaszam wykladow dla komandosow.

- Niech sie pan nie martwi, najwyzej bede musial pana zabic.

- Doktorze Korpacki! - przywolal mnie do porzadku.

- Widzial ja pan? - spytalem.

- Tak, rozmawialem z nia zaraz po tym zajsciu.

- Prosze ja opisac - zazadalem.

- Okolo dwudziestu pieciu lat, szczupla, ale nie chuda. Czarne krotkie wlosy - dodal po zastanowieniu.

- Twarz?

- Zwyczajna - odparl niepewnie.

- Juz jej pan nie zobaczy - poinformowalem. - Pewnie wyszla z uczelni, zdjela peruke, zmyla makijaz i zmienila sie tak, ze zaden z nas nie poznalby jej na ulicy. A na to, ze jest zwiazana ze specsluzbami, ma pan tylko moje slowo. Pewnie dostanie pan jeszcze uprzejmy list, informujacy, ze maltretujac pana Wladzia, doznala takiego szoku, ze nie moze wrocic na uczelnie. Ot, i wszystko - zakonczylem, wzruszajac ramionami. - Nie ma dziewczyny, nie ma problemu.

- Teraz moze pan zrobic uzytek z barku - powiedzial dziekan. - Naprawde cos mi sie nalezy od zycia, a jestem juz po pracy.

- Zostalem ulaskawiony?

- Ulaskawiony? Zdecydowanie nie. Otrzyma pan szanse, nic wiecej.

Otworzywszy barek, od razu zauwazylem nowa butelke, zapewne Davidoff odwdzieczyl sie za wodke od alchemika. Ardbeg 1976. Cmoknalem z uznaniem, Rosjanin mial gest. Ardbeg to destylarnia zalozona w 1815 roku przez rodzine Mac Dougall. W 1976 roku do dwoch beczek po sherry wlano wyjatkowo udana partie whisky. Kiedy dojrzala, otrzymano niecale tysiac butelek trunku. Ardbeg 1976 nie zostala rozcienczona przed butelkowaniem i zawiera ponad piecdziesiat procent alkoholu, nie zostala tez przefiltrowana na zimno, co oznacza, ze w jej zapachu i smaku odnalezc mozna pozostalosci ze wszystkich etapow produkcji: drobinki miedzi z alembikow, drewno z kadzi fermentacyjnych wykonanych z oregonskiej sosny czy wreszcie z debowych beczek. Ardbeg 1976 to legenda.

Rozlalem trunek do szklanek, nie dolewajac wody, ani nie dodajac lodu, co byloby profanacja. Wypilismy. O moje podniebienie rozbila sie fala ognia o posmaku dymu torfowego i morskiej soli, zapachnialo dzika mieta, kwitnacym wrzosem i drewnem sandalowym.

- Niech pan przeprosi te druga studentke, byla wyraznie zdenerwowana - polecil duzo przyjazniejszym tonem dziekan.

- Oczywiscie - przytaknalem. - Dolac panu?

- Chyba nie powinienem, alkohol tej klasy…

- Kiedys go trzeba wypic - odparlem obojetnie. - Za jakis miesiac bede mogl pana poczestowac wodka destylowana wedlug starego, alchemicznego przepisu.

- Apage satanas - jeknal dziekan, podsuwajac mi szklanke.

* * *

Dopadla mnie na stacji benzynowej, tuz przed wioska alchemika. Wyszla zza jednego z dystrybutorow, kiedy odliczalem pieniadze za benzyne. Przytulila sie do moich plecow, wykrzykujac halasliwie slowa powitania na uzytek krecacych sie wokol ludzi. W kregoslup wbila mi lufe pistoletu.

- Do samochodu! - rozkazala. - I zadnych glupstw, znasz procedury.

Znalem. Zasiadlem na miejscu kierowcy, otworzylem tylne drzwi, w lusterku widzialem tylko bujna blond peruke i wielkie, ciemne okulary.

- Jedz tam, gdzie miales jechac - polecila. - Potem porozmawiamy.

Poslusznie ruszylem w kierunku pobliskiej wioski, obie rece trzymalem na kierownicy, ale delikatnymi ruchami

Вы читаете Chorangiew Michala Archaniola
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату