Jednak Mekare mnie nie sluchala. Chodzila tam i z powrotem, od czasu do czasu uderzajac sie piescia w piersi. Czulam jej niepokoj.

„Przeklete — powtarzala. — Zle”.

Na przemian pograzala sie w milczeniu i powtarzala te slowa.

Wiedzialam, ze wspominala ostrzezenia Amela, zlego ducha. Wiedzialam tez, ze on jest w poblizu; slyszalam go i czulam. Wiedzialam, ze Mekare chcialaby go przywolac, i czulam, ze nie wolno jej tego czynic. Coz jego moc mogla znaczyc dla Egipcjan? Ilu smiertelnych mogl pokluc? Nie wzbudzilby wiekszego przerazenia niz gwaltowny wiatr czy ciskanie przedmiotami. Amel slyszal te mysli i zaczal sie burzyc.

„Uspokoj sie, demonie — powiedziala Mekare. — Zaczekaj. az bedziesz mi potrzebny!”

Pierwszy raz slyszalam, by Mekare odzywala sie do zlego ducha i przeszyl mnie dreszcz zgrozy.

Nie pamietam, kiedy zasnelysmy. Po polnocy obudzil mnie Khayman. Poczatkowo wydawalo mi sie, ze to Amel plata jakas sztuczke, i obudzilam sie roztrzesiona, ale Khayman gestem zalecil mi spokoj. Byl w strasznym stanie. Mial na sobie prosta nocna szate i sandaly, a jego wlosy byly w nieladzie. Chyba wczesniej plakal. Mial czerwone oczy.

Usiadl przy mnie, mowiac:

„Powiedz mi, czy to prawda, co mowilas o duchach?”

Nie wyjasnialam mu, ze to byly slowa Mekare. Ludzie zawsze nas mylili albo uwazali za jedna osobe. Powiedzialam mu tylko, ze tak, to prawda.

Wyjasnilam mu, ze niewidzialne istoty byly zawsze wsrod nas; ze same opowiedzialy nam, iz nie wiedza o istnieniu zadnych bogow ani bogin. Opowiedzialam, jak przechwalaly sie swymi wyczynami w wielkich swiatyniach Sumeru, Jerycha lub Niniwy i jak czasem oznajmialy, ze to one sa tym lub tamtym bogiem. My jednak zawsze wiedzialysmy, z kim tak naprawde mamy do czynienia i kiedy ignorowalysmy te opowiesci, rezygnowaly ze swoich wyglupow.

Siedzial zalamany, jak czlowiek oklamywany przez cale zycie, ktory nagle dojrzal prawde. Byl gleboko poruszony, kiedy duchy sciagnely wiatr na nasza gore i ciskaly na zolnierzy fontanne lisci; to zmrozilo jego dusze. Taki stan jest zawsze zaczynem wiary.

Zrozumialam wtedy, jak obciazone jest jego sumienie.

„Masakra waszego ludu to byla swieta wojna; zaden egoistyczny uczynek, jak mowilas”, powiedzial.

„Och, nie — rzeklam. — To byl egoistyczny i prostacki czyn, nie moge nazwac tego inaczej”.

Powiedzialam mu o tabliczce dostarczonej przez poslanca, o tym, co powiedzialy duchy, o leku i chorobie matki, o mojej mocy, dzieki ktorej uslyszalam, co kryje sie w slowach krolowej, a czego ona sama nie potrafila zaakceptowac.

Zanim skonczylam mowic, Khayman znow sie zalamal. Wiedzial, ze to, co mowie, jest prawda. Walczyl u boku krola podczas wielu kampanii przeciwko wielu ludom. To, ze wojsko powinno walczyc dla zysku, nie bylo dla niego niczym nowym. Widzial masakry i spalone miasta, widzial uprowadzanych ludzi; widzial zolnierzy uginajacych sie pod ciezarem lupow. Chociaz sam nie byl wojownikiem, rozumial, dlaczego tak sie dzieje.

W naszej wiosce nie bylo jednak zadnego wartosciowego lupu; nie bylo to terytorium, ktore krol moglby zatrzymac. Tak, walczono po to, zeby nas pojmac, to bylo mu wiadome. Czul obrzydzenie z powodu klamstwa o swietej wojnie przeciwko kanibalom. Jego smutek byl jeszcze wiekszy niz kleska. Pochodzil ze starej rodziny i sam jadl ciala swych przodkow. Teraz musial karac za to samo ludzi, ktorych znal i kochal. Mysl o mumifikacji budzila w nim odraze, ale jeszcze bardziej nienawidzil towarzyszacej temu ceremonii; otchlani przesadow, w ktora stoczyl sie jego kraj. Jakimiz bogactwami obsypywano umarlych, jakaz wage przywiazywano do gnijacych trupow; i wszystko po to, by ludzie nie mieli poczucia winy, zarzucajac stare zwyczaje.

Te mysli wyczerpaly go; a najbardziej dreczyla go smierc, ktorej byl swiadkiem, egzekucje, masakry. Tak jak krolowa ich nie dostrzegala, tak on nie potrafil ich zapomniec. Tracil sily jak czlowiek, ktory wsysany w bagno, moze w nim zatonac.

Zanim wyszedl, obiecal, ze zrobi wszystko, co w jego mocy. aby nas uwolniono. Nie wiedzial, jak moglby tego dokonac. Blagal mnie, bym sie nie bala. Bardzo go kochalam w tamtej chwili. Mial taka sama piekna twarz jak teraz; tyle ze byl ciemnoskory, szczuplejszy, a jego wlosy zaplecione w warkoczyki zwisaly mu do ramion. Mial w sobie cos dworskiego, byl kims, kto wydaje rozkazy i kogo ogrzewa czula milosc wladcy.

Nastepnego ranka krolowa znow poslala po nas. Tym razem udalysmy sie do jej komnaty, gdzie oprocz niej byli tylko krol i Khayman.

To pomieszczenie urzadzono z jeszcze wiekszym przepychem niz wielka sale palacowa; az kipiala od zbytku. Staly tam: kanapa z rzezbionymi leopardami, loze z kapa z czystego jedwabiu, zwierciadla wypolerowane do, zdawaloby sie, czarodziejskiej perfekcji. A sama krolowa byla jak kusicielka, obwieszona bizuteria i skropiona perfumami, uksztaltowana przez nature w stworzenie tak cudowne jak wszystkie skarby wokol. Po raz kolejny zadawala swoje pytania.

Stojac obok siebie ze zwiazanymi rekami, musialysmy ponownie wysluchac tych samych glupstw.

Mekare znow opowiedziala krolowej o duchach; wyjasnila, ze istnieja od zawsze, opowiedziala, jak wyprowadzaly w pole kaplanow w roznych krainach. Opowiedziala tez o tym, jak lubily piesni i zaklecia Egipcjan. Byla to dla nich jedynie zabawa, nic wiecej.

„W takim razie to duchy sa bogami, to wynika z waszych slow! — wykrzyknela z wielkim ferworem Akasza. — Rozmawiacie z nimi? Chce je zobaczyc! Zrob to dla mnie teraz”.

„One nie sa bogami — rzeklam. — Wlasnie probujemy ci to wytlumaczyc. Nie pogardzaja kanibalami, tak jak wedlug was czynia bogowie. To bylo im zawsze obojetne”.

Z wielkim trudem staralam sie wykazac roznice miedzy tym, co sobie wyobrazala, a tym, jak bylo naprawde. Wyjasnialam, ze duchy nie przestrzegaja zadnych przykazan, a my przewyzszamy je moralnie. Wiedzialam jednak, ze ona nie potrafi uchwycic sedna moich tlumaczen.

Dostrzeglam w niej wojne pomiedzy druhna bogini Inanny, ktora chciala wierzyc, ze jest blogoslawiona, a mroczna ponura dusza, ktora w istocie nie wierzyla w nic. Dusza Akaszy byla lodowata komnata, a religijny zapal byl jej potrzebny jedynie po to, by ogrzac owo siedlisko zimna.

„Mowicie same klamstwa! — powiedziala w koncu. — Jestescie zlymi kobietami!”

Zarzadzila nasza egzekucje. Powinnysmy zostac spalone zywcem nastepnego dnia, razem, tak, bysmy ogladaly nawzajem swoje cierpienia i smierc. Po co w ogole zawracala sobie nami glowe.

Krol natychmiast jej przerwal, mowiac, ze widzial moc duchow, podobnie jak Khayman. Co uczynia duchy, jesli zostaniemy tak potraktowane? Czy nie lepiej puscic nas wolno?

W spojrzeniu krolowej bylo jednak cos zlego i twardego. Slowa krola nic dla niej nie znaczyly; juz postradalysmy zycie. Co moglysmy zrobic? Bylo w niej tyle zlosci, ze nie umiala tak przetworzyc uslyszanych prawd, by sluzyly jej pozytkowi lub rozkoszy. A przeciez jej umysl byl przecietny; niezliczeni ludzie czuli i mysleli jak ona… teraz najprawdopodobniej tez takich nie brakuje.

Wreszcie Mekare przejela paleczke. Zrobila cos, czego ja nie smialam uczynic. Wezwala duchy — wszystkie, po imieniu, ale tak szybko, ze krolowa nie zrozumiala ani slowa. Krzyczala, by przybyly do niej na uslugi; a potem nakazala, by wyrazily niezadowolenie z tego, co spotyka dwie smiertelne istoty — Maharet i Mekare — ktore podobno kochaja.

To byla ryzykowna zagrywka. Gdyby nic sie nie stalo, gdyby zgodnie z moimi obawami opuscily nas wczesniej, wtedy, coz, wtedy musialaby wezwac Amela, ktory tylko na to czekal. Zreszta byl nasza jedyna szansa.

Niezwlocznie podniosl sie wiatr. Hulal na dziedzincu i gwizdal w korytarzach palacu. Zrywal draperie, trzaskal drzwiami, tlukl delikatne naczynia. Gdy krolowa poczula, ze znalazla sie w kregu duchow, ogarnela ja zgroza. Drobne przedmioty zaczely fruwac w powietrzu. Duchy zebraly ozdoby z toaletki i cisnely w krolowa; krol usilowal ja oslonic, a Khayman zesztywnial ze strachu.

Zanim osiagnely granice swojej mocy, Khayman zaczal blagac krola i krolowa o cofniecie rozkazu egzekucji. Ugieli sie niezwlocznie.

Mekare czula, ze duchy sa wyczerpane, wiec natychmiast z wielkim namaszczeniem nakazala im spokoj. Zapadla cisza. Przerazeni niewolnicy biegali wokol, zbierajac skorupy.

Krolowa byla pokonana. Krol usilowal jej powiedziec, ze widzial wczesniej takie dziwy i nie poniosl zadnej szkody; ale gleboko w jej sercu cos zostalo skruszone. Nigdy nie widziala najmniejszego dowodu istnienia sil nadprzyrodzonych, wiec byla oszolomiona i sparalizowana. W mrocznym, wyzbytym wiary miejscu wewnatrz niej zajarzylo sie swiatlo, prawdziwe swiatlo. Jej sceptycyzm byl tak gleboki i tak dobrze zamaskowany, ze ten maly

Вы читаете Krolowa potepionych
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату