Zwazcie; nigdy zlo nie pokona bogow Egiptu i ich wybrancow, krola i krolowej, gdyz bogowie spojrzeli na nas z wyjatkowa laska i jestesmy jak krol i krolowa niebios, a nasze przeznaczenie sluzy wspolnemu dobru!”
Odebralo mi mowe, kiedy uslyszalam wyrok; moj strach i smutek byly niezmierzone. Mekare natychmiast wydala krzyk sprzeciwu. Wyrwala sie zaskoczonym zolnierzom. Skierowala oczy ku gwiazdom i przemowila. Wsrod szeptow wstrzasnietego dworu oswiadczyla:
„Duchy mi swiadkiem, gdyz jest im znana wiedza o przyszlosci — zarowno to, co jest, jak i to, co bedzie! Tys jest Krolowa Potepionych, oto twoj los! Skazana jestes na zlo i dobrze o tym wiesz! Ale ja cie powstrzymam, chocbym miala powstac z martwych, by ziscil sie ten cel, i w godzinie twojego najwiekszego zagrozenia, to ja cie zniszcze! To ja cie pokonam. Dobrze przyjrzyj sie mojej twarzy, jeszcze mnie bowiem ujrzysz!”
Ledwo wypowiedziala te przysiege, to proroctwo, a duchy zebraly sie w trabe powietrzna, otworzyly drzwi palacu i piaski pustyni zawisly w powietrzu.
Wrzaski uniosly sie wsrod ogarnietych panika dworakow, jednak krolowa krzyknela do zolnierzy:
„Wyrwac jej jezyk, tak jak rozkazalam!” Chociaz dworzanie w dzikim leku przywarli do scian, zolnierze wystapili, chwycili Mekare i wyrwali jej jezyk.
Ogarnieta groza patrzylam na to, co sie dzialo; slyszalam jej jek. Widzialam, jak z zadziwiajaca furia odepchnela ich zwiazanymi dlonmi, uklekla, porwala zakrwawiony jezyk i polknela go, zanim zdazyli go zdeptac lub odrzucic na bok.
Wtedy zolnierze chwycili mnie. Ostatnie, co zachowalam w pamieci, to byla Akasza z wyciagnietym palcem i roziskrzonym oczami. I twarz zalamanego Khaymana ze lzami cieknacymi po policzkach. Zolnierze ujeli w cegi moja glowe, rozwarli mi powieki i pozbawili zmyslu wzroku, a ja plakalam bezglosnie.
Niespodziewanie poczulam dotyk cieplej reki i cos przy ustach. Khayman trzymal moje oczy i przyciskal mi je do ust. Polknelam je od razu, by nie zostaly zbezczeszczone.
Wiatr byl coraz srozszy; piasek wirowal wokol nas i uslyszalam, jak dworzanie rozpierzchli sie we wszystkich kierunkach, kaszlac, duszac sie i placzac, podczas gdy krolowa zaklinala ich by zachowali spokoj. Szukalam na oslep Mekare i poczulam jej glowe na swoim ramieniu, jej wlosy przy moim policzku.
„Spalic je teraz!” — rozkazal krol.
„Nie, za wczesnie — rzekla krolowa. — Niech pocierpia”.
Odprowadzono nas, zwiazane razem, i wreszcie zostawiono same na podlodze celi.
Duchy wciaz szalaly w palacu, ale krol i krolowa uspokoili swoich ludzi i zapewnili, ze nie maja sie czego bac. Jutro w poludnie duchy zostana wyrzucone z krolestwa; a do tej pory niech sobie robia, co chca.
Wreszcie zapanowala cisza i spokoj. Oprocz krola i krolowej chyba wszyscy zasneli w palacu, nawet nasi straznicy.
To ostatnie godziny mojego zycia — myslalam. — Jednakze cierpienia Mekare sa gorsze od moich, jako ze nawet nie moze sie poskarzyc. — Przytulilam do siebie Mekare, kladac jej glowe na swojej piersi. Tak mijaly chwile.
Wreszcie, jakies trzy godziny przed switem, uslyszalam halas. Byly to odglosy walki; straznik krzyknal przerazliwie i upadl. Uslyszalam trzask zamka i skrzyp zawiasow. Wtem wydalo mi sie, ze slysze jek Mekare.
Ktos wszedl do celi i instynkt podpowiedzial mi, ze to Khayman. Przecial nasze wiezy, a ja zacisnelam reke na jego przedramieniu i natychmiast pomyslalam, ze to nie Khayman! Wtedy zrozumialam.
„Zrobili ci to! Przemienili cie!”
„Tak — szepnal glosem pelnym wscieklosci i goryczy. Uslyszalam w nim cos nowego, nieludzkiego. — Zrobili mi to! Zrobili mi to na probe! Zeby przekonac sie, czy mowilyscie prawde! Zatruli mnie tym zlem”. Chyba plakal, slyszalam, jak wydaje chrapliwe dzwieki, szlocha bez lez. Czulam niesamowita sile jego palcow, bo chociaz nie chcial sprawiac mi bolu, nie panowal nad swoja nowa moca.
„Och, Khaymanie — rzeklam, placzac. — Co za zdrada ze strony tych, ktorym sluzyles tak wiernie”.
„Sluchajcie mnie, czarownice — rzekl glosem ochryplym i pelnym wscieklosci. — Czy chcecie jutro umrzec w ogniu i dymie w obecnosci nieswiadomej niczego tluszczy, czy tez bedziecie walczyc z tym zlem? Czy bedziecie jego nieprzyjacielem na ziemi, rownym mu moca? Bo co moze powstrzymac moc poteznego meza jak nie inni, rownie krzepcy mezowie? Co zatrzyma szermierza, jak nie rownie krewki wojownik? Czarownice, jesli oni zrobili to ze mna, czy ja nie moge zrobic tego z wami?”
Cofnelam sie, byle dalej od niego, ale nie puscil mnie. Nie wiedzialam, czy to, o czym mowil, bylo mozliwe. Wiedzialam tylko, ze tego nie chce.
„Maharet — rzekl. — Oni stworza rase plaszczacych sie akolitow, chyba ze zostana pobici, a kto moze ich pokonac, jesli nie rowni im sila!”
„Nie, predzej umre” — powiedzialam, chociaz wypowiadajac te slowa, pomyslalam o czekajacych mnie plomieniach. Nie, to byloby niewybaczalne. Jutro powinnam udac sie do matki; powinnam zostawic na zawsze ten swiat i nic nie moglo mnie zmusic do zmiany decyzji.
„A ty, Mekare? — zapytal. — Czy postarasz sie, aby twoja klatwa sie spelnila? Czy tez umrzesz i zostawisz to duchom, ktore zawiodly cie od poczatku?”
Znow podniosl sie wiatr. Uslyszalam lomotanie drzwi wejsciowych, uslyszalam, jak piasek siecze o mury. Sluzba biegala w odleglych korytarzach, spiacy uniesli sie z lozek. Slyszalam slabe, gluche, nieziemskie wycia najbardziej ukochanych duchow.
„Uspokojcie sie — rzeklam im — nie zrobie tego. Nie wpuszcze do siebie tego zla”.
Kiedy tak kleczalam, opierajac glowe o sciane i przekonujac sama siebie, ze musze umrzec, zdalam sobie sprawe, ze w ciasnej celi znow odbywaja sie niesamowite czary. Podczas gdy duchy zwolywaly sie przeciwko nim, Mekare dokonala wyboru. Wyciagnelam reke i dotknelam tych dwoch ksztaltow, mezczyzny i kobiety, stopionych razem jak kochankowie; a gdy usilowalam ich rozdzielic, Khayman odtracil mnie, uderzajac z taka sila, ze upadlam nieprzytomna na podloge.
Nie minelo wiecej niz kilka minut. Gdzies w ciemnosci lkaly duchy, ktore wczesniej od mnie znaly ostateczne rozwiazanie. Wiatr ucichl, zapadla cisza.
Dotknela mnie zimna dlon siostry. Uslyszalam dziwny odglos, jakby smiech; czy ci, ktorzy nie maja jezyka, moga sie smiac? Tak naprawde to nie podjelam decyzji; wiedzialam tylko, ze przez cale zycie bylysmy takie same, jak zwierciadlane odbicia. Wydawalo sie — dwa ciala i jedna dusza. A teraz siedzialam w tym ciemnym, malym pomieszczeniu, w ramionach siostry, ktora po raz pierwszy stala sie inna istota, a zarazem wciaz byla taka sama. Poczulam jej usta na swoim gardle; poczulam, jak sprawia mi bol. Khayman siegnal po noz i zrobil to za nia. Omdlalam.
Och, tamte boskie chwile, w ktorych moca umyslu znow zobaczylam cudowne swiatlo srebrnego nieba i moja usmiechnieta siostre wznoszaca ramiona ku spadajacym kroplom. Razem tanczylysmy w deszczu, a caly nasz lud byl z nami. Nasze stopy tonely w mokrej trawie, a kiedy rozlegl sie grom i blyskawica rozdarla niebo, czulam sie tak, jakby nasze dusze oczyscily sie z wszelkiego bolu. Przemoczone weszlysmy do jaskini, zapalilysmy mala lampke i ogladalysmy stare malunki na scianach — malunki zrobione przez czarownice, ktore zyly tam przed nami. Przytulone do siebie, z dalekim szumem deszczu w uszach, zagubilysmy sie w tych malunkach tanczacych czarownic i wschodzacego ksiezyca na nocnym niebie.
Khayman napoil mnie czarami, potem moja siostra, potem znow Khayman. Wiecie, co mnie spotkalo, prawda? A czy wiecie, ze Mroczny Dar jest dla slepych? W gestej ciemnosci zapalily sie plomyczki, a nastepnie jarzace sie swiatlo zaczelo rysowac wokol mnie slabo pulsujace ksztalty. Tak widzi sie kontury jasnych przedmiotow tuz po zamknieciu powiek.
Tak, moglam sie poruszac w ciemnosci. Dotykiem sprawdzalam, co widze. Drzwi, sciana, potem daleki korytarz; niewyrazna mapa stala sie na moment widoczna.
Nigdy noc nie byla tak milczaca; poza ludzmi nic nie oddychalo w ciemnosci. Duchy przepadly. Nigdy, przenigdy wiecej nie uslyszalam ich ani nie zobaczylam. Nigdy wiecej nie odpowiedzialy na moje pytania ani wezwanie. Zjawy umarlych tak, ale nie duchy. One przepadly na zawsze.
W tamtej chwili czy godzinie nie zdawalam sobie z tego sprawy. Moze nawet przez kilka pierwszych nocy. Tak wiele innych rzeczy wprawialo mnie w zdumienie; tak wiele innych rzeczy napelnialo mnie meka lub radoscia.
Na dlugo przed wschodem slonca ukrylismy sie gleboko w krypcie, jak krol i krolowa. Khayman zabral nas do grobu ojca, tam gdzie przeniesiono biedne, zbezczeszczone cialo. Wypilam pierwszy lyk smiertelnej krwi i poznalam ekstaze przyprawiajaca krola i krolowa o rumieniec wstydu. Nie osmielilam sie ukrasc mojej ofierze oczu; nie myslalam nawet, ze taki czyn moglby mi pomoc. Odkrylam to dopiero po pieciu nocach i po raz pierwszy