Kiedy zakonczyl sie ten maly spektakl, zostalysmy zabrane do sypialni krolewskiej pary i w slabym swietle lamp ujrzalysmy na wlasne oczy zaszla transformacje.

Mialysmy przed soba dwie blade, a mimo to wspaniale istoty przypominajace we wszystkich szczegolach to, czym byly za zycia. Bil od nich jednak jakis przedziwny blask; ich skora nie byla juz zwyczajna skora, a ich umysly tez nie byly juz takie same. Niemniej jednak prezentowali sie niebywale. Pewnie wszyscy potraficie to sobie wyobrazic. Tak, niebywale, jakby ksiezyc splynal z nieba i napelnil ich swoim swiatlem. Stali posrodku oszalamiajacych zlotych mebli, obwieszeni klejnotami i wpatrywali sie w nas oczami lsniacymi jak obsydian. Wreszcie krol odezwal sie calkowicie zmienionym glosem, jakby przesyconym lagodna muzyka:

„Khayman opowiedzial wam, co nas spotkalo. Stoja przed wami beneficjanci wielkiego cudu, odnieslismy bowiem triumf nad pewna smiercia. Teraz jestesmy calkowicie poza zasiegiem ludzkich ograniczen i potrzeb; widzimy i rozumiemy rzeczy, ktore kiedys byly dla nas niedostepne”.

Maska krolowej rozsypala sie natychmiast.

„Musicie to nam wytlumaczyc! Co zrobil wasz duch?” — syknela.

Niebezpieczenstwo ze strony tych potworow bylo wieksze niz kiedykolwiek i usilowalam ostrzec Mekare, ale krolowa rozesmiala sie od razu.

„Wydaje ci sie, ze nie wiem, co myslicie?” — spytala, ale krol poprosil ja, by zamilkla.

„Niech czarownice uzyja swoich mocy — rzekl. — Wiecie, ze zawsze darzylismy was czcia i szacunkiem”.

„Tak — warknela krolowa. — A wy zeslalyscie na nas te klatwe”.

Natychmiast oswiadczylam, ze nie zrobilysmy tego, ze dotrzymalysmy umowy i po tym, jak opuscilysmy krolestwo, wrocilysmy do naszego kraju. Podczas gdy Mekare w milczeniu przygladala sie uwaznie monarszej parze, blagalam, by pojeli, ze jesli duch byl sprawca tej zmiany, to jedynie dla kaprysu.

„Dla kaprysu! — oburzyla sie krolowa. — Jak mozna uzywac takiego slowa! Co sie nam stalo? Kim jestesmy?” — powtorzyla, a potem obnazyla wargi, pokazujac nam swoje zeby. Ujrzalysmy w jej ustach kly, drobne, ale ostre jak igly. Krol rowniez zademonstrowal nam te zmiane.

„Tak lepiej ssac krew — szepnal. — Macie pojecie, czym jest dla nas to pragnienie?! Nie mozemy go zaspokoic! Kazdej nocy umiera trzech, czterech ludzi, by nas nasycic, a mimo to kladziemy sie spac w torturach pragnienia”.

Krolowa rwala wlosy z glowy, jakby zaraz miala podniesc krzyk. Krol polozyl jej dlon na ramieniu.

„Poradzcie nam, Mekare i Maharet — rzekl. — Chcielibysmy pojac te przemiane i wykorzystac ja w dobrym celu”.

„Tak — potwierdzila, starajac sie odzyskac panowanie nad soba. — To nie moglo sie stac bez powodu…” Nagle umilkla. Jej ograniczony, pragmatyczny umysl, zawsze malostkowy i szukajacy usprawiedliwien, zalamal sie, podczas gdy krol trwal przy swoich iluzjach, jak to mezczyzna.

Kiedy wreszcie zamilkli, wystapila Mekare. Polozyla dlonie na ramionach krola i zamknela oczy. Nastepnie dotknela dlonmi krolowej, chociaz jej wzrok tryskal jadem.

„Wyjasnij nam — powiedziala Mekare, patrzac na krolowa — co sie stalo w tamtej chwili. Co pamietasz? Co widzialas?”

Krolowa milczala, twarz miala sciagnieta i pelna podejrzliwosci. Prawde mowiac, zmiana uwydatnila jej urode, a przeciez zarysowalo sie w niej cos odpychajacego, jakby nie byla kwiatem, ale replika kwiatu z czystego bialego wosku. Zaglebiajac sie w sobie, stawala sie coraz bardziej ponura i zla. Instynktownie przyciagnelam do siebie Mekare, chroniac ja przed tym, co mogloby nastapic.

Wtedy krolowa przemowila:

„Przybyli nas zabic, ci zdrajcy! Planowali zwalic wine na duchy. Chcieli znow jesc ciala, ciala matek i ojcow, i ciala ludzi, na ktorych uwielbiali polowac. Przybyli do domu i zakluli sztyletami mnie, swoja prawomocna wladczynie”. Przerwala, jakby znow widziala tamte wypadki. „Upadlam, kiedy mnie cieli, kiedy wbijali mi sztylety w piers. Nie moglam zyc z ranami, jakie odnioslam, wiec upadlam na posadzke, wiedzac, ze umieram! Slyszycie, co mowie? Wiedzialem, ze nic nie moze mnie uratowac. Krew chlustala ze mnie na podloge.

W tym samym momencie, w ktorym zobaczylam, jak ten zyciodajny plyn rozlewa sie przede mna, zdalam sobie sprawe, ze nie jestem w moim poranionym ciele, ze juz je opuscilam, a smierc porwala mnie i unosi ostro w gore, jakby wielkim tunelem, do miejsca, w ktorym nie bede juz cierpiec!

