powod.

— Z tego, co mowisz, tylko jego sztylet laczyl go z Gildia, a przeciez mogl go ukrasc.

— Jestem pewna, ze byl jednym z nich. Ta zwinnosc, otrzymal szczegolne przeszkolenie… to samo, co ja — zakonczyla Dubhe z pewnym wahaniem.

Tori potrzasnal glowa.

— Nie, nie masz prawdziwych dowodow. A poza tym pomysl, Gildia wysyla przeciw tobie nowicjusza, skazujac go na pewna smierc, i powiedzmy, ze robi to, aby wstrzyknac ci trucizne. Jednak ta trucizna nie zabija cie od razu. I do tego momentu wszystko mogloby byc jeszcze prawdopodobne, chociaz nie rozumiem, dlaczego mieliby zabijac cie powoli. Ale przypuscmy nawet, ze ma to cos wspolnego z ich dziwnymi rytualami. Absurdalne jest to, ze poczulas sie zle po trzech dniach od ataku, i to tylko przez kilka minut. Potem wszystko mija i czujesz sie lepiej niz kiedykolwiek. Nie wydaje ci sie to co najmniej smiesznym sposobem na pozbycie sie nieprzyjaciela? A poza tym, czyz Gildia nie szuka cie z innych powodow?

Dubhe wbila wzrok w ziemie. Tori mial racje, ale w tej historii bylo cos, czego do konca nie rozumiala.

— No to jak wytlumaczysz ten moj atak?

— Zmeczenie. Czy sie myle, czy to zadanie dostalas zaraz poprzednim? Zmeczenie, brak snu, te rzeczy. Albo jakis wasz kobiecy problem. Wydaje mi sie to o wiele bardziej racjonalnym wytlumaczeniem niz spisek.

Nie, to nie tak, cos sie nie zgadza.

— A zabojca?

— To pewnie przyglupi chlopaczek naslany przez jakiegos zoltodzioba. A moze zlodziejaszek, ktory postanowil wykluczyc cie z gry. Ktory zapomnial nalozyc na igle trucizne.

Tori przez chwile przygladal sie Dubhe.

— Sluchaj, jezeli naprawde chcesz sie uspokoic, pokaz mi te rane.

Dubhe podciagnela rekaw. Wlasnie zdala sobie sprawe, ze nie patrzyla na nia od tamtego wieczoru.

W slabym swietle swiecy skora wydala jej sie jeszcze jasniejsza. Tori z pewna szorstkoscia uniosl jej ramie i zaczal przygladac mu sie z uwaga.

W miejscu, gdzie igla wbila sie w cialo, zostala kropka zaschnietej krwi. Wokol tego jakby ciemniejszy cien, nieco kolisty, troche odsuniety od wlasciwej rany. Bylo to cos w rodzaju siniaka z jasniejszymi i ciemniejszymi miejscami. Dubhe wydawalo sie nawet, ze dostrzega tam jakis rysunek.

Po chwili Tori puscil jej ramie.

— Wszystko absolutnie w normie.

— Nie wydaje ci sie, ze ten czarny znak jest troche niezwyczajny? — Szczerze mowiac, nie przypominam sobie, zebym go miala zaraz po tym, kiedy mnie ukluto. — To tylko siniak, nic wiecej. Dubhe skrzywila sie. Nienawidzila niepewnosci. Tak czy inaczej, Tori powiedzial jej wszystko, co wiedzial. — Bardzo ci dziekuje za pomoc.

— Nie ma za co — usmiechnal sie gnom, po czym klepnal sie reka w czolo i znow zniknal w laboratorium. Wrocil stamtad z mala ampulka wypelniona zielona zawartoscia.

— Co prawda nie jestem kaplanem, ale o ziolach wiem wiecej niz oni. Jezeli to tylko zmeczenie, to to bedzie doskonalym wzmocnieniem. Sprobuj, a zobaczysz, ze poczujesz sie lepiej.

Dubhe wziela ampulke, podziekowala i wyszla.

Teraz powinna byc spokojniejsza. Tak jednak nie bylo. Kiedy jak zwykle starala sie wmieszac w tlum na rynku w Makracie, cos wewnatrz niej sie burzylo. I przerazalo ja.

Czy naprawde byla tylko zmeczona?

Do ostatecznego zakonczenia tej calej historii zostal jeszcze jeden nieprzyjemny obowiazek.

Dubhe byla w zlym humorze juz kiedy udala sie do Ciemnego Zrodla. W dodatku tego wieczoru padalo.

Jakby tego bylo malo, Forra i jego slugus dlugo kazali na siebie czekac, podobnie jak przy okazji ich pierwszego spotkania.

Dubhe zobaczyla, jak wylaniaja sie spod kurtyny deszczu, obydwaj ukryci pod obszernymi plaszczami.

