W istocie wszystko to bylo zbyt realistyczne, jak na Odrodzenie. Postaci mialy charakter raczej indywidualny niz typowy. Na twarzach aniolow malowal sie wyraz lekkiego rozbawienia, z nutka goryczy. A material tuniki i obcislych spodni chlopca oddano zbyt dokladnie. Widziala nawet cery, lezke, kurz na rekawie. Byly tez inne detale — suche liscie rozrzucone na podlodze, dwa pedzle lezace z boku bez widocznej przyczyny.
— Kim jest ten Mariusz? — szepnela. To imie z niczym sie jej nie kojarzylo. Nigdy nie widziala wloskiego malowidla z tak wieloma niepokojacymi szczegolami. Czarnoskrzydle anioly…
Dawid nie odpowiedzial. Wskazal na chlopca.
— Chce, zebys mu sie przyjrzala. To nie jest prawdziwy przedmiot twojego sledztwa, jedynie bardzo wazne ogniwo.
Przedmiot? Ogniwo?… Byla zbyt zafrapowana obrazem.
— Spojrz na te kosci w kacie, ludzkie kosci pokryte kurzem; wyglada to tak, jakby ktos tylko sprzatnal je z glownego planu. Coz to, na Boga, znaczy?
— Tak — mruknal Dawid. — Slowo „kuszenie” zwykle kojarzy sie z diablami otaczajacymi swietego.
— Wlasnie — powiedziala. — I umiejetnosci malarza sa wyjatkowe. — Im dluzej wpatrywala sie w obraz, tym bardziej byla niespokojna. — Skad to macie?
— Zakon wszedl w jego posiadanie wieki temu. Nasz emisariusz w Wenecji odzyskal to ze spalonej willi nad Canale Grande. Tak przy okazji, tym wampirom stale towarzyszy ogien. To jedyny orez, ktorego skutecznie uzywaja przeciwko sobie nawzajem. Jak pamietasz, w „Wywiadzie z wampirem” bylo kilka pozarow. Louis podlozyl ogien pod miejska rezydencje w Nowym Orleanie, kiedy usilowal zniszczyc swojego stworce i mentora, Lestata. A pozniej spalil Teatr Wampirow po smierci Klaudii.
Smierc Klaudii. Na te slowa Jesse ku swojemu zaskoczeniu lekko zadrzala.
— Przyjrzyj sie jednak uwaznie temu chlopcu — powiedzial Dawid. — Bo to o nim teraz bedziemy mowic.
Amadeo. To znaczylo „ten, ktorego Bog kocha”. Tak, byl piekny. Szesnasto-, moze siedemnastolatek o kwadratowej, bardzo regularnej twarzy i dziwnie blagalnym spojrzeniu.
Dawid wlozyl jej cos do reki. Z trudem oderwala wzrok od obrazu. Nie od razu zrozumiala, ze patrzy na ferrotypie, dziewietnastowieczna fotografie. Szepnela po chwili:
— To ten sam chlopiec!
— Tak. I rodzaj eksperymentu — rzekl Dawid. — Zrobiono je prawdopodobnie tuz po zachodzie slonca, w oswietleniu, ktore moglyby sie nie sprawdzic w przypadku innego obiektu. Zauwaz, ze wlasciwie nic nie widac poza jego twarza.
To byla prawda; Jesse dostrzegla tez, ze uczesanie mial stosowne do tamtej epoki.
— Spojrz jeszcze na to — dodal Dawid. Tym razem podal jej stary dziewietnastowieczny dziennik z waskimi kolumnami druku i atramentowymi ilustracjami. Ujrzala tego samego chlopca wysiadajacego z powoziku — szkic zrobiono napredce, ale widac bylo, ze chlopiec sie usmiecha.
— Jest tu artykul o nim i o Teatrze Wampirow. A to angielskie czasopismo z 1789 roku, czyli cale osiemdziesiat lat wczesniejsze. Znajdziesz w nim kolejny bardzo dokladny opis tej instytucji i tego samego mlodego czlowieka.
— Teatr Wampirow… — Wpatrywala sie w kleczacego chlopca o kasztanowych wlosach. — Alez to Armand, postac z tej powiesci!
— Wlasnie. Wydaje sie lubic to imie. Moze we Wloszech byl to Amadeo, ale stal sie Armandem do osiemnastego wieku i pozniej uzywal tego miana.
— Nie tak szybko, prosze — powiedziala Jesse. — Twierdzisz, ze udokumentowano istnienie Teatru Wampirow? Ze zrobili to nasi ludzie?
— Uczynili to starannie. Akta sa ogromne i zawieraja mnostwo wspomnien na temat teatru. Mamy rowniez dokumenty prawne posiadlosci. Tu zaczyna sie kolejne ogniwo naszych akt i tej powiastki, „Wywiadu z wampirem”. Wlasciciel teatru, ktory nabyl go w 1789, nazywal sie Lestat de Lioncourt. Jest obecnie w Paryzu posiadlosc, ktorej wlasciciel nazywa sie tak samo.
— Czy to sprawdzona wiadomosc? — zapytala Jesse.
