Potrzebowala ciemnosci. Tak bylo juz od dziecka, od tamtego dnia, kiedy zabila Gornara. Inne dzieci, kiedy sie baly, szukaly swiatla. Ona zas — najgestszych ciemnosci.
Kiedy Jenna wreszcie zamknal okiennice i opuscil pokoj, Dubhe sprobowala podniesc ramie i pomacac sobie plecy. Nie udalo jej sie. Byla bardzo slaba. Nigdy dotad nie byla ciezko ranna przynajmniej nigdy tak jak teraz. Usilowala skoncentrowac sie na swojej ranie, chciala jak zwykle przeanalizowac stan swojego ciala, aby sie dowiedziec, jak z nia zle. Starala sie tez rozeznac w sytuacji i zrozumiec, jak dotarla z polany az do Jenny. Wszystko na nic. Jej umysl kurczowo trzymal sie tych kilku minut, w ciagu ktorych cos, co jednoczesnie bylo nia sama i bylo jej obce, wzielo w posiadanie jej rece i spowodowalo, ze dokonala rzezi.
Pierwsza lza splynela jej po policzku bez zadnego dzwieku. Przez te wszystkie lata juz zapomniala, jak to sie robi. Potem zaczela szlochac w lozku jak dziecko, az w koncu placz stal sie bardziej gwaltowny i pozbawiony wszelkiej nadziei.
Jenna sluchal pod drzwiami.
Dopiero wieczorem Jenna osmielil sie wejsc. Uchylil powoli drzwi i Dubhe zobaczyla jego sylwetke rysujaca sie w swietle paleniska.
— Moge?
— Wejdz.
Co prawda juz wczesniej zmusila sie do powstrzymania lez, ale dobrze wiedziala, iz Jenna bez trudu zrozumie, ze plakala.
Chlopak podszedl do niej i postawil na ziemi tace z posilkiem. Pokoj wypelnil zapach cieplego, domowego jedzenia.
Jenna zapalil swieczke.
— Zaraz sobie pojde, ale musze sprawdzic, co z twoja rana.
— Dobrze — zgodzila sie potulnie Dubhe.
Jenna przez kilka chwil patrzyl na jej twarz, ale nic nie powiedzial.
Jego wprawne dlonie podniosly przykrycie oraz szaty i dotknely jej plecow.
Zamknela oczy. Zaczely ja dreczyc odlegle i bolesne wspomnienia.
Jednoczesnie pojawily sie obrazy z czasow jej szkolenia i mysli o zabijaniu, ktoremu na zawsze powiedziala „nie”, a ktore jednak wciaz ja przesladowalo.
Nagly bol wstrzymal tok jej mysli. To gaza przywarla do rany.
Jenna przerwal ogledziny.
— Przepraszam, niestety, nie ma innego wyjscia.
— Co mi jest? — spytala Dubhe.
— Juz ci mowilem. Masz duze rozciecie biegnace od prawej lopatki po kraniec lewej. Gdyby bylo choc troche glebsze, juz bys nie zyla. Na szczescie jednak jest powierzchowne, ale kiedy tu przyszlas, bylas cala we krwi.
Poczula ucisk w zoladku, a przed jej oczy znow wdarl sie gwaltownie obraz rzezi na polanie.
— Stracilas mnostwo krwi i to martwi mnie bardziej niz sama rana.
— Posiadasz tez umiejetnosci kaplanskie? — Dubhe chciala byc sarkastyczna, ale kiepsko jej to wyszlo.
— Malo znam sztuke kaplanow. Trzeba bedzie ktoregos z nich wezwac…
— Nie! Jenna zastygl.
— Pomysl rozsadnie: to prawda, zszylem cie, ale ja jestem rzeznikiem, a rana moze sie zainfekowac…
— Nie chce, zeby ktokolwiek inny wiedzial o tej sprawie. Pojdziesz do Toriego.
— Do kogo?
Dubhe wyjasnila mu wszystko i powiedziala ze szczegolami, o co ma zapytac i o co poprosic. — Opisz mu dokladnie sytuacje, ale w zadnym wypadku nie podawaj mojego imienia.
— Ale dlaczego mialbym…
— Bo ja ci tak mowie.
Jenna nie mial wyjscia, musial sie zgodzic. Wyszedl.
Dubhe wychylila sie, zeby zobaczyc, co lezy na tacy. Miska pelna zupy jeczmiennej, kawalek chleba i pol pozolklego jablka. Prawdopodobnie bylo to wszystko, co Jenna mial w domu. Wiedziala ze musi jesc, jezeli chce szybko wrocic do zdrowia.
Popatrzyla na tace. W jej oczach brazowawa ciecz zamienila sie w miske wypelniona krwia. Odwrocila wzrok z obrzydzeniem.
— Wczoraj wieczorem ci odpuscilem, ale teraz musisz cos zjesc.
Niewatpliwie Jenna mial racje, ale Dubhe wydawalo sie, ze wszystko ma duszacy zapach krwi. Teraz jednak czula sie lepiej. Fizycznie, a przede wszystkim duchowo.
Noca jeden koszmar przechodzil w drugi, dziewczyna wstrzasala goraczka. Byly to piekielne godziny, ale potem poczula sie lepiej.
Z wielkim wysilkiem udalo jej sie obrocic i oprzec plecami o lozko. Wziela z rak swojego gospodarza miske z mlekiem. Kiedy tylko zapach dotarl do jej nozdrzy, poczula, ze zoladek jej sie gwaltownie kurczy. W ustach miala jeszcze smak przypominajacy jej chwile, kiedy ugryzla kupca.
Zamknela oczy, zmusila sie, zeby nie wdychac tlustego zapachu mleka i wypila wszystko jednym haustem.
— No, grzeczna, taka cie lubie. Nie bardzo tylko rozumiem, dlaczego ciagle masz problemy z zoladkiem… — powiedzial Jenna.
— Byles u Toriego?
Jenna przytaknal i podniosl sie. Poszedl do drugiego pokoju i wrocil stamtad z wielka butla wypelniona zielonkawa, oleista ciecza.
— Dal mi to i kazal smarowac tym rane trzy razy dziennie.
Oliwa z oliwek i sok z osmialu. Znala te miksture — gdyby poprzedniego wieczoru byla nieco bardziej przytomna, sama moglaby wytlumaczyc Jennie, jak ja przygotowac.
— Powiedzial ci, ile czasu potrzeba?
— Trzy, cztery dni, zanim bedziesz mogla wstac, a potem tydzien, az rana sie zagoi. Mysle, ze za dziesiec dni bede mogl wyjac ci szwy.
Dubhe powstrzymala gest irytacji. To za dlugo. Pierwsza, najpilniejsza sprawa bylo zrozumienie, co jej sie stalo w lesie. Co wydarzylo sie w ciagu tych kilku strasznych minut? Kim byl duch, ktory ja posiadl? I dlaczego?
Dubhe zaczela wstawac juz trzeciego dnia. Jenna na wszystkie sposoby probowal ja od tego odwiesc, ale dziewczyna byla nieugieta. Bylo jasne jak slonce, ze te sciany sa dla niej za ciasne i ze nie moze sie doczekac, kiedy bedzie mogla sobie pojsc.
— Nie wydaje mi sie, zebym cie zle traktowal… A moze sie myle? — probowal Jenna, ale Dubhe nie odpowiadala. Nie to bylo powodem. Nie mogla sie do nikogo przywiazac z powodu swojej natury mordercy oraz dlatego, ze wiecznie uciekala. To, co wydarzylo sie na polanie, jeszcze bardziej powiekszylo przepasc pomiedzy nia a kimkolwiek na swiecie.
Pewnego dnia Jenna wrocil w dziwnym nastroju. Kiedy tylko wszedl do domu, wbrew swoim zwyczajom nie poszedl do niej, ale zajmowal sie swoimi sprawami w drugim pokoju. Pora kolacji uplynela w calkowitym milczeniu.
Dubhe nie przejela sie tym. Juz postanowila, ze nastepnego dnia odejdzie, a takie zachowanie tylko ulatwialo jej sprawe.
Poszli do lozek otuleni ciazaca cisza. Dubhe lezala w ciemnosciach juz kilka minut, kiedy nagle zobaczyla sylwetke Jenny rysujaca sie w otwartych drzwiach.
— Slyszalem dzisiaj pewna historie. Wszyscy w miescie o tym mowili.
Dubhe nie poruszyla sie.
— W lesie znaleziono czterech mezczyzn. Dubhe nie mogla wydobyc slowa. Zacisnela dlonie na kocu. Poczucie trwogi schwycilo ja za gardlo.