zablokowane.

Pierwsze dni Jesse w Nowym Orleanie byly najdziwniejsze w jej calej karierze medium.

W miescie panowal karaibski wilgotny klimat. Mialo urode i trwaly kolonialny koloryt, ktore natychmiast ja oczarowaly. Gdziekolwiek sie udala, wyczuwala rozne niesamowitosci. Cale miasto wydawalo sie nawiedzone. Niesamowite rezydencje sprzed wojny secesyjnej byly uwodzicielsko milczace i ponure. Nawet pelne turystow ulice French Quarter emanowaly zmyslowa i zjawiskowo grozna atmosfera, ktora wiecznie sprowadzala Jesse z wyznaczonego szlaku lub zatrzymywala na dlugie chwile rozmarzenia na lawce przy Jackson Square.

Nie cierpiala przymusowych wyjazdow o czwartej po poludniu. Wielopietrowy hotel w Baton Rouge zapewnial boski poziom amerykanskiego luksusu. Jesse calkiem sie tam podobalo. Jednak leniwy wdziek Nowego Orleanu zauroczyl ja bez reszty. Kazdego rana budzila sie z niejasnym uczuciem, ze snila o wampirach. I o Maharet.

Potem, cztery dni po rozpoczeciu sledztwa, dokonala serii odkryc, po ktorej natychmiast zlapala za sluchawke. Na liscie podatnikow Luizjany bezdyskusyjnie figurowal niejaki Lestat de Lioncourt. Rzeczywiscie w 1862 roku przejal mieszkanie przy ulicy Royal od swojego wspolnika, Louisa de Pointe du Lac. Ten z kolei byl wlascicielem siedmiu roznych nieruchomosci na terenie Luizjany; jedna z nich byla plantacja opisana w „Wywiadzie z wampirem”. Jesse byla oszolomiona. I wniebowzieta.

Czekaly ja dalsze odkrycia. Niejaki Lestat de Lioncourt byl obecnie wlascicielem domow rozsianych po calym miescie. Podpis tej osoby, pojawiajacy sie w urzedowych zapiskach z lat 1895 i 1910, byl identyczny z podpisami osiemnastowiecznymi.

Och, to bylo az nazbyt wspaniale. Jesse bawila sie cudownie.

Od razu wybrala sie, by sfotografowac posiadlosci Lestata. Dwie z nich, rezydencje w Garden District, byly nie zamieszkanymi ruinami z przerdzewialymi bramami. Ale pozostale, w tym mieszkanie przy obecnej ulicy Royal — to samo, ktore przepisano na Lestata w 1862 roku — wynajmowano przez miejscowa agencje, ktora przesylala platnosci adwokatowi w Paryzu.

To bylo ponad sily Jesse. Telegraficznie poprosila Dawida o pieniadze. Musi splacic lokatorow przy ulicy Royal, gdyz to mieszkanie z pewnoscia zamieszkiwali kiedys Lestat, Louis i mala Klaudia. Byli wampirami czy nie, ale mieszkali tam!

Dawid bezzwlocznie przeslal pieniadze wraz z wyraznym zaleceniem, by nie zblizala sie do zrujnowanych rezydencji. Jesse natychmiast odpowiedziala, ze juz sprawdzila tamte domy. Nikt nie pojawil sie w nich od lat.

Wazne bylo mieszkanie. Do konca tygodnia splacila lokatorow, ktorzy wyprowadzili sie z radoscia i z pelnymi garsciami gotowki. Wczesnym poniedzialkowym rankiem Jesse weszla do pustego lokalu na pietrze.

Cudowna ruina. Stare kominki, stiuki, drzwi, wszystko jak w powiesci!

Zaopatrzona w srubokret i dluto zaczela od frontowych pomieszczen. Louis opisal pozar, w ktorym Lestat zostal powaznie poparzony. No coz, Jesse przekona sie, czy byl tam naprawde jakis pozar.

Nie minela godzina, a znalazla spalone, belki! A murarze — blogoslawieni murarze! — likwidujac slady zniszczenia, zapchali dziury gazetami z 1862 roku. Zgadzalo sie to idealnie z relacja Louisa. Przepisal wille na Lestata, zaplanowal wyjazd do Paryza, a potem wybuchl pozar, podczas ktorego Louis i Klaudia uciekli.

Oczywiscie Jesse starala sie zachowac sceptycyzm, ale postaci z ksiazki nabieraly przedziwnego realizmu. Musialaby wyjsc z domu, zeby zadzwonic do Dawida, i to wprawilo ja w rozdraznienie. Chciala natychmiast wszystko mu opowiedziec.

Nie wyszla jednak; przeciwnie, godzinami siedziala w salonie, napawajac sie plamami slonca na zniszczonym parkiecie, sluchajac skrzypienia budynku. Tak stary dom nie moze byc cichy, nie w takim wilgotnym klimacie. Nie widziala zadnego ducha, mimo to nie czula sie samotna. Przeciwnie, wokol panowalo przytulne cieplo. Nagle ktos nia potrzasnal, zeby sie obudzila. Nie, oczywiscie, ze nie; nie bylo tam nikogo oprocz niej. Zegar wybijal czwarta.

Nastepnego dnia wypozyczyla odparowarke do tapet i zajela sie innymi pokojami. Musiala dobrac sie do oryginalnych warstw. Niewykluczone, ze byly datowane, a poza tym szukala czegos szczegolnego. Nieopodal spiewal kanarek, moze w innym mieszkaniu lub w sklepie, i swiergot nie pozwalal sie jej skupic. Jak cudownie. Nie zapomnijcie o kanarku. Kanarek umrze, jesli o nim zapomnicie. Znow zasnela.

Kiedy sie obudzila, byl zmierzch. W poblizu slyszala dzwieki klawikordu. Sluchala przez dlugi czas, zanim otwarla oczy. To Mozart, grany bardzo szybko. Zbyt szybko, ale za to z jakim kunsztem. Ogromny zageszczony motyw, zdumiewajaca wirtuozeria. Wreszcie zmusila sie, by wstac, zapalic swiatlo i ponownie wlaczyc odparowarke.

Urzadzenie bylo ciezkie, goraca woda splywala jej struzkami po ramionach. W kazdym pokoju Jesse zdzierala czesc papierowej wykladziny do surowego gipsu, a potem szla dalej. Ale buczenie sprzetu dzialalo jej na nerwy. Miala wrazenie, ze slyszy w nim glosy — smiech rozmawiajacych ludzi, kogos szepczacego z naciskiem po francusku, placz dziecka — a moze to byla kobieta?

Wylaczyla to dranstwo. Nic. Tylko zludzenie wywolane halasem budzacym echa w pustym pomieszczeniu.

Wrocila do pracy, nie zdajac sobie sprawy z uplywu czasu, z coraz wiekszej sennosci ani z tego, ze nic nie jadla. Przesuwala coraz dalej ciezkie urzadzenie, az nagle w polowie sypialni znalazla to, czego poszukiwala — reczne malowidlo na nagiej gipsowej scianie.

Przez chwile byla zbyt podniecona, aby sie poruszyc. Potem rzucila sie do pracy jak szalona. Tak, to byl fresk „magicznych kniei”, ktory Lestat zamowil dla Klaudii. Spod kapiacej odparowarki wylanialo sie coraz wiecej szczegolow.

„Jednorozce, rajskie ptaki, uginajace sie pod ciezarem owocow drzewa nad polyskujacymi potokami” — to bylo wlasnie tak, jak opisal Louis. Wreszcie obnazyla wielki kawal fresku obiegajacego wszystkie cztery sciany. Pokoj Klaudii, bez watpienia. Miala zawroty glowy. Byla oslabiona z glodu. Spojrzala na zegarek. Pierwsza w nocy.

Pierwsza! Spedzila tu polowe nocy. Powinna wyjsc teraz, zaraz! Po raz pierwszy zlamala zasady!

A jednak nie potrafila zmusic sie do wyjscia. Mimo podniecenia byla bardzo zmeczona. Siedziala oparta o marmurowa plyte kominka, swiatlo sufitowej zarowki bylo ponure, a poza tym bolala ja glowa. Niemniej jednak nie odrywala wzroku od rajskich ptaszat, drobnych, cudownie oddanych kwiatow i drzew. Niebo mialo barwe glebokiego cynobru, ale widnial na nim ksiezyc w pelni i nie bylo slonca, a gwiazdy rozprysly sie wielka powodzia. Nadal przylegaly do nich kawaleczki kutego srebra.

Po pewnym czasie dostrzegla w narozniku namalowany w tle kamienny mur, a za nim zamek. Jak cudownie szlo sie przez las w jego kierunku; pozniej przechodzilo sie przez starannie namalowana drewniana brame i wkraczalo sie do krolestwa innej rzeczywistosci. Uslyszala w glowie piesn, cos dawno zapomnianego, co zwykle spiewala Maharet.

Wtem dostrzegla, ze brame namalowano na autentycznym otworze w murze!

Wyprostowala sie. Widziala szpary w gipsie. Tak, kwadratowe przejscie, ktorego nie zauwazyla, mocujac sie z ciezka odparowarka. Uklekla przed tym fragmentem sciany i dotknela go. Drewniane drzwi. Natychmiast siegnela po srubokret i usilowala je uchylic. Bez powodzenia. Mocowala sie z jedna krawedzia, potem z druga, ale bez skutku; tylko rysowala sciane.

Przysiadla na pietach i uwaznie obejrzala to miejsce. Namalowane wrota na drewnianych drzwiach. A tam, gdzie namalowano klamke, wytarty placek. Tak! Wyciagnela reke i szturchnela lekko. Drzwi nagle sie uchylily. Proste? Proste.

Uniosla latarke. Komorka wylozona cedrem. Byly tam rozne rzeczy. Oprawiona w skore ksiazeczka! Cos w rodzaju rozanca i lalka, bardzo stara porcelanowa lalka.

Przez chwile nie potrafila sie zdobyc, by dotknac tych przedmiotow. Czula sie tak, jakby miala zbezczescic grob. Unosil sie tam lekki zapach. Perfumy? Nie sni, prawda? Nie, bol glowy byl zbyt silny. Najpierw wyjela z komorki lalke.

Wedle wspolczesnych standardow, byla prymitywna, ale jej drewniane czlonki polaczono i uformowano fachowo. Biala sukienka i niebiesciutka szarfa gnily, rozpadaly sie na strzepki, ale porcelanowa glowka byla sliczna, wielkie blekitne oczy idealne, rozpuszczona blond peruczka nadal nietknieta.

— Klaudia — szepnela.

Na dzwiek swego glosu zdala sobie sprawe z panujacej ciszy. O tej godzinie na ulicach nie bylo zadnego ruchu. Tutaj skrzypialy tylko stare klepki, a na stole lagodnie migotala lampa naftowa. Wtem skads dobiegla

Вы читаете Krolowa potepionych
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату