- Pamietam. W czym problem?

- Trudno mi ocenic, czy sie udalo - stwierdzil niezdecydowanym tonem. - Przygotowalem baze, ktora reaguje z kropla ludzkiej krwi. Pewnie wystarczylaby odrobina jakiegokolwiek plynu fizjologicznego, ale krew jest najbardziej… wyrazista. Efektem ma byc indywidualnie dobrany zapach. Podejrzewam, ze moze byc afrodyzjakiem. - Zaczerwienil sie wyraznie.

- Na jakiej podstawie pan tak sadzi? - Zmierzylem go uwaznym spojrzeniem.

- Prosze najpierw samemu ocenic - poprosil. - Moze sie myle…

Wzialem buteleczke, powachalem.

- Czuje zapach siana, dobrze wygarbowanej zwierzecej skory, pizmo, moze jeszcze mech? - stwierdzilem w zadumie. - Ciekawy zapach, tylko troche… ekhmm… niemeski. Nie, to nie tak - poprawilem sie natychmiast. - Meski, ale jakis taki… zniewiescialy?

Olbrzymi mezczyzna przytaknal ponuro.

- Na to wyglada - przyznal. - Troche zostalo mi na dloniach, a kiedy poszedlem do sklepu, w pogon za mna ruszyl nieznany mi blizej przejezdny, bardzo przystojny pan. Wydawalo mu sie, ze znalazl milosc swojego zycia…

Z trudem zachowalem powage.

- Ale nie jest pan gejem?

- Nie! - warknal, piorunujac mnie wzrokiem. - Mysle, ze ma to zwiazek z trybem zycia, moze z czestotliwoscia kontaktow z kobietami? Gdyby pan zechcial dodac krople krwi do drugiej probki…

Z trudem opanowalem nerwowy skurcz miesni twarzy.

- Od czterech miesiecy nie mam zadnych kontaktow z kobietami - powiedzialem, starajac sie mowic spokojnym, rownym glosem. - Szkoda marnowac te substancje. Jednak jesli pan chce, moge wyprobowac troche na jakiejs znajomej.

Skinal glowa, wydajac nieartykulowany pomruk - jak zwykle uprzejmy do szalenstwa i komunikatywny…

Wracalem do Krakowa, wiozac nowy zapas alchemicznej wodki i kilka buteleczek z perfumami, choc moze nalezaloby powiedziec - potencjalnymi perfumami. Znowu dopadly mnie ponure mysli - kiedys zamierzalem zrobic Annie niespodzianke, podarowac perfumy, jakich nie mogla kupic w najbardziej nawet ekskluzywnym sklepie. Teraz… Zatrzymalem samochod na poboczu, gdy wzrok zasnuly mi lzy. Nie wiedzialem, czy bardziej zaluje, ze umarla, czy ze musze zyc bez niej. Ludzki egoizm ujawnia sie najczesciej w sytuacjach ekstremalnych, jest wowczas wyraznie widoczny, znikaja wszelkie pozory, tracimy tendencje do samooszukiwania. Bylem wsciekly na Anne, ze mnie zostawila. Czulem irracjonalny, niemal dzieciecy gniew. Oczywiscie wiedzialem, ze to nie wszystko - moja zlosc byla podszyta uczuciami, w ktore nie chcialem sie nawet wglebiac. Balem sie. Swiadomosc, ze tak wiele moze zalezec od innej istoty - przerazala.

Przez reszte drogi koncentrowalem sie na glebokim, przeponowym oddychaniu, dojechalem do domu spokojny, choc nadal w minorowym nastroju. Czas, pomyslalem smetnie. Tylko uplyw czasu moze zmienic te sytuacje. Tak przynajmniej mowia, mialem nadzieje, ze to prawda.

* * *

Z samego rana odebralem dwa telefony: jeden od Dzumy, drugi od Magika. Glos brata Anny dobiegal mnie niewyraznie, jakby przez sciane. Po raz pierwszy tez uslyszalem w nim nerwowe nuty. Dzuma informowal mnie, ze byc moze niedlugo beda potrzebne moje uslugi jako, jak sie wyrazil, „Chorazego”. Cala sprawa miala wiazac sie z wyjazdem za granice. Mimo moich naciskow nie powiedzial nic wiecej, poinformowal jedynie, ze byc moze kwestia stanie sie nieaktualna, o ile poskutkuja dzialania „bardziej konwencjonalne”. Jednak mowil to bez specjalnego przekonania, zanim zdazylem poprosic go o konkrety, rozlaczyl sie i nie odpowiadal na proby kontaktu z mojej strony.

Informacja od Magika byla jeszcze bardziej zwiezla.

- Pamietasz, co ci mowilem ostatnio o tych narkotykach? - spytal Ihor.

- Tak.

- Siedemnasta pietnascie, dzisiaj, lotnisko w Warszawie. Australijskie linie lotnicze, lot Delhi - Warszawa via Wieden. Za chwile przesle ci faksem fotografie i numer lotu - rzucil ostrym tonem. - Pomyslnych lowow - zakonczyl rozmowe.

Podszedlem pospiesznie do faksu, niecierpliwie czekalem, az maszyna wypluje zdjecie. Przedstawialo mloda Hinduske w sari, druga kartka zawierala szczegoly dotyczace lotu.

- Szlag… - wymamrotalem.

Normalnie zadzwonilbym do Marka, ale wiedzialem, ze jest chwilowo niedostepny, wraz z niemal cala obsada CGR uczestniczyl wlasnie w kursie szkoleniowym w tropikach. Moglem oczywiscie przekazac sygnal odpowiednim sluzbom i nie zawracac sobie tym glowy, jednak podejrzewalem, ze pod nieobecnosc Marka natrafi on na entuzjastow w rodzaju pulkownika Rucki, ktorzy oleja go z zimna krwia. Nie wiedzialem tez, czy przekazanie mi wiadomosci o planowanym przemycie nie bylo dla Magika w mniejszym czy wiekszym stopniu ryzykowne, a jesli zorientuje sie, ze nic nie zrobilem w tej kwestii, nastepnej informacji nie bedzie… Sprawa byla tym wazniejsza, ze wydawalo sie watpliwe, aby Ihor zawracal mi glowe jakimis detalistami.

Zastanowilem sie chwile - Marek i jego chlopcy byli nieuchwytni, Anton nadal przebywal w Rosji, zostawal tylko Sasza. Sek w tym, ze nie znalem go zbyt dobrze. Potrzebowalem jakiegos wsparcia, ale tez kogos, kto bedzie scisle wykonywal moje polecenia, dzialajac samodzielnie, w zasadzie wykraczalismy poza granice prawa. Ostatnie, czego bym sobie zyczyl, to jakas afera spowodowana nadmiernym… entuzjazmem. Z drugiej strony, mimo iz Sasza odgrywal przewaznie role wiejskiego glupka, gdyby byl naprawde narwany lub mial problemy z subordynacja - na pewno nie sluzylby w Specnazie. Tak czy owak, nie mialem wielkiego wyboru…

Zadzwonilem z automatu: jak konspiracja, to konspiracja. Co prawda, gdybym byl namierzany przez zawodowcow, w niczym by mi to nie pomoglo, ale odrobina ostroznosci jeszcze nikomu nie zaszkodzila. Kiedy Sasza podniosl sluchawke, przedstawilem mu zwiezle sprawe, uzywajac dosc ogolnikowych stwierdzen. Jesli sie zgodzi, o detalach pogadamy osobiscie.

- Spotkamy sie za godzine na lotnisku - zdecydowal. - Jesli chcemy zdazyc, musimy natychmiast leciec do

Вы читаете Chorangiew Michala Archaniola
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату