Juz w chwili zamoczenia stopy w wodzie przeszyl ja mroz, ale nie poddala sie i szybko weszla az po szyje. Poczucie lodowatego zimna nie trwalo dlugo i nagle zmienilo sie w niepojete wrazenie ciepla. Zanurzyla sie cala w wodzie, a dlugie kasztanowe wlosy zaczely tanczyc wokol glowy i przed twarza.
Dopiero wtedy, kiedy byla calkowicie pograzona w wodzie, udalo jej sie przez chwile poczuc ogarniajacy ja spokoj.
3. Pierwszy dzien lata
Jest sloneczny dzien. Dubhe wstaje z lozka podekscytowana. Juz w momencie, kiedy otworzyla oczy, dotarlo do niej, ze nadeszlo lato. Moze to swiatlo, a moze zapach powietrza przenikajacego przez podniszczone okiennice.
Ma osiem lat. Zywa dziewczynka o dlugich kasztanowatych wlosach, nierozniaca sie zbytnio od innych. Nie ma braci ani siostr, rodzice sa wiesniakami.
Zyja w Krainie Slonca, niedaleko od granicy z Wielka Kraina. Po zakonczeniu wojny ziemie tego obszaru zostaly rozdzielone pomiedzy wszystkie Krainy i tylko srodkowy rejon pozostal samodzielnym terytorium. Rodzice Dubhe przeprowadzili sie do niewielkiej, niedawno zalozonej wioski — Selvy. Szukali pokoju i wydaje sie, ze tam go znalezli. Z wojny Dohora, majacej na celu zagarniecie wszystkich ziem, do tej wioski w centrum malego lasku, polozonej z dala od wszystkiego, dociera jedynie echo. A od kilku lat juz nawet i to nie. Dohor podbil znaczna czesc Swiata Wynurzonego i zapanowalo cos w rodzaju kruchego pokoju.
Dubhe wpada do kuchni na bosaka, ma jeszcze nieuczesane wlosy.
— Jest slonce, jest slonce!
Jej matka, Melna, siedzi przy stole i nie przerywa czyszczenia warzyw.
— Na to wyglada…
To pulchna kobieta o rumianej twarzy. Jest mloda, ma nie wiecej niz dwadziescia piec lat, ale — jak przystalo na osobe pracujaca na roli — jej dlonie sa zniszczone i pelne odciskow.
Dubhe krzyzuje ramiona, opiera sie nimi na stole i macha zwisajacymi nogami.
— Powiedzialas, ze jesli bedzie ladnie, bede mogla pojsc pobawic sie w lesie…
— Tak, ale najpierw mi pomozesz. Potem mozesz robic, co chcesz.
Entuzjazm Dubhe od razu opada. Wczoraj rozmawiala ze swoimi przyjaciolmi. Obiecali sobie, ze jezeli bedzie slonce, spotkaja sie. No i jest slonce.
— Ale to pomaganie zajmie caly ranek! Kobieta odwraca sie niecierpliwie.
— No to znaczy, ze przez caly ranek bedziesz ze mna. Dziewczynka prycha glosno.
Dubhe wyciaga ze studni wiadro pelne wody i myje sie pod lodowatym strumieniem. Bardzo to lubi, takie mycie w zimnej wodzie.
A poza tym za kazdym razem, kiedy wyciaga wiadro, czuje sie silna. Jest dumna z wlasnej sily: ze wszystkich dziewczynek tylko ona jest w stanie dorownac Gornarowi, najstarszemu z ich grupki. To dwunastoletni gigant, bezdyskusyjny przywodca ich bandy, a swoj prymat wywalczyl sobie piesciami. Jednak nie udaje mu sie podporzadkowac sobie Dubhe, wiec traktuje ja nieufnie, dbajac, aby jej za bardzo nie rozdraznic. Kilka razy pokonala go w silowaniu na reke i wie, ze bardzo go to zapieklo. Zgodnie z niepisana umowa, Gornar jest pierwszy wsrod dzieciakow, ale Dubhe jest zaraz potem. I tym sie szczyci.
Oczekiwanie na popoludnie rozjasnia caly poranek. Dubhe pomaga matce, ale z trudem udaje jej sie spokojnie czyscic warzywa. Siedzi na krzesle i nerwowo macha nogami, co jakis czas rzucajac spojrzenie na zewnatrz.
Czasami wydaje jej sie, ze widzi, jak przebiega ktorys z chlopcow, ale dobrze wie, ze dopoki nie skonczy, za nic na swiecie nie bedzie jej wolno wyjsc.
Lekki bol w palcu i stlumione „Auuc!” zwracaja na nia uwage matki.
— Do diabla, bedziesz uwazac? Wiecznie z glowa w chmurach!
I zaczyna sie zwykla spiewka. Ze zamiast biegac z ta banda dzikusow, ktora obrala sobie za przyjaciol, powinna raczej myslec o lekcjach u starca.
Dubhe slucha w milczeniu. Kiedy mama startuje z tym kazaniem, nie ma sensu ani odpowiadac, ani przytakiwac. A poza tym Dubhe wie, ze to wszystko udawanie. Ojciec jej opowiedzial.
— Kiedy twoja mama byla mala, byla tysiac razy gorsza niz ty. A wiesz, co sie potem dzieje? Pojawia sie mezczyzna, kobiety sie zakochuja i przestaja biegac po polach w poszukiwaniu myszy.
Lubi Gorniego, swojego ojca. Bardzo. Bardziej niz matke. Jej ojciec jest szczuply jak ona i dowcipny.
No i tata nie zlosci sie, kiedy ona przynosi do domu jakies dziwne bestie zabite podczas zabaw, ani nie krzyczy na widok wezy, ktore ona tak lubi. Co wiecej, kilka razy nawet sam przyniosl jej jakas zdobycz. Dubhe ma caly zbior sloikow wypelnionych zwierzatkami. Sa tam pajaki, weze, jaszczurki, karaluchy — lupy z jej wycieczek na polowanie z przyjaciolmi. Pewien przejezdzajacy przez wioske czarodziej dal jej dziwna ciecz, ktora nalezy rozcienczyc woda. Zanurzone w tym plynie niezywe zwierzeta nie rozkladaja sie. Te swoja cenna kolekcje pokazuje wszystkim z wielka duma. Za to jej matka nie cierpi jej i za kazdym razem, kiedy Dubhe wraca do domu z nowym okazem, chce go wyrzucic. Zawsze konczy sie na krzykach i placzach, a ojciec sie smieje.
Jej ojciec kocha zwierzeta i jest ciekawy.
I tak oto, kiedy zmeczony i spocony wchodzi do kuchni przed obiadem, jawi jej sie jako wybawienie.
— Tata!
Rzuca mu sie na szyje i o maly wlos sie nie przewracaja.
— Ile razy ci mowilam, zebys uwazala? — wrzeszczy matka, ale ojciec nie widzi zadnego problemu.
Jest bardzo jasnym blondynem o niezwykle ciemnych oczach tak samo czarnych, jak oczy Dubhe. Ma piekne wasy, drapiace ja przy kazdym pocalunku, ale jest to tylko mile szczypanie.
— No i jak? Caly ranek obierania cukinii? Dubhe przytakuje ze zgnebiona mina.
— No tak, to chyba dzisiaj po poludniu mozemy cie zwolnic…
— Taaak! — krzyczy Dubhe.
Obiad trwa krotko, Dubhe rzuca sie na potrawy szybko i lapczywie.
Halasliwie pochlania zupe, potem atakuje jajka i konczy je po trzech kesach. Pozerajac jablko w mniej niz piec gryzow, ryzykuje zwichniecie szczeki, i juz ucieka.
— Ide sie bawic, zobaczymy sie wieczorem! — krzyczy, wypadajac przez drzwi.
Wreszcie jest na dworze. Biegnie.
Wie, gdzie znalezc swoich przyjaciol, nie moze byc mowy o pomylce. W porze obiadowej zawsze sa nad rzeka, gdzie wyznaczyli swoja baze.
Wolaja ja juz z daleka.
— Dubhe!
To Pat, druga dziewczynka z grupy — jej najlepsza przyjaciolka Dubhe opowiada jej wszystkie swoje sekrety; nawiasem mowiac jest to jedyna osoba, ktora wie o Mathonie. Pat ma rude wlosy, jest piegowata i tak samo pelna energii jak ona.
Jak zwykle sa w piatke. Kazde z nich mruczy jakies „czesc”. Gornar lezy z boku, wyciagniety, z dlugim zdzblem trawy w ustach sa tez blizniacy — Sams i Renni — jeden trzyma glowe na brzuchu drugiego. Wreszcie oparty o pien Mathon wita ja skinieniem.
— Czesc, Mathon — mowi Dubhe z niesmialym usmiechem. Pat chichocze ironicznie pod nosem, ale Dubhe szybko przywoluje ja do porzadku spojrzeniem.