barkow odchylilem nieco pole marynarki, szykujac sie do blyskawicznego wyjecia noza. Jesli bedzie trzeba. Nie wyczulem w kobiecie agresji, ale byc moze zabijala na zimno, bez emocji…
Kiedy przejezdzalismy przez mlody sosnowy lasek, zwolnilem do czterdziestu kilometrow, szykujac sie do naglego ataku - mialem nadzieje, ze kiedy zdejme dlonie z kierownicy, samochod utknie wsrod niezbyt jeszcze wyrosnietych drzew. Jesli nie, coz… wszystko bylo lepsze niz zdanie sie na laske uzbrojonej wariatki. Wtedy poczulem znajomy zapach - to byla moja „studentka”.
Odetchnalem. Zmienila wyglad, ale najwyrazniej nie pomyslala o perfumach. Dodalem gazu i po paru minutach zajechalem pod wiejska restauracje.
- Hej! - zawolala. - Co ty sobie wyobrazasz?!
- Wylaz! - warknalem. - I nie strasz mnie wiecej. O malo co nie zarobilas nozem.
- Przepraszam najmocniej. - Wydela ironicznie usta. - Powinnam ci od razu powiedziec, ze to nie jest proba gwaltu.
Zlapalem dziewczyne za reke i wciagnalem do knajpy. Trzech mezczyzn o wygladzie meneli konsumowalo cos na ksztalt bigosu, zapijajac go obficie wodka. Tuz przy wejsciu siedziala z obojetna mina tlusta kobieta w niespecjalnie czystym fartuszku kelnerki.
- Czy naprawde nie mozemy pogadac gdzie indziej? Moja towarzyszka zmierzyla przestraszonym spojrzeniem niezbyt wytworne wnetrze.
- Pamietaj, ze jestes twardym, wyszkolonym zawodowcem, ta swiadomosc ci pomoze - odparlem kpiaco.
- Ale nie wiem, czy bylam szczepiona na wszystkie choroby zakazne, a nie wyglada na to, zeby tu ktos zawracal sobie glowe higiena - odparowala.
- Panstwo zycza? - Strzepnela brudna scierka kelnerka.
- Dwie butelki wody mineralnej. Nieotwarte - zadysponowala blondynka.
Usiadlem przy jednym z wolnych stolikow, odruchowo sadowiac sie twarza do wejscia; stolik byl dwuosobowy, a krzesla ustawiono naprzeciwko siebie, „studentka” musiala wiec sila rzeczy zajac miejsce
Kelnerka z loskotem postawila przed nami zamowiona wode mineralna i dwie szklanki. Na oko nawet czyste. Podziekowalem jej usmiechem i uregulowalem rachunek. Nikt nie zglosil zastrzezen odnosnie do mojego szowinistycznego zachowania.
- No wiec? - Spojrzalem w oczy siedzacej naprzeciwko dziewczynie. - Co to ma znaczyc?
Przez moment wygladala na zmieszana.
- Chodzi o rutynowa dzialalnosc kontrwywiadowcza - poinformowala. - W koncu zadawales sie z tymi Rosjanami, a jednej panience nawet zaoferowales goscine. Sprawdzalismy, czy nie jestes sledzony, no i przeczesalismy twoj dom na obecnosc pluskiew.
- Myslisz, ze Koszka zalozylaby mi podsluch?!
- Nie wiem - odparla rozsadnie. - Nie znam laski. Co prawda na razie jest tylko studentka akademii FSB, ale mogles byc jej praca dyplomowa…
Zacisnalem usta, jednak nie podjalem klotni, moja rozmowczyni miala racje: interesy Polski i Rosji momentami mocno sie rozmijaly. Sadzilem, ze Rosjanie mi ufaja, lecz bylo wiecej niz pewne, ze podjeli podobne srodki ostroznosci wobec osob, z ktorymi sie u nich stykalem. Takie byly zasady gry.
- No dobrze, ale po cholere ten napad?! Malo brakowalo, a ktores z nas by oberwalo.
- Wkurzyles mnie na uczelni - przyznala. - Chcialam sie odegrac.
- Jesli chodzi o pana Wladzia, to…
- Nie - przerwala mi energicznie. - Chodzi mi o to, ze mnie zdemaskowales. Do teraz nie moge pojac, w jaki sposob.
- Perfumy - mruknalem. - Mam bardzo czuly wech.
Nie mialem zamiaru nikogo informowac, ze moje zmysly uwrazliwily sie po wypiciu alchemicznej mikstury. Podobnie jak wzrosla wydolnosc organizmu. Po powrocie z Rosji sprawdzilem to wielokrotnie.
- A wiec to tak. - Pokiwala glowa w zamysleniu. - Nie przyszlo mi to do glowy.
- Teraz juz wiesz - ucialem.
- W takim razie bede sie zbierac - zadecydowala. - A tak w ogole po co tu przyjechales? - zainteresowala sie nagle.
- Do znajomego, mamy wspolne hobby - wyjasnilem. - Alchemia i takie tam…
Nie wygladala na zaskoczona, najwyrazniej cieszylem sie opinia ekscentryka. Pozegnalismy sie krotko i pare minut pozniej pukalem do domu alchemika. Psy mnie nie obszczekaly, oba zachowywaly bezpieczny dystans.
Mezczyzna nawet nie podniosl sie na moj widok. Siedzial za stolem laboratoryjnym zastawionym sprzetem alchemicznym i wachal cos z niepewna mina.
- Dobrze, ze pan przyjechal - odezwal sie z roztargnieniem. - Moze pan sprobuje?
Wyciagnal w moja strone niewielki szklany flakonik.
- Co to takiego? - spytalem nieufnie.
- Perfumy. Kiedys zaproponowal mi pan, zebym sie za to wzial.