— Wszystko to jest w aktach — powiedzial Dawid — odbitki zarowno starych, jak i nowych dokumentow. Jesli zechcesz, mozesz zbadac podpis Lestata. On robil wszystko z rozmachem — jego wspanialy podpis zajmuje polowe strony. Mamy odbitki kilku egzemplarzy. Chcemy, zebys zabrala je ze soba do Nowego Orleanu. W gazecie jest opis pozaru, ktory zniszczyl teatr, identyczny z opisem Louisa. Data taka sama jak w powiesci. A co do niej samej, to przeczytaj ja starannie jeszcze raz.
Pod koniec tygodnia Jesse byla juz w samolocie do Nowego Orleanu. Miala opatrzyc notatkami i udokumentowac jak najdokladniej tresc powiesci, przeszukujac dokumenty praw wlasnosci, przekazania tychze praw, stare gazety, dzienniki — wszystko, co wsparloby teorie, ze postaci i wydarzenia opisane w powiesci sa prawdziwe.
Nadal nie wierzyla w to wszystko. Niewatpliwie cos w tym bylo, ale jej zdaniem ten numer polegal jednak tylko na tym, ze sprytny autor powiesci historycznych trafil przypadkiem na interesujace realia i wplotl je w fikcyjna opowiastke. Badzmy powazni, bilety teatralne, dokumenty prawne, programy i tym podobne szpargaly jeszcze nie dowodza istnienia krwiopijczych niesmiertelnych.
Jesli chodzi o zasady postepowania, ktore obowiazywaly Jesse, to naprawde mozna bylo oszalec.
Wolno jej bylo przebywac w Nowym Orleanie wylacznie od wschodu slonca do czwartej po poludniu. O czwartej miala udawac sie na polnoc miasta, do Baton Rouge, i spedzac noce bezpiecznie na pietnastym pietrze nowoczesnego hotelu. Gdyby odniosla wrazenie, ze ktos ja obserwuje albo sledzi, miala od razu szukac skupiska ludzi. Z dobrze oswietlonego, ludnego miejsca miala natychmiast zamowic rozmowe miedzynarodowa do Talamaski w Londynie.
Nigdy, w zadnych okolicznosciach, nie wolno jej bylo probowac „aktu nadzmyslowego postrzegania” wobec zadnego z wampirow. Zasieg ich mocy byl Talamasce nieznany. Jedno bylo pewne: te istoty potrafia czytac w myslach. Poza tym potrafia wprowadzic ludzi w stan pomieszania umyslu. Istnialy znaczace dowody ich niezwyklej potegi. Na pewno mogly zabijac.
Niewatpliwie niektore z nich wiedzialy o Talamasce. Juz kilku czlonkow zakonu zniklo podczas sledztw.
Jesse byla zobowiazana do skrupulatnej lektury codziennej prasy. Talamasca miala powody, by zakladac, ze Nowy Orlean byl wolny od wampirow. W innym wypadku Jesse nie zostalaby tam wyslana. Jednak Lestat, Armand lub Louis mogli sie pojawic tam w kazdej chwili. Jesli Jesse natrafi na artykul o niewytlumaczalnej smierci, ma wyjechac z miasta i nie wracac.
Jesse uznala te wszystkie srodki bezpieczenstwa za smiechu warte. Nawet sterta wzmianek o tajemniczych zgonach nie zrobila na niej wrazenia ani nie przestraszyla. Przeciez ci wszyscy ludzie mogli byc ofiarami kultu satanistycznego. I byli zanadto ludzcy.
Ale Jesse zalezalo na tym zadaniu.
W drodze na lotnisko Dawid zapytal ja o to.
— Jesli naprawde trudno ci uwierzyc w moje slowa, to dlaczego zalezy ci na sledztwie w sprawie tej ksiazki?
Nie spieszyla sie z odpowiedzia.
— W tej powiesci jest cos nieprzyzwoitego. Sprawia, ze zycie tych istot wydaje sie pociagajace. Poczatkowo nie zdajesz sobie z tego sprawy; to nocny koszmar, z ktorego nie potrafisz sie otrzasnac. A potem nagle czujesz sie w tym wygodnie. Chcesz w tym nadal tkwic. Nawet tragedia Klaudii nie moze cie zmusic do odwrotu.
— I?…
— Chce udowodnic, ze to jest wymysl.
To zupelnie odpowiadalo Talamasce, zwlaszcza ze padlo z ust wyszkolonego sledczego.
Podczas dlugiego lotu do Nowego Jorku Jesse zdala sobie jednak sprawe, ze chodzi jej o cos jeszcze, cos, o czym nie mogla powiedziec Dawidowi. Dopiero niedawno uzmyslowila sobie, ze „Wywiad z wampirem” przypominal jej o lecie z Maharet, chociaz nie wiedziala dlaczego. Raz za razem przerywala lekture, myslac o tamtych wakacjach. Przypominaly sie jej drobiazgi, nawet znowu o nich snila. Te sprawy nie maja ze soba nic wspolnego — powiedziala sobie. A jednak byl jakis zwiazek, cos pokrewnego z atmosfera ksiazki, nastrojem, nawet z charakterem postaci i calym ukladem spraw — podobnym, a tak naprawde zupelnie niepodobnym. Jesse nie mogla uchwycic i nazwac istoty tych odniesien. Jej wladze umyslowe oraz pamiec byly przedziwnie