jeszcze sprawny. Docieralo do niego tylko jedno — ze znaczna czesc Walii wraz z eksperymentalna elektrownia plywowa nad Severn znajduje sie teraz pod nim. Walia przywiodla mu na mysl Dylana Thomasa i wiersz, ktorego urywki zaczal mamrotac:

— „Tylko glebokie, zatopione dzwony kaplic i dzwonki owiec… mrok mielizny swietych pol wynurzy… Pod gwiazdami Walii… Krzyk: tak zakrzykna niezliczone arki! (Skiffarka! Samotny Noe!)… lady pokryte wodami… Hej, stary lisie o chodzie matrosa… myszko Dai!… potop rozkwita teraz”.

Skiff kolysal sie miarowo. Myslenie przychodzilo Daviesowi z trudem, ale nareszcie zdal sobie sprawe, ze niewielkie fale sa zapewne resztkami poteznych grzywaczy na Atlantyku, nadciagajacych w gore Kanalu w przeciwna strone niz przyplyw. Ale dlaczego ich malutkie grzbiety pokryte sa burgundem i piwem, krwia i zlotem?

Fala obrocila skiff o sto osiemdziesiat stopni i na wschodniej czesci nieba ujrzal fioletowa kule Wedrowca, na ktorej lezal zwiniety w klebek zloty smok. Przed smokiem unosila sie trojkatna, zlota tarcza. Spoza obcej kuli stopniowo wylanialo sie grube, biale wrzeciono niczym lsniacy kokon poteznej bialej cmy. Daiowi przypomnialy sie relacje radiowe ze zwariowanej Ameryki i nasunely sie pewne skojarzenia: cma, cma-Luna, Luna — uswiadomil sobie nagie, ze wrzeciono to nic innego jak Ksiezyc, z ktorym on i Richard Hillary pozegnali sie pietnascie godzin temu.

Dai, wstrzasniety, siedzial bez ruchu i wpatrywal sie w niebo, az wreszcie nie mogl tego dluzej zniesc. Kiedy ogarnely go konwulsyjne dreszcze, a skiff plynal coraz predzej kolysany przez fale, podniosl prawie pusta butelke i ostroznie pociagnal z niej haust. Wyprostowal sie, usiadl, wzial dwie szczotki, wsadzil je w dulki i powoli zaczal wioslowac.

Trzezwy, a moze wciaz pijany, tyle ze z nowym zapasem energii po odpoczynku, mial szanse uratowania sie, mimo ze znajdowal sie blizej kanalu Severn niz wybrzeza Sornerset i przyplyw szybko przybieral na sile. Ale wioslowal szczotkami od niechcenia, byle tylko, skiff plynal na zachod, na otwarte.morze i byle on sam mogl obserwowac ten dziwny cud na niebie. Patrzac na kule, mruczal i nucil:

— Mona, droga kochana Mona… znalazlas nowego kochanka… grozny wladca przybyl zniszczyc woda swiat… zgwalcona i zhanbiona, Mono kochana, piekniejsza niz kiedykolwiek, z rozpaczy rodzi sie twoj nowy ksztalt… czy chcesz byc bialym pierscieniem?… Wciaz jestem twym poeta, poeta Luny, samotny… samotny walijski zeglarz… jak Wolt Loner powiosluje dzis w nocy az do Ameryki, zeby na ciebie patrzec… u Lloyda dzwon bije zatopionym statkom i miastom, dopoki i jego nie ucisza fale, a wowczas jego stlumione dzwieki beda sie rozchodzily z glebi wod po calym swiecie.

Fale rosly, pienily sie zlocista czerwienia. Gdyby sie Doi odwrocil, zobaczylby, ze pol kilometra za dziobem morze burzy sie gwaltownie, a siec nakrapianych brylantami fal rozbryzguje sie wysoko nad szalejaca woda.

Kiedy Wedrowiec zachodzil nad Wietnamem, a slonce wschodzilo nad wyspa Hainan, Bagong Bung — malutki przy wielkim mechaniku z Australii — obserwowal, jak piecdziesiat metrow za dziobem „Machan Lumpur” powoli, metr po metrze, wylania sie z polyskujacej wody przezarty rdza i porosniety wodorostami komin.

Silny prad napieral na podziurawiony komin, woda pieniac sie tryskala wyzartymi przez rdze otworami; fale znioslyby nawet „Machan Lumpur”, gdyby sruba parowca ale obracala sie bez przerwy. Tymczasem zas w Zatoce Tonkinskiej nastepowal odplyw i woda cofala sie do Morza Poludniowo-chinskiego.

Z poludnia dobiegl niski, donosny dzwiek niby grzmot odleglego odrzutowca. Dwaj mezczyzni nie zwrocili na niego uwagi. Skad mogli wiedziec, ze to dwie i pol godziny temu wybuchl Krakatau, wulkan w Ciesninie Sundajskiej.

Na powierzchnie wody wyplynal pokryty szlamem i muszlami pomost wraku. Prad zaczal slabnac. Kiedy w polu widzenia ukazal sie caly statek, Bagong Bung poznal, ze to „Krolowa Sumatry”.

Maly Malajczyk padl na kolana, zlozyl niski uklon Wedrowcowi na zachodniej czesci nieba, a tym samym niezamierzenie w kierunku Mekki, i powiedzial cicho:

— Terima kasi, bagus kuning dan ungu.

Kiedy juz podziekowal zoltofioletowemu cudotworcy, wstal pospiesznie i wskazujac wrak zartobliwym, wielkopanskim gestem, zawolal wesolo:

— O, Cobber-Hume, bait sobat, przywiazemy kuter do statku ze skarbami i wejdziemy na poklad jako krolowie! Wreszcie, moj przyjacielu, „Machan Lumpur” zostal Tygrysem Blot!

O zmierzchu Sally oparla sie o balustrade tarasu i westchnela.

Swiatlo zachodzacego slonca zlewalo sie z blaskiem plonacej ropy naftowej, ktora wylala sie ze zniszczonych powodzia zbiornikow i unosila sie na slonej wodzie zalewajacej Jersey City.

— Co tak patrzysz, Sally! — zawolal Jake z pokoju, w ktorym siedzial popijajac koniak i zajadajac rozne gatunki sera. — Znow pozar w budynku?

— Nie, chyba sie juz nie pali. Woda siega do polowy domu i ciagle jej przybywa.

— I to ci nie daje spokoju?

— Nie wiem, Jake — rzekla przygnebiona. — Patrze, jak koscioly znikaja pod woda. Nie wiedzialam, ze jest ich az tyle. Kosciol Swietego Patrycego, i Trzech Kroli, i Jezusa Chrystusa, i Swietego Bartlomieja, i Najswietszej Marii Panny, i Meki Panskiej, w ktorym rozpoczeto kampanie antyalkoholowa, i Wszystkich Swietych, i Swietego Marka w Bouwerie, i Maly Kosciol na rogu, a takze Synagoga i Swiatynia Aktorow.

— Przeciez ich wszystkich stad nie widac — zaprotestowal Jake. — Nie widac nawet potowy.

— Widze je w wyobrazni.

— Przestan o tym myslec! — rozkazal. — Spojrz, Sally, na planecie, ktora wznosi sie teraz nad Empire State Butiding, siedzi KingKong. Jak ci sie podoba ten pomysl? Moze uda mi sie umiescic go w sztuce.

— Na pewno ci sie uda — ozywila sie Sally. — A skonczyles juz piosenke o Arce Noego?

— Jeszcze nie. Ojej, Sally, musze przeciez odpoczac po pozarze.

— Odpoczywales przez pol butelki koniaku. Wracamy do pracy!

Rozdzial 26

— Wysiadamy! Przerwa na rozprostowanie nog i spacerek do lasku! — zawolal ochryple Brecht, silac sie na wesolosc. — Wojtowicz, tak jak przepowiadales, droga jest zatarasowana.

Pojekujac troche, wszyscy chetnie wysiedli z autobusu: gorskie powietrze bylo chlodne i wilgotne. Zachodzace slonce rzucalo ukosne, dziwnie zielone promienie — grupa jednomyslnie uznala, ze przyczyna tego zabarwienia jest pyl wulkaniczny gromadzacy sie w stratosferze, jedynie Dragal przypisywal je emanacji planetarnej.

Nie ulegalo watpliwosci, ze wiele przezyli podczas dnia, ktory teraz dobiegal konca, totez skutki nie przespanej nocy srogo dawaly sie we znaki.

Na zoltej farbie autobusu i bialym lakierze furgonetki, stojacej tuz obok, widnialy czarne smugi pozostawione przez ogien, przed ktorym pojazdy ledwo zdolaly uciec. Clarence Dodd mial obandazowana lewa reke, ktora oparzyl, kiedy przytrzymywal plandeke, zeby oslonic Raya Hanksa, Ide i siebie przed buchajacymi, syczacymi plomieniami.

Wychodzac z autobusu Hunter zaklal, gdyz o malo sie nie przewrocil o lezace w przejsciu lopaty, ktorymi przez dwie nuzace godziny kopali piasek i zwir, wyrownujac zasypany odcinek szosy, azeby mogly nia przejechac oba pojazdy. Wepchnal lopaty pod siedzenie i zaklal jeszcze raz.

Kilka osob mialo mokre ubrania, a czarne smugi na autobusie i furgonetce byly miejscami rozmyte przez ogromna ulewe, ktora wraz z szarymi chmurami nadciagnela z zachodu i zlapala grupe dziesiec minut potem, jak ta zakonczyla zwycieski wyscig z ogniem. Wielkie, ciemne zaslony chmur wciaz zaslanialy niebo na wschodzie, natomiast zachodnia czesc nieba juz sie gdzieniegdzie rozpogodzila.

Przebyli trzydziesci kilometrow po gorach: teraz znajdowali sie na przedostatnim grzbiecie gorskim, przed koncowym zjazdem w dol do Doliny Vandenbergu 3 i na autostrade 101, ciagnaca sie z Los Angeles na polnoc w kierunku Santa Barbara i San Francisco.

Brecht, ktory niczym peleryne wojskowa zarzucil na ramiona mokry, pozyczony plaszcz, szedl na czele grupy, a Rama Joan i Margo tuz za nim.

Вы читаете Wedrowiec
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату