— On nie zyje — rzekl krotko Torraway i umilkl, zeby to do niej dotarlo.

Kiwnela glowa w zamysleniu. Nie dociera — pomyslal Roger z ubolewaniem. — Ona jeszcze nie rozumie. Lubila Willy’ego, ale nie placze, nie krzyczy ani nie okazuje w ogole zadnych uczuc. Dokonczyl mysl rezygnujac z delikatnosci:

— I oczywiscie oznacza to, ze teraz jest kolej na mnie — rzekl usilujac mowic powoli. — Pozostali nie wchodza w gre, pamietasz, mowilem ci. No wiec to mnie zechca… hm… przygotowac do lotu na Marsa.

Jej mina wprawila go w zdumienie. Niesmiala i sploszona, niemal tak, jak gdyby oczekiwala czegos gorszego i ciagle nie mogla uwierzyc, ze to nie nastapi. Powiedzial zniecierpliwiony:

— Nie rozumiesz, co mowie, kochanie?

— Alez tak, rozumiem. To znaczy… no wiesz, troche ciezko to ogarnac mysla.

Skinal glowa usatysfakcjonowany, ona zas ciagnela:

— Ale pogubilam sie. Bo chyba na poczatku mowiles cos o Bradzie i Chero-Strip?

— Och, przepraszam, wiem, zasypuje cie wszystkim naraz. Tak. Powiedzialem, ze wlasnie bylem w tym motelu, szukalem Brada. Widzisz, zdaje sie, ze to wlasnie uklad percepcyjny nawalil i ze to zabilo Willy’ego. Trudno, Bradleya broszka. I jak na zlosc akurat dzisiaj musial wybyc na taki dlugi lunch, zeby… no coz, chyba o Bradzie nie musze ci mowic. Pewnie gzi sie gdzies z jakas pielegniarka. Ale nie chcialbym byc w jego skorze, jesli nie zjawi sie na zebraniu… — urwal i spojrzal na zegarek. — Uff, sam musze wracac. Ale bardzo chcialem, zebys uslyszala o tym ode mnie.

— Dziekuje ci, kochanie — powiedziala z roztargnieniem, podazajac za jakas mysla. — Czy nie lepiej bylo do niego zadzwonic?

— Do kogo?

— Do Brada, oczywiscie.

— Ach. Ach, oczywiscie, tylko ze to raczej poufne. Nie chcialem, zeby ktokolwiek nas podsluchal. I tak musialem pojsc do Bezpieki po wskazowke, gdzie on sie moze podziewac.

Nagle zaswitala mu w glowie pewna mysl; wiedzial, ze Dorka lubi Brada, i przez pol sekundy rozwazal, czy nie zdenerwowala sie jego prowadzeniem. Owa mysl zmyla sie sama i wyrzucil z siebie w zachwycie:

— Kochanie, musze przyznac, ze przyjmujesz to cudownie. Wiekszosc kobiet dostalaby juz histerii.

Wzruszyla ramionami.

— Coz, nie ma co rwac wlosow z glowy. Oboje sie z tym liczylismy.

Zaryzykowal:

— Bede wygladal dosc nieszczegolnie, Dora. I wiesz, mysle, ze fizyczna strona naszego malzenstwa pojdzie na jakis czas do lamusa, pomijajac juz fakt, ze w trakcie tej misji nie bedzie mnie przez ponad poltora roku.

Wygladalo na to, ze Dora bije sie z.myslami, godzi sie z czyms, wreszcie spojrzala mu prosto w oczy i usmiechnela sie. Podeszla blisko i objela go ramionami.

— Bede z ciebie dumna — powiedziala. — I czeka nas dlugie, dlugie zycie po twoim powrocie. — Odchylila sie w tyl, kiedy usilowal ja pocalowac, i dodala zartobliwie: — Nic z tych rzeczy, musisz wracac. Co zamierzasz zrobic z Bradem?

— No wiec, moglbym wrocic do motelu…

Przerwala mu stanowczo:

— Nie rob tego, Roger. Niech sie sam pilnuje. Skoro kombinuje cos, czego nie powinien, to jego sprawa. Chce, zebys wrocil na to zebranie i… Och, czekaj! Oczywiscie! Przeciez ja jeszcze musze wyjsc. Bede przejezdzala calkiem blisko tego motelu. Jesli zobacze samochod Brada na parkingu, wsune mu kartke za wycieraczke.

— Nawet mi nie przyszlo to do glowy — rzekl z uwielbieniem.

— No wiec nic sie nie martw. Nie chce, zebys myslal o Bradzie. Wobec tego wszystkiego, co nas czeka, musimy myslec o tobie!

Dr med. Jonatan Freeling, czlonek Amerykanskiego Kolegium Chirurgow oraz Amerykanskiej Akademii Medycyny Kosmicznej.

Jon Freeling paral sie medycyna lotnicza i kosmiczna tak dlugo, ze zdazyl odzwyczaic sie od widoku trupow. Nie byl zwlaszcza przyzwyczajony do krojenia zwlok przyjaciol. Astronauci umierali nie zostawiajac na ogol po sobie cial, tak czy inaczej. Jezeli gineli na sluzbie, nie bylo mowy o zadnej sekcji zwlok; ci, ktorzy gineli w przestrzeni kosmicznej, juz tam pozostawali, ci, ktorzy polegli blizej domu, przewaznie wyparowywali rozgotowani w plomieniu tlenowo-wodorowym. W obu przypadkach nie bylo co polozyc na stole.

Z trudem docieralo do Freelinga, ze tym razem ma pod nozem Willy’ego Hartnetta. Bardziej przypominalo to, powiedzmy, rozkladanie na czesci pistoletu maszynowego niz sekcje. Sam pomagal skladac te, czesci: te tutaj platynowe elektrody, te mikrominiaturowe procesory tam w czarnej skrzynce; teraz nadszedl czas, zeby je ponownie rozebrac. Gdyby nie ta krew. Mimo wszystko Willy Hartnett zmarl majac w sobie jeszcze mnostwo mokrej, cieknacej ludzkiej krwi.

— Zamrozic do pobrania wycinka — rzekl podajac jakis skrawek na szkielku przedmiotowym swojej pielegniarce, ktora przyjela je z kiwnieciem glowa. To byla Klara Bly. Na jej ladnej czarnej twarzy malowal sie smutek, jakkolwiek trudno by orzec — pomyslal Freeling unoszac ociekajacy metalowy drut, ktory stanowil czesc obwodow widzenia — ile tego smutku jest z powodu smierci cyborga, a ile z powodu przerwania jej przyjecia pozegnalnego. Wyjezdzala na swoj jutrzejszy slub; gabinet reanimacyjny zaraz za drugimi drzwiami jeszcze byl przystrojony kwiatami z krepiny i papieru na to przyjecie. Pytali Freelinga, czy maja je uprzatnac do sekcji, lecz oczywiscie nie bylo po co; nikogo nie zamierzal reanimowac w owym gabinecie reanimacyjnym. Podniosl wzrok na instrumentariuszke, stojaca tam, gdzie znajdowalby sie anestezjolog podczas normalnej operacji, i burknal:

— Brad odezwal sie?

— Jest w budynku — powiedziala.

No to niechze wezmie dupe w troki i sie tu pofatyguje — oto co pomyslal Freeling i czego nie powiedzial, tylko kiwnal glowa. Przynajmniej sie znalazl. Jakakolwiek z tego wszystkiego wyniknie bieda, to juz Freeling nie bedzie musial sam swiecic oczami. Ale im dluzej sondowal problem, tym wieksza mial zagwozdke. W czym tkwi bieda? Co zabilo Hartnetta? Elektroniczne elementy wydawaly sie w porzadku: kazda wyjeta czesc odsylal w te pedy specjalistom, ktorzy sprawdzali ja natychmiast. Nic nie nawalilo. Rowniez ogolna struktura fizyczna mozgu nic bezposrednio nie wyjasniala… Chyba niemozliwe, zeby cyborg zmarl absolutnie na nic? Freeling wyprostowal sie znad stolu, czul, jak go pod goracymi lampami zalewa pot, odruchowo czekal, az siostra operacyjna otrze mu czolo. Ale tu nie bylo siostry operacyjnej, wiec opamietal sie i otarl pot rekawem. Pochylil sie na nowo, starannie wypreparowujac i wyjmujac uklad nerwu wzrokowego, wlasciwie same resztki; glowne elementy zostaly usuniete wraz z galkami ocznymi i zastapione elektronika.

I wtedy to zobaczyl.

Najpierw wysiek krwi pod spoidlem wielkim mozgu. Potem, w miare jak delikatnie podwazal i sondowal, szarawobiala, sliska powloka tetnicy wybrzuszona, rozerwana. Rozsadzona. Zwykly przypadek sercowo- naczyniowy. Udar mozgu. Freeling nie ruszal tego dalej. Reszte mozna zrobic pozniej czy w ogole odpuscic. Moze i dobrze byloby zostawic to, co zostalo z Willy’ego Hartnetta, w jak najmniej naruszonej postaci. No i czas juz byl na zebranie.

Sala konferencyjna sluzyla rowniez za biblioteke szpitalna, co oznaczalo, ze kiedy odbywalo sie zebranie, ustawala praca moli ksiazkowych.

Czternascie wyscielanych foteli za dlugim stolem zarezerwowano, pozostali uczestnicy wcisneli sie, gdzie popadlo na rozkladane krzeselka. Dwa puste fotele czekaly na Brada i Jona Freelinga, ktorzy w ostatniej chwili pognali do pracowni po, jak powiedzieli, ostatnie wyniki na jakichs szkielkach: w istocie po to, zeby Freeling zreferowal swemu szefowi, w skrocie) co sie stalo, kiedy szef wyszedl „na lunch”. Wszyscy inni byli obecni, Don Kayman i Vic Samuelson (teraz awansowany na zastepce Rogera i niespecjalnie uradowany z tego powodu), Telly Ramez, naczelny psychoanalityk, wszyscy sercowo-naczyniowcy poszeptujacy miedzy soba, szychy z dzialow administracyjnych — oraz dwie gwiazdy. Jedna z gwiazd byl Roger Torraway, z zazenowaniem zasiadajacy u szczytu stolu i z przyklejonym usmiechem przysluchujacy sie rozmowom innych ludzi. Druga byl Jed Griffin, pierwszy czlowiek prezydenta od pokonywania przeszkod. Formalnie byl jedynie glownym doradca prezydenta d/s zarzadzania, lecz nawet zastepca dyrektora traktowal go jak papieza.

— Mozemy zaczynac w kazdej chwili, panie Griffin — zapewnil zastepca dyrektora.

Griffin usmiechnal sie, jakby dostal kurczu twarzy, i pokrecil glowa.

Вы читаете Czlowiek plus
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату