Licia Troisi
Sekta zabojcow
Prolog
Cala wieza zawalila sie w mgnieniu oka. Rozprysnela sie w miriady odlamkow czarnego krysztalu, ktore pokryly cala rownine. Na kilka chwil wszystkich oslepilo.
Nastepnie pyl opadl, a spojrzenie swiadkow zaczelo blakac sie po niewyobrazalnej scenerii. Twierdzy juz nie bylo. Stala tam przez prawie piecdziesiat lat, rzucajac cien na egzystencje zgromadzonych teraz wsrod jej ruin Przegranych i opromieniajac nadzieje Zwycieskich. Teraz nie zatrzymywala juz wzroku, ktory siegal swobodnie az po horyzont.
Wielu wydalo okrzyk radosci. Odrazajace gnomy, niegodni ludzie i niewolnicy Wolnych Krain jednym glosem wykrzykiwali swoja euforie.
Yeshol — czarodziej i zabojca — zaplakal.
Potem nastapila regularna rzez.
Ludzie i gnomy, jezdzcy i rebelianci rzucili sie z impetem na ocalalych i mordowali ich bez litosci.
Yeshol wzial miecz od jakiegos poleglego zolnierza i stanal do walki, bez zadnej nadziei. Nie chcial przezyc w swiecie bez Tyrana i bez Thenaara.
Na niebie rozblysnal czerwienia ostatni skrawek slonca. Zachod zastal Yeshola stojacego samotnie posrod stosow trupow, kurczowo sciskajacego w reku swa bron.
Los mial wobec niego inne plany. Jeszcze zyl.
I wreszcie zapadla noc. Jego noc.
Uciekl stamtad, przez wiele dni sie ukrywal, nigdy jednak nie oddalajac sie zbytnio od Twierdzy. Widzial, jak zwyciezcy biora jencow, widzial, jak zuchwale obejmuja te ziemie w posiadanie.
Jeszcze tak niedawno, zaledwie kilka dni wczesniej, Aster obiecywal mu, ze Dni Thenaara sa bliskie, ze swiat zostanie skapany we krwi i ze nastapi nowy poczatek.
— A potem nadejdzie epoka Zwycieskich — zakonczyl Aster swoim delikatnym glosem.
— Tak, Mistrzu.
Teraz natomiast jedyny czlowiek, w ktorego kiedykolwiek wierzyl Yeshol, nie zyl. Jego Wodz, jego Mistrz, Wybrany.
Patrzac na zwyciezcow odjezdzajacych wozami wypelnionymi zdobyczami z Twierdzy: magicznymi napojami i truciznami z laboratorium oraz cennymi manuskryptami, ktore Aster kochal bardziej niz wlasne zycie, Yeshol poprzysiagl zemste.
Wyszedl ze swojej ostatniej kryjowki. Musial uciekac, ratowac sie, bo tylko w ten sposob mogl ocalic kult Thenaara, odbudowac potege Zwycieskich i zaczac wszystko od poczatku. Musial odszukac ocalalych braci.
Ale przedtem jeszcze ostatnia sprawa.
Boso ruszyl przez rownine. Odlamki czarnego krysztalu wbijaly mu sie w podeszwy stop, raniac je do krwi.
Dotarl do serca Twierdzy. Chociaz zachowaly sie tylko nieliczne fragmenty murow, wiedzial, ze tam jest, znal na pamiec plan budynku.
Polamany tron lezal na ziemi. Niemal cale siedzisko bylo w kawalkach, ale oparcie wciaz majestatycznie wznosilo sie nad ziemia. Nie bylo sladu po Asterze.
Pogladzil oparcie tronu. Jego dlonie przebiegly po ornamentach i natrafily na skrawek zaplamionej krwia tkaniny. Palce zacisnely sie wokol niej. Mimo panujacej ciemnosci, Yeshol ja rozpoznal. To byla Jego szata. Ta, ktora Aster mial na sobie w dzien upadku.
Relikwia, ktorej szukal.
CZESC PIERWSZA
1. Zlodziejka
Mel ziewnal, patrzac na rozgwiezdzone niebo. Zwarta, gesta chmurka oddechu zakrzepla w powietrzu. Bylo naprawde bardzo zimno, a przeciez to dopiero pazdziernik. Mezczyzna owinal sie ciasniej plaszczem. Oczywiscie, ta przekleta nocna warta musiala trafic sie wlasnie jemu. I to na dodatek w okresie, kiedy panu wiedzie sie niezbyt dobrze. Prawdziwa udreka. Kiedys tam, w ogrodzie, stalo ich na strazy wielu. Sporo ich bylo rowniez w srodku, w sumie przynajmniej z dziesieciu straznikow. Teraz jednak byli tylko we trzech. On w ogrodzie, Dan i Sarissa przed komnata. Na domiar zlego z kazdym miesiacem pozbawiano ich ekwipunku.