zbyt wielkich ofiar. Zawsze tak bylo.
— Tak — dodal Mariusz. — Wlasnie. Prostota i brutalnosc sa jednym i tym samym w mysli i w czynie. Twoja propozycja jest brutalna!
— Czy nie ma w was pokory? — zapytala. — Nie ma w was checi zrozumienia? Jestescie wszyscy tak dumni, tak aroganccy. Chcecie, aby wasz swiat pozostal taki sam, tego bowiem zada wasza chciwosc!
— Nie — odparl Mariusz.
— Co takiego uczynilam, ze zawzieliscie sie na mnie? — zapytala ostro. Popatrzyla na mnie, na Mariusza, wreszcie na Maharet. — Od Lestata oczekiwalam arogancji, banalow i retoryki, nie sprawdzonych idei. Jednak po was spodziewalam sie wiecej. Och, jakze mnie zawiedliscie. Jak mozecie odwracac sie od przeznaczenia? Wy, ktorzy mozecie byc zbawcami! Jak mozecie zaprzeczac temu, co widzieliscie?
— Ludzie nie chca wiedziec, jacy naprawde jestesmy — powiedzial Santino. — A kiedy sie dowiedza, powstana przeciwko nam. Zapragna niesmiertelnej krwi.
— Nawet kobiety chca zyc wiecznie — stwierdzila chlodno Maharet. — Nawet kobiety zabilyby za to.
— Akaszo, to szalenstwo — dodal Mariusz. — To niewykonalne. Nie stawic oporu to nie do pomyslenia dla zachodniego swiata.
Oblicze Akaszy pociemnialo z gniewu, lecz nawet ogarnieta furia nie przestala byc piekna.
— Zawsze mi sie sprzeciwialas! — powiedziala do Maharet. — Zniszczylabym cie, gdybym mogla. Unicestwilabym tych, ktorych kochasz.
Zapadla gleboka cisza. Wyczuwalem lek zebranych, chociaz nikt nie osmielil sie poruszyc ani odezwac.
— To ty jestes arogancka — odparla Maharet, lekko sie usmiechajac. — To ty nie nauczylas sie niczego. To ty nie zmienilas sie przez szesc tysiecy lat. To twoja dusza wciaz jest prymitywna, podczas gdy smiertelni podazyli do krolestw, do ktorych ty nigdy nie dotrzesz. W swojej izolacji snilas, jak snia tysiace smiertelnych, wolna od wszelkich sprawdzianow i wyzwan. Teraz wylaniasz sie ze swojego milczenia, gotowa urzeczywistnic te sny dla swiata. Przynosisz je tu, do tego stolu, do garstki bratnich stworzen, a one sie rozwiewaja. Nie potrafisz ich obronic. Jak ktokolwiek moglby je obronic? I ty mowisz nam, ze nie przyjmujemy do wiadomosci tego, co widzimy!
Powoli uniosla sie z krzesla. Lekko pochylila sie do przodu, opierajac palce na drewnianym blacie.
— No coz, powiem ci, co widzimy — kontynuowala. — Szesc tysiecy lat temu, kiedy ludzie wierzyli w duchy, wydarzyl sie pewien przerazajacy i nieodwracalny wypadek; byl tak okropny jak potwory, ktore od czasu do czasu rodza sie wsrod smiertelnych, a ktorych natura nie moze scierpiec. Ale ty, kurczowo trzymajaca sie zycia, swoich przekonan i krolewskich prerogatyw, za nic nie chcialas przyznac sie do pomylki i jej naprawic. Twoim celem bylo i jest jej usankcjonowanie, rozwiniecie wielkiej, doskonalej religii. Coz, w koncu to byl wypadek, wypaczenie i nic poza tym. Pomysl o epokach, ktore minely od tamtej mrocznej i zlej chwili, pomysl o innych religiach opartych na czarach, na jakims objawieniu lub glosie z chmur, opartych na interwencji nadprzyrodzonego, na opowiesciach o cudach lub o zmartwychwstaniu smiertelnego czlowieka! Popatrz na efekt twoich religii, ktore za sprawa irracjonalnych roszczen zmiotly miliony. Popatrz, do czego one doprowadzily w historii ludzkosci. Popatrz na wojny prowadzone w ich imieniu, na przesladowania i masakry. Popatrz chocby na zniewolenie umyslu. Pomysl o cenie wiary i slepego zapalu.
A ty opowiadasz nam o dzieciach umierajacych w krajach Wschodu w imie Allacha, wsrod trzaskajacych karabinow i spadajacych bomb! Ta wojna, o ktorej mowilas, kiedy to jeden maly europejski narod usilowal dokonac eksterminacji innego… W imie jakiej wielkiej duchowej wizji nowego swiata to robiono? I co swiat z tego zapamietal? Obozy smierci, piece, w ktorych spalano tysiace trupow. Idee przepadly!
Byloby nam trudno zdecydowac, co gorsze: religia czy czysta idea. Interwencja nadprzyrodzonego czy eleganckie, proste, abstrakcyjne rozwiazanie! Jedno i drugie skapalo swiat we krwi, jedno i drugie powalilo ludzi na kolana. Czy nie rozumiesz? To nie czlowiek jest wrogiem gatunku ludzkiego, lecz irracjonalnosc; dusza oddzielona od ciala, od nauki, jaka moze udzielic jedno bijace serce lub jedna krwawiaca zyla.
Oskarzasz nas o chciwosc. Ach, ona jest naszym zbawieniem, bo dzieki niej wiemy, czym jestesmy, znamy nasze ograniczenia i grzechy. Ty nigdy nie poznalas swoich. Jestes gotowa zaczac to wszystko na nowo, prawda? Wprowadzisz nowa religie, zeslesz nowe objawienia, nowa fale zabobonow, ofiar i smierci.
— Klamiesz — powiedziala Akasza, ledwo tlumiac furie. — Zdradzasz wlasnie to piekno, o ktorym marze, zdradzasz je, bo brak ci wizji, brak ci marzen.
— Piekno jest tam, za oknem! — zawolala Maharet. — Nie zasluguje na twoja przemoc! Jestes tak bezlitosna, ze niszczenie zycia nic dla ciebie nie znaczy! Zawsze tak bylo!
Napiecie stalo sie nie do zniesienia. Caly bylem zlany potem i wszedzie wokol widzialem panike. Tylko mlody Daniel wydawal sie bez reszty zachwycony. Armand wpatrywal sie w Akasze, jakby to wszystko przekraczalo jego zdolnosc pojmowania.
Akasza pasowala sie ze soba w milczeniu. Ponownie odzyskala pewnosc siebie.
— Klamiesz, jak zawsze — rzekla z rozpaczliwa determinacja. — To bez znaczenia, czy bedziesz walczyc po mojej stronie. Zrobie to, co zamierzam; przywroce tamten moment sprzed tysiecy lat i odkupie go, to dawne zlo, ktore ty i twoja siostra sprowadzilyscie do naszej krainy. Przywroce go i pokaze swiatu, az stanie sie Betlejem nowej ery, a pokoj wreszcie zapanuje na ziemi. Nie bylo nigdy takiego wielkiego dobra, aby nie trzeba bylo za nie zaplacic ofiara i odwaga. A jesli wy wszyscy obrocicie sie przeciwko mnie, jesli wszyscy stawicie mi opor, to stworze potrzebnych mi aniolow z lepszej gliny.
— Nie, nie zrobisz tego — powiedziala Maharet.
— Akaszo, prosze — rzekl Mariusz. — Daj nam czas. Zgodz sie tylko zaczekac, rozwazyc. Przeciez nic nie musi stac sie w tej chwili.
— Wlasnie — powiedzialem. — Potrzebujemy troche czasu. Wyjdzmy stad razem… ty, ja i Mariusz… poza sny i wizje, wyjdzmy na swiat.
— Och, jakze mnie obrazasz i lekcewazysz — szepnela. Jej gniew byl zwrocony przeciwko Mariuszowi, ale niebawem mial zwrocic sie przeciwko mnie.
— Jest tak wiele rzeczy, tak wiele miejsc, ktore chce ci pokazac! Daj nam tylko szanse. Akaszo, przez dwa tysiace lat opiekowalem sie toba, chronilem cie…
— Chroniles samego siebie! Chroniles zrodlo swojej mocy, zrodlo swojego zla!
— Blagam cie — rzekl Mariusz. — Przyjde do ciebie na kolanach. Tylko miesiac, zeby pojsc ze mna, porozmawiac wspolnie, zbadac wszystkie dowody…
— Jacy mali, jacy egoistyczni — szepnela Akasza. — Przeciez macie dlug wobec swiata, ktory uczynil was tym, kim jestescie, dlug, ktoremu oddalibyscie teraz swoja moc, by przeistoczyc sie z diablow w bogow!
Wtedy spojrzala na mnie. Gniew coraz wyrazniej rysowal sie na jej twarzy.
— A ty, moj ksiaze, ktory wszedles do mojej komnaty, jakbym byla Spiaca Krolewna, ktory przywrociles mnie do zycia namietnymi pocalunkami, zastanowisz sie jeszcze? Przez wzglad na moja milosc? — Lzy znow stanely jej w oczach. — Czy tez musisz laczyc sie z nimi przeciwko mnie? — Ujela w dlonie moja twarz. — Jak mozesz mnie zdradzac? Jak mozesz zdradzic taki sen? To gnusne istoty, oszukancze, pelne zlej woli, ale twoje serce jest czyste. Masz odwage wykraczajaca poza pragmatyzm. Ty tez masz swoje marzenia!
Nie musialem odpowiadac. Ona wiedziala. Byc moze wiedziala to lepiej niz ja. A ja w jej czarnych oczach ujrzalem tylko cierpienie. Bol, niezrozumienie i tesknote za mna, ktora juz czula.
Nagle wydalo sie, ze nie moze sie poruszyc ani odezwac. Nie moglem uczynic nic, by uratowac ich oraz siebie. Kochalem ja, ale nie moglem stanac u jej boku! Blagalem ja bez slow, aby zrozumiala i wybaczyla.
Jej twarz zamarla, prawie tak, jakby tamte glosy ja pochlonely. Czulem sie tak jak wtedy, gdy stalem przed jej tronem, a ona wpila we mnie swe spojrzenie.
— Zabije ciebie pierwszego, moj ksiaze — zapowiedziala, lagodnie pieszczac palcami moja twarz. — Chce, zebys przepadl na zawsze. Nie chce juz nigdy ujrzec zdrady w twojej twarzy.
— Jesli go skrzywdzisz — szepnela Maharet — ruszymy przeciwko tobie jak jeden maz i jedna niewiasta.
— Ruszycie przeciwko samym sobie! Kiedy skoncze z tym, ktorego kocham, zabije tych, ktorych ty kochasz, a ktorzy juz powinni byc martwi. Wymorduje wszystkich. A kto unicestwi mnie?
— Akaszo — szepnal Mariusz. Wstal i ruszyl ku niej, ale w mgnieniu oka powalila go na podloge. Upadl z krzykiem. Santino pospieszyl mu z pomoca.
Znow popatrzyla na mnie. Zacisnela mi dlonie na ramionach, lagodnie, z miloscia, jak poprzednio. Przez