Wsluchajcie sie we wszystko, co opowiedzialam wam o Matce, o jej duszy oraz o naturze demona, ktory w niej przebywa, a ktorego rdzen jest zakorzeniony w jej rdzeniu. Pomyslcie o naturze tej wielkiej niewidzialnej istoty, ktora ozywia kazdego z nas i kazdego krwiopijce, ktory kiedykolwiek chodzil po ziemi.
My jestesmy receptorami energii tej istoty, jak odbiorniki radiowe sa receptorami niewidzialnych fal niosacych dzwieki. Nasze ciala to tylko muszle goszczace te energie. Jestesmy — jak opisal to dawno temu Mariusz — kielichami kwiatow jednego pnacza.
Zastanowcie sie nad ta tajemnica. Jesli to uczynicie, moze znajdziecie ratunek dla samych siebie.
W zwiazku z tym zastanowilabym sie nad jeszcze jedna rzecza; byc moze najwazniejsza ze wszystkiego, czego sie kiedykolwiek nauczylam.
W dawnych czasach, kiedy duchy przemawialy do mojej siostry i do mnie na stoku gory, zaden czlowiek nie uwierzylby, ze sa one istotami bez znaczenia. Nawet my bylysmy zniewolone ich moca, uznajac za swoj obowiazek wykorzystanie posiadanych umiejetnosci dla dobra naszego ludu, jak byla o tym pozniej przekonana Akasza.
Przez tysiace lat niezachwiana wiara w nadprzyrodzone moce trwala zakorzeniona w ludzkiej duszy. Byly czasy, kiedy wierzylam, iz jest to naturalny, nieodrodny, niezbedny element ludzkiej kondycji, cos, bez czego ludzkosc nie moglaby przetrwac.
Wiele razy bylismy swiadkami narodzin kultow i religii, budzacych lek oswiadczen o zjawach i cudach, a nastepnie deklaracji wiary, zainspirowanych tymi wydarzeniami.
Udajcie sie w podroz do Azji i Europy — obejrzyjcie chrzescijanskie swiatynie i katedry, w ktorych nadal spiewa sie nabozne piesni. Przejdzcie przez muzea wszystkich krajow; wszedzie religijne obrazy i rzezby olsniewaja i zniewalaja dusze.
Jak wielkie zdaja sie te osiagniecia; maszyneria kultury jest wrecz uzalezniona od paliwa religijnej wiary. A zarazem jaka byla cena tej wiary, ktora ozywia panstwa i wysyla jedna armie przeciwko drugiej, ktora dzieli narody na zwyciezcow i zwyciezonych; ktora eksterminuje wyznawcow obcych bogow.
W ciagu ostatnich kilkuset lat nastapil prawdziwy cud, ktory nie ma zadnego zwiazku z duchami lub zjawami czy tez glosami z nieba nakazujacymi temu lub tamtemu religijnemu gorliwcowi, co ma zrobic! Zauwazylismy, ze czlowiek jest zdolny oprzec sie sferze cudow, sceptycznie ocenia dzialania duchow lub tych, ktorzy twierdza, iz je widza, rozumieja i przekazuja ich prawdy. Okazalo sie, ze ludzki umysl z wolna porzuca tradycje prawa opartego na objawieniu, ze szuka prawd etycznych na drodze rozumowej, a styl zycia opiera na szacunku wobec sfer fizycznej i duchowej powazanych przez wszystkie istoty ludzkie.
Porzucajac wiare w interwencje nadprzyrodzonego i latwowiernosc wobec wszystkich stworzen pozbawionych ciala, ludzkosc wkroczyla w najbardziej oswiecony wiek. Ludzie szukaja najwyzszej inspiracji juz nie w krolestwie niewidzialnego, lecz krolestwie tego, co ludzkie, co zarowno cielesne, jak i duchowe, niewidzialne i widzialne, ziemskie i transcendentne.
Medium, jasnowidz, czarownica, jesli tak chcecie ja nazwac, juz sie nie liczy, jestem o tym przekonana. Duchy nie moga dac nam nic wiecej. Slowem, przestalismy byc latwowierni i zdazamy ku doskonalosci, jakiej swiat nie widzial.
Wreszcie slowo stalo sie cialem; swiat jest swiatem rozumu, a cialo to potwierdzenie wszelkich potrzeb i pozadan wspolnych wszystkim ludziom.
Co nasza krolowa moze uczynic dla tego swiata za pomoca swojej interwencji? Co mu da — ona, ktorej sam byt jest teraz pozbawiony znaczenia, ona, ktorej umysl byl przez wieki zamkniety w krolestwie barbarzynskich marzen? Trzeba ja powstrzymac; Mariusz ma racje; ktoz by sie z nim nie zgodzil? Musimy byc gotowi pomoc Mekare, nie zagrazac jej, nawet gdyby oznaczalo to koniec nas wszystkich.
Pozwolcie teraz, ze przedstawie wam ostatnia czesc mojej opowiesci, ktora najpelniej objasni zagrozenie, jakie stanowi Matka wobec nas wszystkich. Jak juz powiedzialam, Akasza nie dokonala eksterminacji mojego ludu. Zyl on w mojej corce Miriam i w jej corkach, i w corkach ich corek. Po dwudziestu latach wrocilam do wioski, w ktorej zostawilam Miriam, i spotkalam mloda kobiete wyrosla na opowiesciach tworzacych legende o blizniaczkach.
Przy swietle ksiezyca zabralam ja na gore, pokazalam jaskinie przodkow i podarowalam kilka naszyjnikow i troche zlota, ktore wciaz byly ukryte gleboko w malowanych grotach, tam, gdzie inni bali sie zajrzec. Zapoznalam tez Miriam z wszystkimi znanymi mi opowiesciami o przodkach i doradzilam, by trzymala sie z daleka od duchow, nie wchodzila w zadne powiazania z niewidzialnymi istotami, bez wzgledu na to, jak ludzie je nazywaja, a zwlaszcza, jesli zwa je bogami.
Nastepnie udalam sie do Jerycha, tam bowiem na zatloczonych ulicach latwo bylo upolowac ofiary, tych, ktorzy pragneli smierci i nie obciazali mojego sumienia, tam tez latwo bylo ukryc sie przed wscibskimi oczami.
Wiele razy odwiedzalam Miriam. Urodzila cztery corki i dwoch synow, a ci z kolei zrodzili piecioro dzieci, ktore dozyly wieku dojrzalego. Wsrod tych pieciorga byly dwie kobiety, a z tych kobiet przyszlo na swiat osmioro potomkow. Matki przekazywaly swoim dzieciom legendy rodzinne, rowniez opowiesc o blizniaczkach, o siostrach, ktore niegdys rozmawialy z duchami, sprowadzaly deszcz i byly przesladowane przez zlego krola i zla krolowa.
Dwiescie lat pozniej spisalam po raz pierwszy imiona mojej rodziny, wtedy byla to juz cala wioska. Do utrwalenia mojej wiedzy potrzebne byly az cztery gliniane tabliczki. Zapelnialam tabliczke po tabliczce opowiesciami o poczatku i o kobiecie, ktora wrocila do Czasu Przed Ksiezycem.
Chociaz czasem oddalalam sie na wiek od ojczyzny, szukajac Mekare na dzikich wybrzezach polnocnej Europy, zawsze wracalam do mojego ludu, do kryjowek w gorach i domu w Jerychu. Zapisywalam dzieje rodziny, imiona corek przychodzacych na swiat i imiona ich corek. O synach tez pisalam szczegolowo — o ich osiagnieciach, cechach charakteru i czasem heroizmie — tak jak czynilam to w wypadku kobiet. Ale o ich potomkach nie. Nie dalo sie sprawdzic, czy dzieci tych mezczyzn naprawde maja w zylach moja krew i krew mojego ludu. Tak wiec linia szla po kadzieli, jak zawsze.
Jednakze nigdy, nigdy przez caly ten czas nie ujawnilam mojej rodzinie zlych czarow, ktore mnie dotknely. Postanowilam, iz to zlo nigdy jej nie dosiegnie, tak wiec jesli uzywalam coraz silniejszych nadprzyrodzonych mocy, robilam to w tajemnicy i tak, by zawsze mozna bylo znalezc naturalne wytlumaczenie.
Dla trzeciej generacji bylam jedynie krewniaczka, ktora przybyla do rodzinnego domu po wielu latach spedzonych za granica. A jesli ingerowalam — udzielalam rady corkom lub dostarczalam im zlota — czynilam to na sposob ludzki.
Mijaly tysiace lat, podczas ktorych obserwowalam rodzine, nie wyjawiajac swojego imienia, jedynie od czasu do czasu udajac dawno zagubiona krewniaczke przybyla do tej czy innej wioski lub na zjazd rodzinny, zeby usciskac dzieci.
W pierwszych stuleciach ery chrzescijanskiej przyszedl mi do glowy inny pomysl. Stworzylam fikcyjna galaz rodziny zajmujaca sie prowadzeniem wszelkich archiwow — nagromadzonych tabliczek i zwojow, a nawet oprawnych ksiag. I w kazdym pokoleniu tej fikcyjnej galezi byla kobieta, ktora pelnila obowiazki archiwistki. Imie Maharet towarzyszylo tej godnosci, a kiedy stara Maharet umierala, mloda Maharet dziedziczyla obowiazek.
W taki sposob znalazlam swoje miejsce wewnatrz rodziny; wszyscy znali mnie i kochali. Stalam sie zaprzysiegla korespondentka, dobroczynca, negocjatorka, tajemniczym, niemniej jednak zaufanym gosciem, ktory zjawial sie, by wyciszac wasnie i leczyc wyrzadzone krzywdy. I chociaz pochlanialy mnie tysieczne namietnosci, chociaz mieszkalam przez wieki w obcych krajach, uczylam sie nowych jezykow i zwyczajow, podziwialam nieskonczone piekno swiata i moc ludzkiej wyobrazni, zawsze powracalam do rodziny, rodziny, ktora znala mnie i oczekiwala ode mnie wielu roznych rzeczy.
Mijaly wieki i tysiaclecia, a ja nigdy nie spoczelam w ziemi, jak uczynilo to wielu sposrod was. Nigdy nie zaznalam szalenstwa i utraty pamieci, co bylo czeste wsrod starszych, ktorzy czesto upodabniali sie do zagrzebanych pod ziemia posagow Matki i Ojca. Nigdy od tamtych najdawniejszych czasow nie przydarzyla sie noc, bym otworzywszy oczy, nie pamietala swojego imienia, nie rozejrzala sie przytomnie wokol, nie siegnela po nic swojego zycia.
Nie znaczy to, ze szalenstwo nie zagladalo mi w oczy; czasem ogarnialo mnie znuzenie, smutek zatruwal mi serce, tajemnice wytracaly mnie z rownowagi i zaznawalam bolu. Ponad wszystko jednak liczyly sie: obowiazek straznika rodzinnego archiwum, opieka nad potomstwem i prowadzenie go poprzez swiat. Tak wiec nawet w najbardziej mrocznych czasach, kiedy wszelki ludzki byt wydawal mi sie nieznosny, a zmiany w swiecie — niepojete, powracalam do rodziny jako zrodla samego zycia.