Na twarzy Forry wyryty byl ten lekcewazacy usmiech, ktory Dubhe dobrze znala. Arogancki grymas zwyciezcow, ktory mial na twarzy zawsze, kiedy siedzac na wielkim koniu deptal dymiace ruiny miast.

Teraz ten usmiech byl przeznaczony dla niej. To ona byla pokonana. Odpowiedziala zloscia.

— Pieniadze?

— Najpierw dokumenty.

Dubhe zawahala sie. Miala uzasadnione obawy, ze po oddaniu dokumentow nie dostanie ani grosza albo i jeszcze gorzej. Na wszelki wypadek polozyla dlon na sztylecie, wyciagnela dokumenty i podala je sludze. Byl to ten sam lekliwy zolnierzyk, co poprzednio. Podal jej torebke wypelniona tylko do polowy. Wystarczylo jedno spojrzenie na miekki woreczek w dloniach mezczyzny, zeby zrozumiala.

— A pozostale? — mruknela.

Forra zasmial sie zadowolony.

— Pieniedzy jest tylko tyle i koniec. Nie dotrzymalas umowy. — Wypelnilam moje zadanie, macie dokumenty, ktorych chcieliscie.

— Tak teraz Thevorn szuka cie po calym miescie. Czy nie mowilismy o absolutnej dyskrecji?

— Jezeli mnie szukaja, to moja sprawa. To ja jestem scigana.

Jak zawsze.

Forra potrzasnal glowa. Na jego twarzy dalej panowal niewzruszony usmiech.

— Thevorn nie jest glupi, dobrze wie, kto mial interes w tej kradziezy, na pewno nie pierwszy lepszy zlodziej, czy nie?

Dubhe milczala. To prawda. Stala z woreczkiem w dloniach. Przez kilka sekund deszcz splywal po jej policzkach. Wreszcie schowala mieszek pod plaszcz.

— Dobra, grzeczna dziewczynka. A wiec to prawda, ze jestes inteligentna.

— Jezeli to wszystko, chyba moge sie oddalic.

— Srodze nas zawiodlas — powiedzial Forra. Palce Dubhe zacisnely sie na rekojesci sztyletu.

— Chyba ukaraliscie mnie za to wystarczajaco. Forra pozwolil sobie na ironiczny usmieszek.

— Moze… A moze nie.

Dubhe wrocila do swojego zwyklego zycia. Z obiecanych pieciu tysiecy karoli dostala tylko czterysta. Byla to smieszna kwota, zwlaszcza jezeli wziac pod uwage, co ryzykowala. Poza tym ta czesciowa porazka bardzo ja bolala. Dlatego postanowila znowu rzucic sie w wir zajec. Wiele mysli musiala wymazac z pamieci, a praca byla na to najlepszym sposobem.

Wybrala osobe. Tym razem zadnych zlecen, zadnych klejnotow ani nic takiego. Tylko pieniadze, dzieki ktorym bedzie mogla odejsc z Krainy Slonca. To miejsce zaczynalo byc dla niej niebezpieczne.

Musiala zaczac wszystko od poczatku: zaczaic sie, przeanalizowac ofiare, dowiedziec sie wszystkiego o jej zwyczajach. Jednak i tak wciaz tlukly jej sie po glowie obsesyjne mysli o chorobie, Gildii i mlodocianym zabojcy. Nie potrafila ich odgonic.

Z Jenna spotkala sie tylko raz, pewnego wietrznego wieczoru, ale nie mial dla niej zadnych informacji.

Dalej jednak czula sie dobrze, powiedziala wiec sobie, ze prawdopodobnie tamto zaslabniecie naprawde bylo tylko nieprzyjemnym epizodem. A moze to wzmacniajaca mikstura Toriego miala zbawienny wplyw?

Zaplanowanie wszystkiego zajelo jej tydzien. Wybrala dzien, chociaz ciemnosci byly jej o wiele blizsze. Chodzilo o wycieczke pewnego miejscowego paniczyka, ktory zabieral ze soba czesc swoich znacznych bogactw na osobiste wydatki. Jak powiedzial jej jeden ze slug, glowne zrodlo informacji dla takiej zlodziejki jak ona, karawana miala wyruszyc w kierunku Shilvan.

Dubhe byla pewna, ze mezczyzna, o ktorego chodzilo, kupiec, zabierze ze soba obstawe. Spodziewala sie trzech osob: stangreta i dwoch ludzi na zewnatrz, prawdopodobnie na koniach. Wyszukala punkt, gdzie miala sie zaczaic, i opracowala strategie. Mial to byc prawdziwy napad, robota moze troche zbyt rzucajaca sie w oczy, jak na jej gust, ale mala dawka srodka nasennego miala wszystko ulatwic. Przygotowala sobie odpowiednia miksture.

Rankiem tego dnia, gdy miala to zrobic, obudzila sie wczesnie. Czula sie rzeska i wypoczeta, a zwlaszcza w pelni zdrowa. Zajela pozycje i czekala.

Вы читаете Sekta zabojcow
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×