Nie lekalam sie; nic nie czulam; popatrzylam w dol i zobaczylam sama siebie na podlodze tamtego domku, blada i pokryta krwia. To mnie jednak nie obeszlo. Bylam wolna i swobodna, ale nagle cos mnie zlapalo, cos zlapalo moja niewidzialna istote! Tunel przepadl; zostalam zlowiona w wielkie sidla jak w rybacka siec. Naparlam na nia z calej sily i ugiela sie pod moim naporem, lecz nie pekla, trzymala mnie mocno, tak ze nie moglam sie przebic.

Kiedy chcialam krzyknac, znow bylam w swoim ciele! Czulam straszliwy bol w ranach, jakby noze przebijaly mnie na nowo. A ta siec, ta wielka siec, nadal mnie wiezila, ale nie byla juz tak olbrzymia jak poprzednio, jakby zbiegla sie w balon, siec przypominala wielki jedwabny woal.

To cos — jednoczesnie widzialne i nie — wirowalo wokol mnie, unosilo mnie, ciskalo w gore, obracalo mna. Krew chlustala mi z ran i nasaczala woal, jakby siec naprawde byla z jakiegos materialu.

To, co poprzednio bylo przezroczyste, teraz nasaczylo sie krwia. Ujrzalam cos monstrualnych rozmiarow, bezksztaltne, bezmierne, przesaczone na calej powierzchni moja krwia; jego drobne, plonace centrum znajdowalo sie we mnie i miotalo sie w moim ciele jak przerazone zwierze. Biegalo w moich konczynach, tupotalo i tluklo sie. Bylo jak serce z hasajacymi nogami. Kiedy wbilam sobie paznokcie w cialo, zaczelo krazyc w moim brzuchu. Bylam gotowa rozplatac sama siebie, zeby wyrzucic to poza moje cialo!

A wielka niewidzialna czesc tego czegos — krwawa mgla, ktora mnie otaczala i zamykala w sobie — byla kontrolowana przez to drobniutkie centrum, zakrecajace to tu, to tam, smigajace we mnie, mknace to w moich dloniach, to w stopach. Bieglo w gore mojego kregoslupa.

Umre, na pewno umre — myslalam. Nagle osleplam! Zalegla cisza. Zabilo mnie, bylam tego pewna. Powinnam znow wzleciec w gore, czy nie tak? Wtem otworzylam oczy; usiadlam na podlodze, jakby nie spotkal mnie zaden zamach, i widzialam nieslychanie wyraznie! Khayman z plonaca zagwia w dloni! Drzewa w ogrodzie! Wszystko ukazywalo mi sie takie, jakie bylo naprawde! Bol znikl calkowicie, tak z wnetrznosci, jak i z ran. Tylko oczy bolaly mnie od swiatla; nie moglam zniesc blasku. Jednakze zostalam uratowana od smierci; moje cialo zostalo uszlachetnione i udoskonalone. Z wyjatkiem…” Przerwala.

Wpatrywala sie przed siebie, jakby zobojetniala.

„Khayman opowiedzial wam reszte” — rzekla.

Popatrzyla na krola stojacego obok, wpatrzonego w nia, usilujacego jak my zrozumiec to, o czym mowila.

„To wasz duch — stwierdzila. — Probowal nas zniszczyc, ale nastapilo cos innego; interweniowala jakas wielka moc i zatriumfowala nad diabolicznym zlem”. Wtem znow stracila pewnosc siebie. Klamstwa zamarly jej na wargach, twarz zlodowaciala, ale przemowila slodko: „Powiedzcie nam, czarownice, madre czarownice, wy, ktore znacie wszystkie sekrety, jak nazwac to, czym sie stalismy!”

Mekare westchnela i popatrzyla na mnie. Wiedzialam, ze nie chce o tym mowic. Przypomnialysmy sobie stare ostrzezenie duchow. Egipski krol i egipska krolowa beda nam zadawac pytania, a nasze odpowiedzi im sie nie spodobaja. Zostaniemy zniszczone…

Krolowa usiadla z pochylona glowa i wtedy dopiero ujawnil sie jej prawdziwy smutek. Krol usmiechnal sie do nas z rezygnacja.

„Przenika nas bol, czarownice — powiedzial. — Moglibysmy zniesc ciezar tej przemiany, gdybysmy lepiej ja rozumieli. Wy, ktore zylyscie i zyjecie we wspolnocie z wszystkimi niewidzialnymi istotami, powiedzcie nam, co wiecie o takich czarach, zechciejcie nam pomoc, bo wiecie, ze nigdy nie chcielismy was skrzywdzic, lecz tylko rozpowszechniac prawde i prawo”.

Nie komentowalysmy tego stwierdzenia o rozpowszechnianiu prawdy za pomoca masowej rzezi. Mekare zazadala od krola, by teraz on opowiedzial, co pamieta.

Mowil o rzeczach, ktore wy — wszyscy, jak tu siedzicie — z pewnoscia znacie. O tym, jak umieral i jak smakowal krwi, ktora zona posmarowala mu twarz, i o ty m, jak jego cialo powrocilo do zycia i zapragnal tej krwi, a potem jak wzial ja od zony, stajac sie tym samym co ona. Nie widzial jednak tajemniczej chmury krwi i nie czul, by cos poruszalo sie w nim w srodku.

„To pragnienie jest nie do zniesienia — rzekl nam. — Nie do zniesienia”. On tez pochylil glowe.

Вы читаете Krolowa potepionych
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату