Prady w Ciesninie Florydzkiej oraz w ciesninach Dover, Malakka i Juan de Fuca byly zbyt silne, zeby statki mogly tam kursowac. Woda wciagala male statki jak mlynowka wciaga kawalki drewna.

Wysokie, solidne mosty, ktore dotad wystawione byly tylko na porywy wiatru, teraz zostaly poddane probie sklebionej wody. Staly sie zaporami dla statkow, ktore wpadaly na nie i zrywaly je.

Przycumowane statki wyrywaly doki albo odrywaly sie od cum i grzezly na ulicach miast portowych, rozbijajac sciany wiezowcow.

Woda odrywala latarniowce z grubych lancuchow, czasem zas lancuchy wciagaly statek pod wode. Zatapiala latarnie morskie. Latarnia u wybrzeza Kornwalii jeszcze przez kilka godzin po zatopieniu swiecila gleboko pod woda.

Slona woda podmyla i stopila zmarzline u wybrzezy Syberii i Alaski. W Stanach Zjednoczonych i w Zwiazku Radzieckim zalala podziemne wyrzutnie rakietowe niszczac pociski atomowe. (Jedna z wychodzacych jeszcze w glebi ladu gazet proponowala, zeby za pomoca bomb atomowych odeprzec wode). Linie wysokiego napiecia, na ktorych nastapilo zwarcie, wynurzyly sie po szesciu godzinach pokryte szlamem.

Na Morzu Srodziemnym male zazwyczaj fale urosly do tego stopnia, ze czynily takie same szkody, jakie huragany oraz ogromne plywy ksiezycowe systematycznie wyrzadzaja w nisko polozonych portach oceanicznych.

Slodka woda z Missisipi pokryla cienka warstwa slony przyplyw z Zatoki Meksykanskiej, ktory wdarl sie w jej delte i zalal ulice Nowego Orleanu.

Podobne zjawisko zaobserwowali bracia Araiza i don Guillermo Walker na rzece San Juan. Poznym popoludniem nurt rzeki zmienil kierunek, woda zalala dzungle po obu brzegach i przybrala slonawy smak. Mezczyzni ujrzeli rozne szczatki plynace w gore rzeki. Zakleli zdumieni — Latynosi z pewnym respektem, don Guillermo teatralnie, poslugujac sie cytatami z „Krola Leara” — i zawrocili lodz w strone jeziora Nikaragua.

Mieszkancy olbrzymich miast portowych szukali schronienia na wzgorzach w glebi ladu albo — co bylo mniej bezpieczne — na gornych pietrach wysokich budynkow, gdzie toczyli zawziete boje o kazdy kawalek wolnej przestrzeni. Helikoptery wojskowe ratowaly na chybiltrafil kogo sie dalo. Niektorzy bohaterowie lub po prostu uparciuchy czy tez sceptycy trwali na posterunku. Jednym z nich byl Fritz Scher, ktory przez cala noc nie opuszczal Instytutu Badan Plywow. Hans Opfel, mimo niewielkiej powodzi zalewajacej ulice Hamburga, wyszedl na kolacje, obiecujac, ze wroci z kielbasa i dwoma butelkami piwa, jednakze albo zmogla go powodz, albo odezwal sie instynkt samozachowawczy, bo juz nie wrocil.

Totez Fritz nie mial sie z kogo wysmiewac, kiedy pod wieczor przyplyw zmalal. A pozniej, okolo polnocy, zostalo mu tylko urzadzenie prognozujace plywy, ktoremu mogl tlumaczyc, dlaczego — zgodnie z tym, co podaja coraz to nowsze doniesienia — woda opada az tak nisko. Ale to mu nawet odpowiadalo, poniewaz jego uczucie do dlugiej, gladkiej maszyny stawalo sie coraz goretsze. Przysunal biurko blizej maszyny, zeby moc ja ciagle glaskac. Od czasu do czasu podchodzil do okna i wygladal na zewnatrz, ale niebo pokrywaly geste chmury, to tez nic nie macilo jego przekonania, ze Wedrowiec nie istnieje.

Wiele osob uciekajacych przed falami napotkalo inne przeszkody, ktore kazaly im zapomniec o niebezpieczenstwie grozacym ze strony przyplywu. W poludnie wedlug czasu miejscowego autobus szkolny i furgonetka, ktorymi jechali czlonkowie sympozjum, prowadzily wyscig z ogniem. Pasazerowie widzieli przed soba plomienie wspinajace sie po grzbiecie gorskim i dazace szybko do punktu, w ktorym szosa przecina grzbiet.

Podczas gdy Benjy uparcie prowadzil samochod z irytujaca monotonia piecdziesieciu kilometrow na godzine, Barbara obserwowala niewielka fale, ktora wybiegala spod lewego przedniego kola RollsRoycea, rozlewala sie po szosie i znikala w wysokim sitowiu. Jako kapitan ekspedycji, przynajmniej we wlasnym odczuciu, Barbara wiedziala, ze powinna byla usiasc z przodu, ale sadzila, ze wazniejsza w tej chwili jest opieka nad milionerem, siedziala wiec za Benjym obok starego KKK. Hester siedziala po drugiej stronie Ketteringa, a Helena z przodu razem z Benjym i stosem walizek.

Kiedy tak jechali na zachod przez bagniste tereny Florydy, slonce, ktore bylo wysoko na niebie, zaczelo przez przednia szybe wpadac do wozu. Wszystkie okna po stronie Barbary byly pozamykane, w samochodzie panowal upal. Wiedziala, ze gdzies na prawo i troche bardziej na polnoc powinno byc jezioro Okeechobee, ale na razie wszedzie ciagnelo sie bezkresne zielone sitowie, urozmaicone tu i owdzie kepami ciemnych, ponurych cyprysow i waska, lustrzana tafla wody, pokrywajaca prosta, gladka jezdnie — w najplytszych miejscach woda siegala dwoch centymetrow, w najglebszych — jak dotad — dziesieciu.

— Miala pani racje z tym wysokim przyplywem, panno Barbaro! — zawolal wesolo Benjy. — Wszystko jest zalane. Nie pamietam, zeby przyplyw siegal tak daleko.

— Cicho, Benjy — zwrocila mu uwage Hester. — Pan Kettering jeszcze spi.

Barbara jednak nie podzielala zaufania, jakie w niej pokladal Benjy. Sprawdzila godzine na dwoch zegarkach Ketteringa, ktore miala na lewej rece: bylo dziesiec po drugiej, a wedlug kartki z kalendarza, drugi wysoki przyplyw mial nastapic w Palm Beach o trzynastej czterdziesci piec. Ale chyba przyplyw zaleje lad pozniej niz wybrzeze? Pamietala, ze tak jest z woda w rzekach. Pomyslala, ze jej wiadomosci stanowczo sa zbyt skape.

Samochod z opuszczonym dachem, ktory jechal dwa razy predzej od nich, minal ich, ochlapujac RollsRoycea woda. Pedzil szybko naprzod, rozbryzgujac i burzac gladka tafle wody. W samochodzie siedzialo czterech mezczyzn.

— Pirat drogowy! — warknela Hester.

— O rety, cale szczescie, ze nasz Rolls nie kurczy sie od wody — ucieszyl sie Benjy. — A to dlatego, ze pokrylem go obficie smarem.

Helena zachichotala.

Rozmowa ta obudzila KKK — starzec spojrzal na Barbare zaczerwienionymi oczkami, ktore otaczala siatka zmarszczek; sprawial wrazenie, jakby przespal wszystko, co sie dzialo do tej pory. Wprawdzie bral udzial w przygotowaniach do odjazdu, ale znajdowal sie w stanie odretwienia. Napedzilo to stracha Barbarze, ale Hester wcale sie nie przejela.

— Jeszcze sie nie wyspal. Nic mu nie bedzie — wytlumaczyla Barbarze.

Teraz Kettering rozkazal rzesko:

— Panno Katz, prosze zadzwonic na lotnisko i zarezerwowac dwa bilety na najblizszy lot do Denver. I prosze im powiedziec, ze place potrojna premie recepcjonistom, pilotowi i linii lotniczej. Denver lezy piecset metrow nad poziomem morza, jest poza zasiegiem przyplywu i mam tam przyjaciol.

Barbara spojrzala na niego przerazona i ruchem reki uswiadomila mu, gdzie sie znajduja.

— A tak, zaczynam sobie przypominac — powiedzial po chwili Kettering posepnie. — Dlaczego nie pomyslala pani o samolocie? — zapytal z wyrzutem, patrzac na czarna torbe linii Black Bali Jetline lezaca na jej kolanach.

— Pozyczylam to od przyjaciolki. A cala droge z Bronx przebylam autostopem. Rzadko latam samolotami — przyznala sie z zalem Barbara, w duchu okropnie na siebie zla. Tak dzielnie zaczela ratowac swojego milionera, ale oszolomiona RollsRoycem nie pomyslala o najlepszym sposobie ucieczki i tym samym skazala moze ich wszystkich na zaglade. Dlaczego nie, myslala kategoriami milionerow!

Nagle zaintrygowalo ja, czy stary KKK przejezyczyl sie, mowiac o dwoch biletach. Z pewnoscia chodzilo mu o piec — przeciez traktowal Hester, Helene i Benjy’ego jak wlasne dzieci.

— A przynajmniej wzielismy ze soba dosc pieniedzy? — spytal kwasno Kettering.

— Tak, prosze pana, wzielismy wszystkie pieniadze z sejfow sciennych — zapewnila go Barbara, czerpiac pewna pocieche z mysli o grubych plikach banknotow, ktore dawaly sie namacac przez material torby.

RollsRoyce zwolnil. Samochod, ktory ich niedawno minal, stal w sitowiu z maska do polowy zanurzona w wodzie, a jego czterej pasazerowie po kostki w wodzie zastepowali droge i wymachiwali rekami.

Widok ten wyrwal Barbare z zamyslenia.

— Nie zwalniaj! — krzyknela, chwytajac fotel kierowcy. — Jedz prosto przed siebie!

Benjy jeszcze troche zwolnil.

— Sluchaj sie panny Katz, Benjaminie. Gazu! — rozkazal stary KKK glosem tak ochryplym, ze zakrztusil sie wymawiajac ostatnie slowo.

Barbara zobaczyla, jak Benjy chowa glowe w ramiona, i wyobrazila sobie, ze naciskajac gaz mruzy oczy. Mezczyzni stali nieruchomo, ale kiedy dzielilo ich juz tylko kilka metrow od RollsRoycea, odskoczyli na bok, gniewnie pokrzykujac. Nie udala im sie ta sztuczka.

Barbara obejrzala sie i zobaczyla, ze jeden z nich mocuje sie z drugim, ktory wyciagnal pistolet.

Вы читаете Wedrowiec
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату